piątek, 23 sierpnia 2019

Duffy's Honduras Mayan Red Milk 61 % ciemna mleczna z Hondurasu

Kocham czekolady Duffy's. Większość ciemnych z asortymentu już próbowałam, więc ostatnio zaczęłam inne: a to z dodatkiem kawy i nibsami (Duffy's Corazon del Ecuador Camino Verde 72 % with Cocoa Nibs & Ground Coffee - niestety niewypał), a to Duffy's Panama Tierra Oscura 100 % (pyszności o dziwo, mimo że często w setkach coś mi nie pasuje). Przyszła pora na mleczną bliźniaczkę Duffy's Honduras Indio Rojo 72 % (tak swoją drogą: "Indio Rojo" oznacza właśnie majańską czerwień, czyli "Mayan Red") z kakao zakupionego od kooperatywy Xoco.

Duffy's Honduras Mayan Red Milk 61 % to ciemna mleczna czekolada o zawartości 61 % kakao criollo z Hondurasu.

Po otwarciu dwie rzeczy mnie zaskoczyły. Pierwszą z nich była delikatność / prawie nieobecność czy może raczej ulotność zapachu. Mimo to doszukałam się w nim nie za mocno prażonych orzechów - fistaszków? brazylijskich? Trochę pod w gruncie rzeczy słodkawe masło orzechowe podchodziły... Takie, do którego dorzucono "jelly" (amerykańską dżemo-galaretkę) czy inny słodki twór ciemnowinogronowy i/lub porzeczkowo-żurawinowy. W trakcie jedzenia połączenie prażenia i orzechów podrzuciło jeszcze karmel. Mleko... niezbyt czułam.

I na mleczną ta tabliczka ani trochę nie wyglądała. Raczej jak lśniąca ciemna. Jedynie w dotyku czułam "kremową tłustawość" mlecznej. Łamała się z dość dosadnym trzaskiem, jednak mimo twardości jakby... udawała miękkawą. Niewątpliwie była nieco krucha, co nie dziwi, gdy spojrzałam na jej ziarnisty przekrój.
W ustach rozpływała się dość szybko i łatwo. Poniekąd kremowo, lekko tłusto, ale nie gęsto. Raczej rzadkawo (choć nie wodniście, a kojarząc się z mlekiem) i chropowato. Nie zalepiała, może tylko pozostawiała nieznacznie maziste smugi.

Od pierwszego kęsa czułam dowodzącą słodycz karmelu oraz zaskakująco wyrazistą gorzkość.

Słodycz gwałtownie wzrosła, jednak początkowo była w tym bardzo szlachetna. Złoty, palony karmel... zaraz natrafił na nutkę mleka. Słodycz zrobiła się silna i niemal pudrowo-cukierkowa, dziecięca. Do słodziutkiego mleka dołączyły nuty słodkich owoców. Połączenie to odeszło nieco na tyły i w pewnym momencie nieśmiało zasugerowało mleko truskawkowe.

Gorzkość w tym czasie też się rozniosła. Szybko stało się jasne, że to subtelna gorzkawość przedstawiająca orzechy i nie za mocno palone klimaty. Spajał je palony karmel. Od tego wszystkiego biło przyjemne ciepło. Stało się to niezachwianą bazą, głównym smakiem, mimo że słodycz była mocniejsza. Mleko też dziwnie wpisało się w ciepło.

Słodycz została podbita nutą winogron. Słodkie, granatowe winogrona czy raczej dżem / "jelly" z nich tchnęły owocową soczystość. Pudrowo-cukierkowe tony zmieniły się w bardzo, bardzo słodki galaretko-dżem, robiąc aluzje do cierpkawości i kwaskawości (które w sumie nie pojawiły się). To niejednoznaczna mieszanina: winogrona, porzeczki, żurawina czy jakieś inne jagódki. Ciemne i czerwone, a może nawet wymieszane.

Podprażone orzechy, takie konkretniejsze, a więc arachidowe i brazylijskie, ale także delikatniejsze migdały, wraz z karmelem i naturalnym mlekiem ułożyły się w masło orzechowe (takie bez soli). To zaś zaczęło owocom coraz głośniej podszeptywać daktyle i figi (coś takiego bardziej karmelowo-małosoczystego). Zupełnie, jakbym miała do czynienia z czymś z masłem orzechowym na ciepło, do czego podano ciepłe mleko i... gorzkawość czy prażenie nagle zmieniły się w lekko pikantne, rozgrzewające przyprawy. W drugiej połowie rozpływania się kęsa obok karmelu z nutą owoców pojawiły się przyprawy korzenne. Podkreśliły migdały, dodały lekkiej chlebowości (kanapka / tost z masłem orzechowym!). Na myśl przyszły mi też dziwaczne syropy daktylowe, mleka daktylowe / migdałowe. Wszystko to słodkie, ale podporządkowane neutralnej gorzkawości orzechów.
Końcówka robiła się coraz bardziej mleczna, jak mleko z przyprawami korzennymi.

W posmaku pozostało nie za mocne prażenie, orzechowo-migdałowy klimat przedstawiający neutralnawo-gorzkawy smak oraz silna słodycz. Był to karmel, rozgrzewający w korzenny sposób, ale wzbogacony o owocowy wątek. Czułam również mleko, o którym dodatkowo przypominało poczucie lekkiej tłustawości na ustach.

Całość miała przyjemnie podprażony, karmelowo-orzechowo-migdałowy charakter, w czym nie brak stonowanej gorzkości. O słodycz o wiele łatwiej, ale dzięki nucie słodkiego, acz charakternego dżemoru, nie zasładzała. To przede wszystkim karmel (przy którym plątały się też daktyle i figi), ale też ciemne winogrona, porzeczki i inne jagódkowate (jako dżem). Naturalne mleko przekierowywało pewne wątki, samo było przyjemnie wyczuwalne, ale zawsze jakby z czymś: orzechy zmieniło w masło orzechowe, a samo przedstawiało się jako "mleko jakieś tam / z czymś".
Wyszło więc przede wszystkim słodko, ciepło... korzennie i neutralnie-leciuteńko gorzkawo, bez kwasków, ale z owocowym tchnieniem. Mi troszeczkę za słodko, znając i czując potencjał kakao z Hondurasu.
Osobiście mam mały żal w kwestii struktury: do tego smaku pasowałoby coś o wiele bardziej kremowo-zalepiającego.

Bliżej niż do bardziej migdałowo-drzewnej, korzennej jak masa makowa, i karmelowo-figowo słodkiej, ale zdecydowanie odważniej gorzkiej za sprawą dymu i kawy Duffy's Honduras Indio Rojo 72 % było jej do orzechowo-przyprawionej i porzeczkowo-dżemowej Jakub Piątkowski Czekolada Honduras 70 %.
Tabliczka pokazała, jak ciekawie mleko przemodelowało pewne nuty i wyeksponowało słodycz. To z kolei przełożyło się na osłabienie gorzkości i owoców.
Bardzo mi smakowała, acz przez to, jak pyszne są ciemne z Hondurasu i jakie wrażenie zrobiła na mnie inna mleczna Duffy's (Milk Chocolate Venezuela Ocumare 55 %), ta aż w bezkresny zachwyt mnie nie wprawiła.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 24,99 zł (za 60 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 586 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku (min. 8%)

15 komentarzy:

  1. Mi wydała się całkiem zachwycająca, ale to może dlatego, że nie dane mi było spróbować mlecznej ocumare. Chyba po prostu jest to jeden z moich ulubionych charakterów mlecznej. Wyjątkowo zbliżone poczułyśmy smaki, bo mam zapisane porzeczki, kajmak i siano.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ten charakter lubię, choć w mlecznych ten charakter... właściwie we wszystkich mi się nieco podobny wydaje. :> Ocumare była zacna specyficznie, więc serio, warto na nią polować.

      Usuń
  2. Kocham mleczne czekolady, ale nigdy nie jadłam mlecznej o aż tak wysokiej zawartości kakao. Ciekawa jestem, jak wyszłaby 61%owa Milka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie jestem tego ciekawa, zwłaszcza po tej ich ciemnej mlecznej 45 % kakao. Obstawiam, że była by po prostu zacukrzonym "kakałkiem" w formie tabliczki.

      Usuń
  3. Chyba muszę zacząć mleczne częściej kupować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie, ostatnio zupełnie mi nie leżą i tyle. Aczkolwiek, co trzeba której przyznać, to trzeba.

      Usuń
  4. Masło orzechowe, orzechy brazylijskie (szkoda, że tak rzadko znajdują miejsce w słodyczach; są super), karmel, daktyle, słodycz... same nuty dla mnie. Tylko chropowatości szkoda. Ja bym naturalnie optowała za bagienkiem. Kategoria "mleczna" zobowiązuje! Także podzielam Twój żal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, są, ale nawet osobno ich nie jadam przez... formę. Takie giganty jakoś do mnie nie przemawiają.

      Niee, bagienko byłoby tu nie na miejscu. Dobra chropowatość i Tobie mogłaby nie przeszkadzać.

      Usuń
    2. *Wróć, myślałam, że odpisuję Ci o innej mlecznej. To nie ta moja chropowatość, aczkolwiek i takie bardzo Twoje bagienko by tu nie pasowało. Najlepsza byłaby kremowa chropowatość. Coś jak połączenie mlecznej Original Beans z mlecznymi Manufaktury Czekolady (one właśnie mają ciekawą chropowatość). Taka... suchsza kremowość, o!

      Usuń
    3. Nie pamiętam już walorów O.B., jadłam je zbyt dawno :( Z kolei mlecznych z Manufaktury nie miałam w łapce nigdy.

      Usuń
    4. A nie masz tak, że np. jak czytasz swoją recenzję czegoś, to czujesz się, jakbyś dosłownie dzień wcześniej daną rzecz jadła?

      Usuń
    5. Zależy czego. Lusette - tak. O.B. - za nic w świecie.

      Usuń
    6. O, na bym już prędzej odwrotnie miała. Ale w ogóle ja mam tak, że jak tylko zaczynam początek większości swoich recenzji czekolad, przypominam sobie wszystko bez trudu. Może to po prostu, że ja tym ciemnych zupełnie oddałam serce?

      Usuń
    7. Mnie się wydaje, że mój umysł nie mieści takiej ilości bogatych treści. Nie szczegółowo. Zróbmy jeszcze jeden test: pamiętasz wszystkie walory Wedli recenzowanych 4 lata temu?

      Usuń
    8. Mało tego było. ;> Mniej więcej tak, choć bardziej takich czekolad zapamiętuję wady.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.