Ostatnim posiadanym Pralusem z poprzedniego wielkiego zamówienia w Sekretach Czekolady była mleczna interpretacja indonezyjskiej czekolady Pralusa. Trochę z nią zwlekałam, czekając na dzień, w którym będę miała ochotę na coś głębokiego i mlecznego, słodkiego i, ewentualnie, łagodnego. Jakoś tak przez nazwę tabliczki - "Melissa" - wydawało mi się, że właśnie łagodnie będzie. Wypadło na dzień niedługo po zjedzeniu kauflandowej mlecznej 45 %, więc w dodatku miałam sobie porównać, jak taka zwykła 45 % wypada czy Pralusie.
Swoją drogą, zauważyłam, że w internecie panuje błędne przekonanie o tym, że czekolada jest z Madagaskaru - na mojej naklejce z tłumaczeniem też coś takiego było, ale już na samym opakowaniu jest Indonezja (w dodatku zaznaczona na mapie), a Madagaskar pojawia się tylko w opisie marki, że "Pralus wybiera najlepsze ziarna na świecie [...] ma nawet swoją własną plantację na Madagaskarze".
Pralus Melissa Criollo 45 % to mleczna czekolada o zawartości 45 % kakao criollo pochodzącego z Jawy (jednej z wysp Indonezji).
Po otwarciu poczułam przede wszystkim mocny zapach słodkiego karmelu o wręcz toffi-waniliowych zapędach. Był w tym i nieco palony motyw, pewna soczystość, ale ogólnie zapach określiłabym jako słodki karmel tonący w naturalnym, "siankowo-kozim" mleku.
Tabliczka nie trzaskała, ale zaliczyłabym ją do tych solidnych, "pełnych". Zdziwiło mnie, że w ustach nie była taka pełna czy tłusta, bo jakby... opływała (?) mlekiem, kojarzyła się z niegładkim karmelem lub scukrzonym miodem. Miała wręcz chropowatą strukturę, ale rozpływała się raczej łatwo.
W smaku od samego początku trafiłam na ogrom mleka i słodycz. Mleko bardzo szybko uraczyło mnie wiejską naturalnością. Z czasem zaczęło wręcz podchodzić pod łagodny kozi ser, lecz on też się jakoś w słodycz wpisał.
Początkowo słodycz była wycofana, ale szybko zaczęła rosnąć i rozkładać się niczym wachlarz. Czekolada ani przez chwilę nie była jednak cukrowa.
Wszechobecny był słodki karmel. Momentami, łącząc się z mlekiem, podchodził wręcz pod toffi.
Szybko pojawiły się soczyste przebłyski. W nich doszukałam się trochę owoców i... kwiatów? Nie, nie. Miodu kwiatowego. Dużo miodu wielokwiatowego, przy czym wyraźnie zaznaczała się wanilia.
Jeśli o wspomniane owoce chodzi... Wydawały mi się stłamszone przez słodycz, ale ewidentnie czułam owocowy motyw - jakby jagody i "coś żółtego", ananasowo-cytrynowego. Nie był to jednak ananas sam w sobie, a taki... nie wiem, dosłodzony? Może coś jak z puszki? Nie wiem, takich nie jadłam, ale tak je sobie wyobrażam. Wczuwając się na siłę, ssąc kawałek wychwyciłam chyba jeszcze... takiego prawie kwaskowatego - wiśnie? grejpfrut? Indonesie 75 % sugeruje mi wiśnie, ale nie wiem...
Kakao jako takie nie było wyczuwalne, choć może w tle próbowało się przebić jakimiś nutami odbiegającymi od leciutkiej paloności karmelu - coś jakby palona kasza, sezamki? Mimo to, naprawdę wiele zdziałało, bo wszystkie nuty wanilii, karmelu i miodu muszą pochodzić właśnie od niego - czekoladę posłodzono bowiem tylko białym cukrem.
Całości daleko do przecukrzenia, ale to czekolada o słodkim wydźwięku. Karmel, toffi, miód, wanilia - jak dla mnie za dużo tu tych tylko słodkich nut, ale plusem jest, że i mleczność była bardzo silna. "Kozi ser"utonął w tym jednak, podobnie jak "owocowe akcenty". O wiele bardziej smakowała mi Cluizel Mangaro Milk 50 % o niemal identycznych z nazwy nutach (mimo że tamta na pewno jest tylko z Madagaskaru), które jednak ułożyły się inaczej. Tam był charakterek cytrusów, wyraźne owoce, orzechy, kozia nuta dosłodzone tymi "słodzidłami". Tutaj... słodzidła z nutami. Z Pralusem Indonesie 75 % karmel, ser, owoce (?) można jakoś połączyć, ale "w ciemno" bym ich nie skojarzyła.
Żeby było śmieszniej, mimo mojej miłości do prawdziwej czekolady, zdecydowanie wolę np. wspomnianą z Kauflandu - mniej słodką, bardziej kakaową, mimo że tak zwyczajnie, prosto kakaową.
ocena: 6/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 24 zł (dostałam zniżkę)
kaloryczność: nie
czy kupię znów: nie
Skład: kakao, mleko w proszku, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa
Bogactwo smaków w jednej tabliczce ;)
OdpowiedzUsuńByć może ta tabliczka wypadła by lepiej, gdyby była bardziej kakaowa - z drugiej strony ułożenie nut smakowych nadal zostałoby praktycznie niezmienione
Jednolite bogactwo. :P
UsuńWłaśnie biorąc pod uwagę pochodzenie kakao, myślę, że przy większej ilości mogłyby pojawić się też zupełnie inne, ciekawsze.
Ale zawsze to jakieś bogactwo :P
UsuńTeż byłem przekonany, że jest z Madagaskaru, dopiero Ty wyprowadziłaś mnie z błędu jakiś czas temu. Tym bardziej, że charakter tej czekolady jest zbliżony do tego madagaskarskiego Cluizela, choć także uważam, że Cluizel lepszy (no i ma więcej kakao). To był mój pierwszy i na długo jedyny Pralus, ale wczoraj przyszła moja przesyłka z Sekretów i mam dwa madagaskarskie Pralusy, 75 i setkę.
OdpowiedzUsuńTo fakt i według mnie też Cluizel wygrywa. I powiedziałabym nawet, że jest między nimi ogromna przepaść!
UsuńMleczny Pralus według mnie jest najgorszym Pralusem, ale dwa wspomniane ciemne są przepyszne. Kocham tę setkę, już nawet powrót jeden do niej zrobiłam, a przy moim zawaleniu czekoladami, powrót do plantacyjnych jest rzadkością.
Ja bym jednak temu Pralusowi dał więcej niż 6, przynajmniej z tego co pamiętam :)
UsuńGdyby konsystencja była dobra, na pewno dałabym co najmniej 7, ale ona... była według mnie paskudna, a w połączeniu z tymi smakami to przeważyło.
UsuńHm. Dowód, że w moim codziennym pędzie za mało mam czasu na zajmowanie się czekoladami... Znakiem na opakowaniu nie przejmowałam się mocno, bowiem przy Fortissimie wprowadzał w błąd. Nie wiem co mam teraz zrobić z moją recenzją. Jedno jest pewne - charakterystycznego kakao z Indonezji to to na pewno nie przypominało. Dla mnie rzeczywiście to był bardzo łagodny Madagaskar. Nie mówiąc o tym, że super mile wspominany, bo jedzony z Kolumbijczykami w towarzystwie kolumbijskiej kawy, tuż po powrocie z dżungli, gdzie zastał nas tropikalny deszcz...
OdpowiedzUsuńMoże to np. indonezyjskie kakao aromatyzowane tym z Madagaskaru? Coś jak w przypadku JP Czekolady i tabliczki z Wybrzeża Kości Słoniowej?
UsuńDobrze, że Ty ją tak dobrze wspominasz.
Pewnie to po prostu indonezyjska czekolada w baaaardzo dużym stopniu ugrzeczniona... No i czescy dystrybutorzy walnęli byka, którym się sugerowałam.
UsuńWłaśnie zauważyłam, że na naklejkach dystrybutorów, tłumaczy itp. często są błędy, więc zawsze starannie je odklejam.
UsuńNajbardziej mnie zmylił i tak blog Chocolate Codex...
UsuńMiałam okazję spróbować miniaturki i faktycznie wydała się jakby rozwodniona (w szczególności biorąc pod uwagę niczego sobie zawartość kakao), ale z drugiej strony pociągają mnie wszelkie kozie nuty, których tu nie brakowało. Może kiedyś skuszę się na pełnowymiarową :)
OdpowiedzUsuńTak, ona ma te kozie nuty, ale one są bardzo podobne i lepsze w Cluizelu.
UsuńJa tam wolę kupić po prostu koziego Zottera. To jest dopiero moc! I kozia, i kakao.
UsuńA nie lepiej kozie Domori? ;)
UsuńNooo, uwielbiam go <3
UsuńNie. Było jakieś mało charakterne, zdecydowanie wygrywa Zotter.
UsuńDomori na pewno kiedyś spróbuję. Za to owczy zotter niezbyt mi podszedł. Tzn. nie był niesmaczny, ale trochę nudny i mdły.
UsuńWłaśnie z owczych to akurat od Zottera bardziej mi Domori smakowało, ale w sumie i Zottera całkiem miło wspominam.
UsuńAż nam ślinka pociekła :P Tak nam narobiłaś smaka na mleczną czekoladę, że jakby nam ktoś postawił pod nos Milkę to też byśmy wszamały xD Chyba te dni się zbliżają xD
OdpowiedzUsuńOjej, aż tak? Tą czekoladą? Cóż... :P
UsuńMyślę, że to dlatego, że ostatnio jemy za dużo masła orzechowego a w ogóle czekolady xD Trzeba wyrównać proporcje xD
UsuńMasła orzechowego nigdy nie jest za dużo. :P Ale, nawet przy tym, nie wyobrażam sobie prawie niejedzenia czekolady.
UsuńCzekolada idealna do wwąchiwania się, ale to tyle, jeśli chodzi o mnie.
OdpowiedzUsuń