czwartek, 11 kwietnia 2019

Scholetta Winter Schokolade a'la Spekulatius mleczna z mleczno-śmietankowym nadzieniem o smaku ciasteczek korzennych z ciasteczkami

Listopad 2018 okazał się miesiącem, w którym kupiłam tyle czekolad z Aldi, co chyba jeszcze nigdy w życiu. Była to terapia po stracie szczurka, ale też korzystanie z tego, że wreszcie mogłam po prostu pojechać do jednego z trzech Aldich w mieście i kupić, co chciałam. Czekolady spod szyldu "Scholetta" niegdyś widywałam na straganach z niemieckimi (raczej tanimi) słodyczami, nigdy żadnej nie próbowałam, więc postanowiłam jedną kupić "dla nauki". Jednak... były tak tanie, a ja i tak władowałam do koszyka o wiele więcej, niż zamierzałam, że było mi bez różnicy i kupiłam całą serię. Potem pomyślałam, że pewnie okażą się podobnym g. co lidlowe Czekolaterie, ale trudno. Okazało się bowiem, że producentem jest Ludwig Schokolade m.in. od Schogetten. Postanowiłam zacząć od takiej "najogólniejszej", czyli po prostu z ciastkami korzennymi, bo... bo Lindt z takowymi (i z wiśnią) nawalił.
Tak swoją drogą... jestem ciekawa, czy to producent taki pomysłowy, żeby kombinować, zamiast zrobić po prostu mleczny krem i dodać ciasteczka korzenne, czy to już tłumacz usiłujący zabłysnąć awangardowym intelektem.

Scholetta Winter Schokolade a'la Spekulatius to "mleczna czekolada zawierająca 30 % kakao nadziewana kremem mleczno-śmietankowym (32%) o smaku ciasteczek korzennych z kawałkami maślanych herbatników (3,7%)" (ciastek korzennych?), stylizowana na ciastka Spekulatius.

Już w trakcie otwierania dobiegł mnie mocno korzenny zapach. Jednoznacznie kojarzył się z tłustymi ciastkami korzennymi z ogromną ilością cynamonu. Otoczenie słodkiej, mlecznej czekolady się temu podporządkowało, a z czasem wszystko to wydało mi się wręcz przearomatyzowane.

Lśniąca tabliczka sprawiała wrażenie twardawej, ale i tłustej.
W ustach aż tak strasznie tłusta nie była, acz tłustości całkiem odmówić jej nie można. Była ona jednak niemal śmietankowa, bardzo gęsta i kremowa. Sprawiała wrażenie niegładkiej.
Nadzienie było tłustsze, ale w rzadszy sposób, jak śmietanka z olejem - nie podobało mi się to, ale nie było strasznie złe (oleistość nie była taka znowu mocna). Dość silnie zaznaczyła się w nim proszkowość, dodatkowo nakręcona wyraźnie wyczuwalnymi "trzeszczącymi" drobinkami przypraw.
Zatopiono w nim mnóstwo małych i twardo-chrupiących kawałków ciastek. Ku mojemu rozczarowaniu, nie chciały się rozpływać.

W smaku sama czekolada storpedowała mnie słodyczą i pełnym mlekiem. Były bardzo, bardzo silne, ale już po chwili dołączyła do nich smakowita nuta... orzechów laskowych? W tle zaznaczyła się lekka korzenność, a ja z zaskoczeniem wyłapałam wątły posmak kakao.

Wraz z nadzieniem rosła korzenność, słodycz i mleko. Najpierw w tej kolejności. Korzenność wyraźnie przypiekła ostrawym cynamonem, słodycz zadrapała w gardle cukrem, a wyraziste mleko... mleko zmieniło się w słodką śmietankę. Za sprawą odrobinki chłodku anyżu przywiodła na myśl lody na bazie śmietanki właśnie, ale... posłodzone wanilią. W tle niestety mignęła też jakaś tłuszczowość... może maślaność.
Cukier i przyprawy starały się ją stłamsić. Nie wszystkie przyprawy udało mi się nazwać, ale nie był to tylko cynamon. Czyżby też goździki? Korzenna goryczka niestety słodyczy nie przełamała.

Gdy językiem zaczęłam trafiać na ciasteczka i rozgryzać je obok czekolady, niemiłosiernie rosła cukrowość. Zaraz jednak wszystko rozgoniło połączenie silnego smaku maślanego i pszeniczno-ciastkowej kartonowości. Ciastka wyszły bowiem słodko i nijako. Miałam wrażenie, że to takie kartonowo-korzenne, tłuste ciastka, nie zaś jasne maślane. Sprawiały wrażenie tanich, tłustych i niesmacznych ciastek z kartonu.

W posmaku została silna, niemal pikantna korzenność, zalatująca już trochę sztucznością, oraz przesłodzenie. Było cukrowo-waniliowe i wkomponowane w śmietankowo-mleczno-tłuszczową toń. W tle pobrzmiewała też mleczna, uroczo orzechowa czekolada. Niestety na ustach czułam oleistość.

Tabliczka wyszła więc... smacznie. Sama czekolada zaskakująco dobra - przypominała Lindta, ale była bardziej orzechowa niż kakaowa. Oprócz tego bardzo korzenna, śmietankowa i rzeczywiście jak z ciastkami korzennymi (choć w końcu trudno określić, jakie były w istocie). Przypraw bowiem ogółem nie pożałowano. Ciastka... hm, były okropnie kartonowo-tłuszczowe, ale właśnie jak takie kiepskie korzenne (+charakterystyczna twardość). Nie wiem w końcu, jakie były. Czuję, że dodanie przypraw nie tylko do nich to celowy zabieg - i to bardzo udany! Szkoda jednak, że tabliczka wyszła ogólnie zbyt oleiście i... no jednak pieruńsko słodko. Struktura jednak nie była zła. To, że nie była gładka, minimalizowało poczucie tłustości, a i wynikało z przypraw (i miazgi orzechowej?).
Przy jej cenie jednak można na to oko przymknąć. Z Lindtem Crunchy X-Mas Cherry wygrywa na pewno. Zaprezentowała też wyższą jakość niż lidlowe Czekolaterie.


ocena: 8/10
kupiłam: Aldi
cena: 2,79 zł
kaloryczność: 541 kcal / 100 g
czy kupię znów: może kiedyś?

Skład: cukier, mleko pełne w proszku, tłuszcz kakaowy, tłuszcz palmowy, miazga kakaowa, słodka serwatka w proszku, mąka pszenna, śmietanka w proszku, masło (0,6%), laktoza, lecytyna sojowa, przyprawy (0,2%), aromaty naturalne, miazga z orzechów laskowych, skrobia pszenna, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu w proszku, ekstrakt wanilii, sól, substancje spulchniające (węglany amonu, węglany sodu)

4 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się że będzie lepsza od lindt :o lubie jak czekolada ma orzechowy posmak i jest słodziutka :) ale pewnie to była tylko limitka na święta? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko pamiętaj, że pisałam o konkretnym Lindtcie, tym z ciastkami korzennymi i wiśniami.

      Tak, limitka, ale ostatnio pojawiło się mnóstwo innych limitowanych smaków. Nie wiem jednak jak wyszły, bo na razie zjadłam te zimowe i od razu ostrzegam, że dwie dobre, dwie nie.

      Usuń
  2. Ja też kupuję słodycze terapeutycznie. Mimo iż potem mam doła, bo powiększyłam listę o milion produktów, podczas zakupów czuję się jak na haju. Według mnie ciastka z nadzienia nie muszą się rozpuszczać, choć fajnie by było. Natomiast mdły smak jest niedopuszczalny, a to wcale nie rzadkość. Producenci zakładają, że nikt nie będzie dłubał. Zresztą jesteśmy wyjątkami, więc zasadniczo się nie mylą. Czekolada wydaje mi się na tyle ciekawa w mój sposób, że mogłabym jej spróbować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, terapeutycznie w sumie to tak często nie kupuję, ale mimo wydłużającej się listy, skoro działa, to dobry sposób.

      O taak, z tym rozkładaniem na elementy! Mama zawsze mi przypomina, że dla niej ma smakować, nie musi zagłębiać się w szczegóły, czasem mówi nawet, że woli sobie tym samym życia nie utrudniać, ale właśnie to uwielbiam.

      Myślę, że mogłaby Ci smakować.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.