Zastanawiając się, po którą czekoladę Fazer sięgnąć najpierw, wybrałam mniej ciekawą. Druga, czyli dzisiaj prezentowana, wydała mi się niespotykana i po prostu tak dziwna, że... że aż nie wiem. Solone ciastka? Trudno mi było to połączyć. Rozumiem czekolady z karmelem, krówkami itp. z solą, rozumiem z ciastkami, rozumiem z krakersami i innymi słonymi chrupaczami, ale i z ciastkami (zwykłymi?!) i solą to jeszcze nie widziałam. Jako że jestem otwarta, byłam jej ciekawa, więc kupiłam. Potem jednak... dotarła do mnie moja... no właśnie nawet nie wiem jak to nazwać. Bo i jak można nie zwrócić uwagi na gigantyczny biały napis "TOFFEE ROCKS"? To nie czekolada tylko z solonymi ciastkami, ale z solonymi ciastkami i toffi / karmelem... czyli w sumie też byłoby dobrze, gdyby nie to, że pamiętałam, jak nudna była Travel New York Iced Coffee & Mudcake (niby spoko, wszystko ok, a jakaś bez polotu), także po kolejnej nie spodziewałam się smakowej bomby. Sól przy karmelu już nie wydaje się tak intrygująca, ale jednak zestawienie tego z kakaowymi ciastkami... Chciałam wierzyć, że zapowiada się wielki, zacny żer.
(*knäck - z tego, co znalazłam, tłumaczy się to jako palone i chrupiące, maślane toffi)
Już w trakcie otwierania zaskoczył mnie silny i obrazowy zapach wypalonego na ciemno karmelu oraz mocno wypieczonego, a jednak mokrego kakaowego ciasta. Otoczone było to słodką, niemal cukrową czekoladę mleczną. Miałam wrażenie, że w środku znajdę kakaowe ciasteczka.
Przy łamaniu tabliczka zaskoczyła mnie raz jeszcze, bo okazała się strasznie twarda i głośno trzaskająca. W przekroju zobaczyłam dużo ciemnych ciastek i lśniące kawałki-kryształki w kolorze palonego karmelu.
W ustach czekolada rozpływała się gładko i kremowo, acz w rzadki, a nie bagienkowo-zalepiający sposób. Szybko zaczęła ujawniać małe kawałki dodatków. Wydawała się bardzo nimi najeżona. One w pierwszej chwili sprawiały wrażenie twardo-ostrych. Czułam, jakby karmelu dodano o wiele więcej, bo ciastka bardziej zgrywały się z czekoladą.
Nie rozpuszczała się błyskawicznie, więc ciastka miały czas, by nasiąknąć i rozpływać się wraz z nią, choć trochę tu dyskutowały. Były bowiem chrupiąco-suchawe i "chrupiącość" tę próbowały zachować do końca. Toffi okazało się chrupiąco-skrzypiące, nie za twarde, a wręcz delikatne jak cienkie szkiełko. Rozpuszczało się powoli, a rozgryzione nie przylepiało się do zębów, więc jego strukturę uważam za w porządku.
Czekolada przywitała mnie silną, od razu wręcz cukrową słodyczą, ale i falą mleka, dzięki czemu smaki się wyrównały. Sama w sobie wydała mi się maślana, niemal kojarząca się z toffi. Wszystko to wydawało się nierozerwalne i podkreślone subtelną solą.
Dość szybko dzięki słonawości nakręciła się czekoladowa maślaność i nuta toffi, jednak gdy dodatki zaczęły się wyłaniać, to one odegrały istotniejszą rolę od czekolady. Smak toffi gwałtownie nasilił się, ale w kontekście bardziej mlecznym i leciutko palonocukrowym. Trafiwszy językiem na kawałki, poczułam smak łagodnych, mlecznych karmelków, jakoś związany z toffi, ale odlegle. Bliżej temu do mlecznego karmelu. One były palone, nie słone.
Paloność podkreślił wyrazisty smak ciastek, które to oprócz gorzkości kakao i mocno wypieczonych, ciemnych ciastek typu Oreo, wyraźnie dodały do kompozycji sól. Ta podkreśliła gorzkość kakao i karmelowy charakter toffi, a także ogólną silną i smakowicie naturalną mleczność. Ciastka przecinały słodycz, chwilami dominując smakowo, ale tak ogólnie nie zmniejszały jej poczucia.
Słodycz bowiem szalała niezależnie od nich - za sprawą słodziutkich, mlecznych karmelko-toffi i cukrowej mlecznej czekolady o nutach mlecznego toffi.
Na koniec pozostał posmak przede wszystkim gorzkich ciastek, słonawość i palona nuta ni karmelu, ni toffi. Oprócz tego przecukrzenie wywołane przez cukrową, mocno mleczną czekoladę.
Po zjedzeniu trzech kostek w sumie chciałam jeść dalej, ale natężenie cukru samej czekolady jakoś mi to uniemożliwiło. Najeżenie drobnicą też swoje dołożyło (niewygodnie mi się to jadło), toteż reszta trafiła do Mamy. Po paru chwilach przyszła do mnie z wytrzeszczonymi oczami: "Jaka dobra! Jeszcze raz powiedz, co to jest?". Kompletnie nie rozumiała, co ja niby mam do zarzucenia tej czekoladzie ("Przecież i jakąś gorzkość w niej czuć, ile tam jest tej czekolady? Znaczy tego... kakao?" - no tak, ciastka), była w szoku: "Dobra!", więc taak... słodko, mlecznie i chrupiąco. Chyba najpierw myślała, że się przesłyszała w kwestii dodatków (nie przepada za słodyczami z solą, kakaowych rzeczy nie lubi). Następnego dnia, trochę pod jej wpływem, zrobiłam drugie podejście, ale po kęsie utwierdziłam się, że zdania nie zmienię.
Czekolada przyjemnie mocno mleczna, maślana, ale no na bazie cukru - strasznie to czuć. Dobre dodatki niestety nie pomogły. Smakowo nieźle się wybijały, ale nie ratowały od przesłodzenia, rosnącego z każdą sekundą. Spodobały mi się przyjazne pod względem struktury, smaczne, mimo że nieokreślone, mleczne kawałki karmelo-toffi, jak i gorzko-kakaowe, rozpływające się ciastka. Sól z ciastek smakowicie jedne i drugie podkreśliła (nie było jej za dużo), ale chyba też przełożyła się na podbicie cukrowości. Właśnie: same kawałki toffi / karmelu podnosiły słodycz. One jednak były smacznie słodkie, więc po prostu potrzebują mniej słodkiej czekolady. Jedynym moim zarzutem w kwestii dodatków jest, że to taka drobnica.
Tabliczka z pomysłem, smacznymi dodatkami o godnej pochwały strukturze (ale za małym rozmiarze), lecz niestety... Całościowo wyszła tylko na tyle smacznie, że ileś tam jej można zjeść, ale w pewnym momencie po prostu ma się dość. Smaczna, jednak trochę męcząca dla osób, które czekolad nie gryzą i oczekują, że czekolada nie będzie tablicą z cukru. Niewątpliwie jednak "coś" w niej było, a np. w Coffee & Mudcake mi "czegoś" brakowało.
ocena: 7,5/10
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, maślanka w proszku, mąka pszenna, olej palmowy, syrop glukozowy, mleko skondensowane, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, masło, lecytyna sojowa, substancje spulchniające (E503, E500), sól, aromaty
Ja bylabym zachwycona, bo kocham tabliczka z ciastkami ala Oreo a ostatnio nawet przekonalam sie do twardego karmelu (po zjedzeniu milki darkmilk z tym dodatkiem) no i ja akurat wolę gryźć czekolade :D ale szczerze mówiąc to 13 zl bym za nią nie dała ;)
OdpowiedzUsuńNie jest warta tych pieniędzy.
UsuńMimo iż nie przepadam za drobnymi dodatkami, tę czekoladę bym zjadła. Kiedy dojechałam do wypowiedzi mamci, byłam już pewna, że jest w moim klimacie.
OdpowiedzUsuńCzy ocena w stosunku do Twoich odczuć jest uczciwa? ;>
Moje odczucia zawsze w ocenie rozpatruję w kwestii tego, co jem. Np. nie mogę jej winić za to, że jest mleczna, bo jest taka z zasady. Jak pisałam, chętnie bym ją zjadła - takim wystawiam 7. Nie zjadłam, bo mnie cukier męczył, ale gdybym nie miała komu oddać, to ja zmęczyłabym ją (7ki, jak są takie, że mam komu oddać czyli białe i mleczne w sumie często oddaję, ciemne bardzo rzadko). Ze zjadaniem 6tek mam różnie. Te 0,5 punktu już rzeczywiście trochę wbrew odczuciom, ale chciałam ją wyróżnić nad kawową Fazer.
Usuń