Tej zimy w Aldim nakupowałam rozmaitych aldiowatych (nie tylko marek własnych, ale ogólnie takich, które pojawiły się chyba tylko tam) czekolad - każdej marki po kilka smaków, w ciemno. Chcąc mieć jakiś ogólny ogląd, co ja tam nachomikowałam, zaczęłam próbować po jednym smaku każdej marki. W tym przypadku padło właśnie na tę z dwóch powodów: 1) bałam się, że ciemna najszybciej zdziadzieje np. pokrywając się nalotem; 2) prawie nabawiłam się urazu do za tłustych i przesłodzonych kremów czekoladowych / kakaowych, więc chciałam mieć ją z głowy.
Freihofer Gourmet Gefullte Schoko Tafelchen Kakao to czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana kremem kakaowym (26%) i udekorowana ziarnem kakaowym; w formie minitabliczek / czekoladek.
Po otwarciu poczułam niejednoznaczny zapach, którego nie umiałam zaklasyfikować jako przyjemny lub nie. Z jednej strony przedstawiał ziemiste, niemal soczyste kakao o mocnym wydźwięku, a z drugiej dużo maślaności i śmietanki. Gdy trafiły one na ziemię, kojarzyły mi się tak maślano-grzybowo, trochę margarynowo. Gdy zbliżałam nos do spodu, w zapachu dominowały nibsy, wyostrzające ziemistość. Ku mojemu zaskoczeniu zapach nie był zbyt słodki, a wytrawny.
Na dotyk mini-tabliczki wydawały się bardzo tłuste i miękkie, ulepkowate, ale przy przełamywaniu czy odgryzaniu kawałka lekko pykały. Warstwa czekolady była dość gruba, środek wyglądał dziwnie. Najpierw myślałam, że jednak są dwa rodzaje nadzienia, ale nie: czekolada po prostu w każdym była dziwnie w nadzienie "wgięta". Część nibsów dobrze się jej trzymała, część odpadała, nadając kruchego wrażenia.
W ustach czekolada rozpływała się powoli, troszeczkę opornie tworząc jak gdyby gęstą, miękką zawiesinę. Była gładko-kremowa, ale z wysuszającym efektem przywodzącym na myśl trufle. Szybko wyłaziło spod niej nadzienie tłustsze i ewidentnie gładsze od niej. Okazało się czymś między oleistym kremem, a margarynowym musem. Nibsy z kolei były twardo-chrupiące i suche, ale nie ostre czy coś. W sumie spoko, bo takie jakoś pasowały do tłusto-miękkiej masy (osłabiało to poczucie).
Po dosłownie sekundach, doszła do niej lekka maślaność i delikatnie gorzkawe kakao o palonym wydźwięku. Najpierw do głowy przyszedł mi chleb (ciemnawy jakiś, ale nie twardy, żytni czy coś) z masłem, co dość szybko przeszło w słód lub kawą. Nie było to jednak wyraziste, a bardzo słodko-rozmyte.
Gdy próbowałam rozgryzać nibsy "obok czekolady" bliżej początku, wydawały się suche i prawie "wysuszone ze smaku".
Nadzienie zszokowało mnie tym, że podbiło słodycz, serwując jakby czystą słodycz wpisaną w śmietankę. Była za silna, ale jakby płynąca bezpośrednio ze śmietankowo-mlecznego smaku. Pojawił się też maślano-grzybowy akcent. Wraz z nim rozszedł się bardziej cierpki smak kakao. Z czekoladową gorzkawością wreszcie zrobiło się to intensywnie kakaowe i wytrawniejsze. Niestety, maślaność i margaryna też miały w tym spory udział. Nadzienie wydzióbane i spróbowane osobno miało w sobie nutę obrzydliwości, ale z czekoladą, w jego smak można było się wciągnąć.
Czekolada wraz z nadzieniem z chlebowo-słodowo-kawowej stała się wyraźnie kawowo-cappuccinowa. Gorzkawość i słodka do potęgi śmietanka mieszały się z margaryną, kryjąc ją. Już bliżej końca gorzkawość została wepchnięta bardziej w gorzkość (acz wciąż delikatną) przez nibsy, zanim jeszcze zaczęłam je rozgryzać.
Gdy zaczęłam rozgryzać nibsy, to one dominowały zupełnie. Najpierw niewiarygodnie podbijały kawę i słodowość, by po chwili zaserwować mieszankę słodyczy i kwasku w słodowej otoczce, jednoznacznie kojarzące się z jasnym, pszenicznym piwem. Trochę kiepskim, ale piwem (Lechem konkretnie). Niektóre były po prostu gorzko-kakaowe, inne jakieś gorzko-przypalone, parę bez smaku.
W posmaku pozostała silna słodycz, śmietanko-cukier puder oraz poczucie zatłuszczenia, a jednocześnie wysuszenia pyłkiem kakao. Czułam nibsy i kakao w kontekście musowo-maślanym. Dzięki temu przesłodzenie nie dawało się we znaki, ale... kojarzyło się to też dziwnie grzybowo-margarynowo. Wydaje mi się, że jednak gorzki smak kruszonego kakao trochę za bardzo kontrastowo podkreślił margarynowo-maślaność środka.
Trudno mi to wyjaśnić, ale w tym było coś wciągającego, mimo pewnej obrzydliwości. Wydało mi się połączeniem Gross Truffle i Lindt Lindor. Miało obrzydliwawe nadzienie Lindora, ale nie było tak słodkie, naprawdę czuć w nim kakao. Gross miał lepszą strukturę. Nibsów w Gourment było mi trochę za dużo, ale nie mogę powiedzieć, że nie pasowały.
Mimo wielu czynników łagodzących, kakao naprawdę dobrze czuć, więc to niewątpliwie plus, ale dla mnie to i tak było zdecydowanie za maślano-margarynowe. Czuję, że inne smaki wyjdą na pewno lepiej, bo są z założenia takie słodkie a nie wytrawne, taka forma zaś zdecydowanie bardziej do słodkości pasuje. Zjadłam na raz, by nie musieć do nich już wracać (a oddać nie było komu).
ocena: 6/10
kupiłam: Aldi
cena: 9,99 zł (za 115g)
kaloryczność: 555 kcal / 100 g; 1 sztuka (ok. 10g) - 56 kcal
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcze roślinne w zmiennych proporcjach (palmowy, z ziaren palmowych), tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 4%, ziarna kakaowca 4%, serwatka w proszku, lecytyna sojowa, aromat
Według mnie wygląda pięknie <3 ale chyba wiem o jaki grzybowo margarynowy smak chodzi,wydaje mi się ze kiedys jadlam czekolade ktora tak smakowala... I zdecydowanie nie chciałabym powtorki :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie nie tak ciężko o niego, a że smakuje, jak smakuje, to nawet przy rożnicach w naszych gustach... No właśnie. Nie życzę powtórki!
UsuńNiemal wszystko mi tu pasuje. Smak, konsystencje, słodycz. Tylko forma mogłaby być lepsza. Oleiste Lindory i trufle, mmm. Do tego a la kawowe nibsy. Coś czuję, że moja ocena byłaby wyższa.
OdpowiedzUsuńJaka forma byłaby w tym przypadku Twoją wymarzoną?
UsuńTak, mogłaby Ci smakować. Na 100 smakowała by Ci nugatowa.
Bez podziału na kostki. Jako że płynę na fali oczarowania jednolitymi czekoladami, w sensie bez rządków i kostek, właśnie taką bym chciała. Przy okazji zmieściłoby się więcej kremu.
UsuńNugatowe Roshen już jadłaś?
UsuńO, ja lubię brak podziału na kostki w przypadku niektórych ciemnych czystych (np. Duffy's). Nadziewane Zottery też wielbię, ale denerwują mnie te, które mają za dużo warstw i cienkich warstewek, bo aż się rozwalają. Nie myślałam jednak, że i Ty taką formę polubisz.
Tak, kilka tygodni temu, tuż po Magneticach. Na blogu pojawią się za tydzień. Według mnie tragedia.
UsuńJa też nie sądziłam :) Natomiast wielowarstwowych słodyczy, tak jak wielkoskładnikowych posiłków, nadal nie lubię.
O, to czekam. Ja w pierwszej chwili wszystkim trzem próbowanym chciałam 1 przyznać. Fu.
UsuńWieloskładnikowe są u mnie tylko śniadania, a sushi więcejskładnikowe niż Twoje, ale do ogółu chyba też niezbyt. :P I mnie nawet jogurt wymieszany z owocami to za dużo składników (ten, co ostatnio na insta wrzuciłam - aż mi jakieś dziwne to takie się wydało). Jeśli o Zottera chodzi to obecnie uważam, że w wielu kompozycjach przesadza.