sobota, 15 czerwca 2019

MIA 65 % Madagascar Coconut ciemna z Madagaskaru z kokosem

Że też przy Chocolate and Love Mint 67 % musiałam wspomnieć o pysznej Madecasse 63 % Dark Chocolate Mint Crunch. Od razu zachciało mi się czegoś w podobie, czegoś... dziko madagaskarskiego. Akurat dzisiaj przedstawiana machała mi przed nosem tylko pięcioma miesiącami do końca terminu ważności, zaznaczonego na mojej kartce czerwoną linią. Na samo wspomnienie marki aż mi ślinka zaczęła lecieć. Madecasse 70 % Dark Chocolate Toasted Coconut uznałam na przykład za zjawiskową, nie widziałam więc powodów, by MIA nie dorównała.

MIA 65 % Madagascar Coconut to ciemna czekolada o zawartości 65 % kakao z Madagaskaru z karmelizowanym suszonym kokosem.

Po otwarciu z zaskoczeniem zarejestrowałam niemal pieprzną pikanterię wetkniętą w prażono-karmelową słodycz, splecioną z delikatnym, w pełni naturalnym kokosem. Otulił go ciężkawy zapach świeżych płatków róż. Oprócz tego, wyłapałam coś rześko-zwiewnego, soczystego. Coś jak połączenie kwiatów i cytrusów, ale... nie tak do końca. Do głowy przyszedł mi cytrusowo-kwiatowy pieprz syczuański.

Tabliczka była twarda, chrupała-trzaskała, przy czym wydawała się pełna. Kokos to przemielona, sucho-chrupka posypka, która chętnie odlatywała i odskakiwała. Było go jednak tak dużo, że nie sprawiało to problemu.
W ustach czekolada rozpływała się niczym gęsta glina, długo zachowując formę. Była przy tym kremowa, ale nie nazbyt tłusta. Wydawało się, jakby wypływał z niej ogrom soku, a jednocześnie udawała trochę pyliście trzeszczącą.
Wiórki kokosowe okazały się chrupko-trzeszczące (trzeszczały trochę jak chałwa) i suche w pozytywnym sensie, bo prażono-karmelizowane, z zachowanym elementem świeżości. Nie memłały się ani trochę, za to kojarzyły się z "wiórkami z orzechów".

W smaku najpierw popłynęła stonowana słodycz palonego karmelu. Nagle, niespodziewanie uderzyła gorzkawa pieprzność i zniknęła jeszcze szybciej, niż się pojawiła. Do palonego karmelu dołączyły  kwiaty, dodając mu skrzydeł. To były ciężkawe, choć żywe i wilgotne płatki róż, ale i jakieś inne. Do tych "innych" szybko podpiął się kokos. Po paru sekundach był wyraźnie wyczuwalny.

Czekolada nie pozwoliła mu na dominację, acz odstąpiła mu trochę miejsca. Pobrzmiewająca cierpkość nagle za sprawą tego połączenia stała się kefirem. Kefir, mleczny smaczek, jeszcze więcej kefiru i sugestie śmietanki kokosowej w pewnym momencie dominowały. Lekki, cierpki kwasek nabiału przełamał i jednocześnie wpisał się w słodycz, by po chwili...

...wmieszać się w coraz odważniej przemawiające cytrusy. Poczułam grejpfruta, lekko podkreślonego rozgrzewającą pikanterią. Ta kręciła się wokół prażono-palonych nut. Palony karmel był ściśle powiązany z kokosem i tworzył przejście od niego do czekolady, zapewniając spójność. Zaplątały się tu orzechowo-karmelizowane nuty i coś poważniejszego - ziemistego. Ogrom soczystości przemodelował to w mieszaninę małych, ciemnych owoców leśnych. Cierpkawe jeżyny, kwaskowate jagódki, może żurawina... wciąż ozdobione pewną słodyczą karmelu i kwiatów. W pewnym momencie, ta leśna drobnica wyrwała się na przód.

Bliżej końca przy ziemistym akcencie, gdy zaczęłam trochę rozgryzać wiórki obok czekolady, wzrosło prażenie, podkreślające gorzkość pieprzu i cierpkość owoców (głównie jeżyn). Towarzyszyła temu, mimo ciepło-prażonego wydźwięku, pewna wilgoć płatków kwiatów... wbitych w wilgotną ziemię.

W posmaku pozostał przede wszystkim kokos, ale dość długo towarzystwa starały mu się dotrzymać kwaskowato-cierpkie cytrusy, jeżyno-jagódki i kefir, przemieszane z gorzkimi pieprzem i ziemią, a udelikatnione kwiatami. Wydawało się to dość... kokosowo-mleczne, ale poważne.

Tabliczka wyszła bardzo ciekawie, szokująco mocno kefirowo-kokosowo i karmelowo. Paloność / prażenie nie zaburzyły wilgotnie-soczystego klimatu budowanego przez róże, grejpfruty i ciemne owoce leśne. Czekolada pokazała pazurki dzięki niemal pieprznej pikanterii. Kokos był wyczuwalny właściwie przez większość czasu, ale podczepiał się pod poszczególne nuty czekolady, nie zagłuszając jej.

Bardzo podobało mi się, że wyrazisty dodatek tak wpasował się w czekoladę, która była po prostu boska. Różano-owocowo-kefirowa, z charakterem cierpko-goryczkowatym. Silna, palonokarmelowa i kwiatowa słodycz wydawała się szlachetna, wyważona. Cała kompozycja właśnie jakby na słodyczy i cierpkawości się opierała, gorzkość tworzyła cudowne tło, a w kwaśności nie było przesady. Formę dodatku uważam za niezwykle pomysłową - bardzo, bardzo mi się podobała.

Zupełnie inna niż Madecasse, bo forma dodatku inna i niespotykana w obu, ale równie pyszna. Madecasse była bardziej gorzka (za sprawą ziemi, kawy i orzechów) i cytrynowa, a jej słodycz miała waniliowo-mleczno-kokosowy charakter, w momencie gdy MIA to delikatna gorzkość pieprzu, ziemi i palenia, a jej słodycz to mnóstwo karmelu i kwiatów, owoców (leśnych i cytrusów). Łączy je jednak kokosowa mleczność, kefir i wyrazisty kokos. Madecasse to "orzechowy kokos", MIA "karmelowy kokos" - magia! Całościowo MIA wyszła bardziej słodko, ale tu rozumiem, że nie porwali się na 70 % kakao, by było harmonijniej.
Znów połówka, bo tak bardzo, bardzo subiektywnie po prostu muszę wyróżnić Madecassse za stosunek słodyczy do gorzkości.


ocena: 9,5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 16,79 zł (za 75 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 569 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, kokos 10%, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

5 komentarzy:

  1. Im słodsza czekolada tym lepiej dla mnie :D jesteśmy ciekawa tej kefirowości. No ten kokos wygląda przepięknie! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ey, chałwa trzeszczy? Moim zdaniem tylko przy rozrywaniu, a potem się rozpływa. Wiórki są stałe, chrzęszczące. Nie pasuje mi do kokosa żaden cytrus, nawet lubiany na surowo grejpfrut. Dodatkowo pikantność pieprzu to nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przy rwaniu trzeszczy, a jak w ustach się ją podgryza (chałwy w ustach nigdy tylko nie rozpuszczam, zawsze ciamkam, podgryzam i podsysam trochę), to wtedy tak trzeszczy-skrzypi specyficznie. Wynika to z jej chałwowości i cukru (bo czymże byłaby chałwa bez niego). :>

      Usuń
  3. Pewnie kiedyś spróbuję, bo kocham madagaskarskie kakao, ale na razie tabliczki bez dodatków maja pierwszeństwo. Wygląd posypki przypomina mi Menakao.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie MIA trochę przypominają mi Menakao, pewnie dlatego tak mi smakują.

      Ostatnimi czasy próbowałam tak wiele różnych nadziewanych itp. gorszych, kupionych raczej pod Mamę, i pewnie nawet sobie nie wyobrażasz, jak wygłodniała jestem w kwestii ciemnych! Tym bardziej, że upały im tak nie szkodzą.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.