niedziela, 26 czerwca 2016

Imperial Jubileu Noir 70 % Lime & Hot Pepper ciemna z limonką i chili (w formie galaretek)

Kolejny długi weekend zapowiadał się męczarnią w kolejkach u lekarzy (spokojnie, nic mi nie jest - sprawy rodzinne) i korkach stolicy. Czynniki niezależne ode mnie psują mi tak życie prawie od roku. Od lekarza wyszłam wcześniej, niż myślałam, poszłam coś zjeść  i postanowiłam, że mam wszystko gdzieś. Opatrzność kazała mi wcześniej wrzucić do bagażnika parę ważnych rzeczy, wiec mogłam śmiało zamiast do domu, jechać na południe...

Na początek coś dobrze znanego  - marudny Diablak, bo czemu by nie rozpocząć sezonu jak zwykle?  Z Przełęczy Krowiarki - nie trzeba dużo myśleć, wiadomo jak dojechać i gdzie iść, mimo że nie lubię wlec się z tłumem.

Do plecaka wrzuciłam czekoladę, której świetlanej przyszłości nie wróżyłam. Kupiłam ją razem z drugim smakiem i  zostawiłam w szufladzie na bardzo długo. Po wielu prawdziwych czekoladach miałam je komuś oddać (dlatego akurat miałam w samochodzie), ale... postanowiłam dać jej szansę, mimo że z tego, co się dowiedziałam, za Jubileu stoi portugalska firma Imperial, która w ofercie ma raczej bardzo zwyczajne słodycze, których skład nie zachwyca.

Jubileu Noir fruits & flowers Lime & Hot Pepper to ciemna czekolada, o zawartości  70 % kakao, z limonką i chili, a dokładniej z galaretkami o smaku limonki i chili.

Otworzyłam ją w drodze na szlak, bo do celebracji zdobycia szczytu się mimo wszystko nie nadaje. Trochę się zdziwiłam, bo owocowe kawałki dziwnie mi się w tę czekoladę powgniatały, ale cóż... Stało się.

Pierwszym, co poczułam i co mnie w sumie zaskoczyło, był smakowity zapach kakao i słodyczy. Bałam się, że albo nie będzie zapachu w ogóle, albo będzie czekoladopodobny, a tu zaskoczenie. Może głębi nie uświadczyłam, ale zapowiadało się nieźle. Oprócz tego poczułam też cytrusowo-galaretkowaty zapach, który na szczęście nie walił chemią.

Przy przełamywaniu odkryłam, że jest dość twarda, mimo że nie trzaska. 
Ten brak dźwięku szybko wyjaśnił się przy rozpuszczaniu się kostki. Czekolada jest bowiem znacząco maślana, rozpuszcza się łatwo i bez większych zastrzeżeń i, co jest najlepsze, nie zmienia się w tłusty ulepek jak np. niektóre Lindt'y Excellence. 
Pierwszy kęs i... poczułam to samo, co w poprzednim akapicie. Smaczne połączenie kakao i słodyczy, przy czym to pierwsze było lekko gorzkawe, ale pozbawione mocniejszych elementów np. cierpkości i kwasku. Bez głębi, ale nie jest źle.

Słodycz jest dobrze trafiona; wydała mi się całkiem silna, ale na poziomie w pełni do przyjęcia. Nasilała się w momencie "odkrywania" kawałków galaretek, a wtedy pojawiał się także ich kwasek - jedyny, jakim raczy ta tabliczka. Smakują soczyście owocowo, ale w sposób o wiele bardziej galaretkowaty, niż naturalny, chociaż nie są sztuczne, a owocowe. Czuć tu głównie jabłko i cytrynę, chociaż i samą limonkę można wyłuskać, zwłaszcza przy rozgryzaniu. Na pewno są cytrusowe i trochę cukrowo-słodkie, jak to galaretki.
Cząstki te nazywam właśnie galaretkami, bo nie da się ich nazwać inaczej. Konsystencja to 100 % cukierków typu "galaretki w czekoladzie", takich trochę cukrowych. No, te tutaj są może minimalnie bardziej zwarto-soczyste. Kiedy je gryzłam lub trzymałam na języku, po pewnym czasie poczułam też lekką pikanterię. Był to moment, w którym czekolady robiło się coraz mniej i zostawały razem już do końca. Nie było to mocne chili-uderzenie, a właściwie akcent, ale na poziomie w miarę zadowalającym i nie do przegapienia.

Zostałam zaskoczona bardzo pozytywnie! Odbiór na pewno polepszyły okoliczności jedzenia jej, ale i bez tego: to prosta, smaczna czekolada z niezłym dodatkiem (jak ktoś lubi galaretki; ja - tak sobie) i, co najlepsze, z wyczuwalnym chili (mimo że nie od samego początku).


ocena: 8/10
kupiłam: Biedronka
cena: 2.99 zł (chyba, wiem na pewno, że w promocji)
kaloryczność: 558 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada 88% (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, masło skoncentrowane, lecytyna sojowa, aromat), kawałki limonki z chili 12% (cukier, jabłko, sok z limonki 18%, włókno ananasowe, kurkumina, kompleks miedziowy chlorofilu, alginian sodu, kwas cytrynowy, naturalny aromat limonki, fosforan dwuwapniowy, cytryniany potasu, ekstrakt z chili 0,03%)

15 komentarzy:

  1. Nie przepadam za galaretka w czekoladzie,ale tej bym z przyjemnością spróbowała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, zwłaszcza jak się na taką okazję jak ja trafia. :D

      Usuń
  2. charlottemadness26 czerwca 2016 07:24

    Jadłam ją rok temu i utkwił mi tylko w pamięci galaretkowaty posmak,nic po za tym,na szczęście naturalny posmak,nie jakiś sztuczny :>
    Raczej dużo się nią nie zachwycałam,ale nie wyszło dosyć możliwie,jak dla tej kategorii czekolad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się specjalnie nie zachwyciłam, no może tylko tym, że załapałam się na taką promocję, bo to śmieszna cena.

      Usuń
  3. Rany, ja ją jadłam w marcu 2015 roku xD Ocenę wystawiłam dobrą, ale nie do końca byłam zachwycona Była zbyt cierpka jak na mój ówczesny gust

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja póki kupiłam, póki swoje odleżała w szufladzie... xD Podobnie było ze świątecznymi Momami, które kiedyś tam w Biedrze były.

      Usuń
  4. Jadłyśmy ją na 100%, bo pamiętamy to opakowanie i moment kiedy siostra przywiozła ją do domu po zakupach ale za nic w świecie nie możemy sobie przypomnieć czy nam smakowała xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nienawidzę galaretek. Tu ratuje tylko fakt, że to limonka. Niemniej wolałabym nadzienie. :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro galaretki wyglądały w ten sposób, nawet nie chcę myśleć, jak wyglądałoby nadzienie. One takie podróże gorzej znoszą, a poza tym... byłabym się, że skład zapchaliby jakimiś olejami palmowymi.

      Usuń
  6. Myślałam, że po przeczytaniu o słodko-słodko-słodkiej białej ciemna mnie ukoi, ale nie, jest jeszcze gorzej. Gdybym ja wyszła poza dom i miała do dyspozycji tylko taką czekoladę... hmm... rzuciłabym się z gór :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie miałam ze sobą np. żadnej Milki czy Wedla i Twoich pomysłów. xD

      Usuń
  7. Nie widziałam ich w Biedronce:( za to wczoraj kupilam Lindt pomarańcza trufla czy jako s tak. bylam w szoku bo byla cała sterta rożnych czekolad Lindt a u mnie to w mieście znikły w ciągu jednego dnia. Tu na wsi zachowaly się chyba ze 2 m-ce:) Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One były wiele miesięcy temu i to bardzo krótko.
      No, na wsi nie ma pewnie zbyt wielu chętnych na Lindt'y, a u mnie w mieście w Biedronkach je widziałam, ale ja się na pewno nie zdecyduję, bo nie podobają mi się proporcje czekolada-nadzienie, a po rozczarowaniu jakim była nowa wersja mojej niegdyś ulubionej Chocolate Cake (http://chwile-zaslodzenia.blogspot.com/2015/07/lindt-creation-chocolate-cake-mleczna-z.html), reszty próbować nie mam zamiaru. Trzymam jednak kciuki, żeby Tobie smakowała.

      Usuń
    2. Widziałam wersje tej czekolady,ale coś balam się ją kupić hihi

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.