wtorek, 7 stycznia 2020

La Confiteria Delaviuda Turrón Tres Chocolates / Three Chocolate turron / turronowa ciemno-biało-mleczna

Raptem dwa dni po Delaviuda Chocolate Almond Turron zmieniłam trochę plany i zamiast Zottera, sięgnęłam po drugi wariant turronowych tabliczek otrzymanych (razem z dwoma pierwszymi zdjęciami) od Olgi z livingonmyown (bardzo, bardzo dziękuję). Byłam zbyt ciekawa, by czekać!
Co więcej nigdy nie ciekawiły i zawsze trochę korciły mnie trzykolorowe tabliczki. To znaczy: uważałam, że to zbyt namieszane i smaki pewnie tak się zlewają, że nie czuć by było nawet potencjalnie dobrej jakości. No, fakt, że jedyne dostępne to Milka i Schogetten sprawił, że tym bardziej trzymałam się z daleka. Ale! Jest ze mnie coś ze wzrokowca, jestem ciekawska i zawsze sobie myślałam, że w sumie bym coś takiego potrójnego spróbowała, choćby, by na blogu mieć.


La Confiteria Delaviuda Turrón Tres Chocolates / Three Chocolate to potrójnie czekoladowy turron (że niby czekolada turronowa ciemna / ciemna śmietankowa, biała i mleczna?); składniki kakaowe to 26 %.

Zbliżając się do kawałka tabliczki poczułam bardzo słodki, mleczno-migdałowo-czekoladowy zapach. Ogrom mleka i śmietanki mieszał się z migdałami o delikatnym, nugatowym charakterze, ale też takimi jakby słonawymi. Wydawało się, iż spaja to ogrom wanilinowo-uroczej słodyczy, co przełożyło się na mocne skojarzenie z kierowanymi do dzieci czekoladkami typu Kinder (w wersji migdałowej).

Tablica w dotyku wydała mi się twarda i konkretna, ale do łatwego przełamania niemożliwa. Przy próbie palce trochę wgniatały się w jaśniejszy spód, a całość i tak była twarda. Zdecydowałam się więc nadkroić i dopiero przełamać - to już pracowało. Wyglądało mi to wszystko na twardo-tłuste, ale i trochę kruche.Warstwy dało się od siebie oddzielić.
W ustach kęs bardzo szybko zmieniał się w zalepiający oleistymi, coraz to kolejnymi falami, tłusto-gęsty, miękki krem i zaraz znikał. Wszystkie warstwy rozpływały się spójnie. Wszystkie przejawiały proszkową, lekką wręcz szorstkawość. Ciemnawej najbliżej do gładkości, mleczna przodowała proszkowością, w białej proszkowość była po prostu silne.
(Oczywiście do testów spróbowałam też trochę rozdzielając.)

Ciemną (najciemniejszą?) warstwę chowała wysoka słodycz, ale także pojawiająca się zaraz po niej leciutka neutralność migdałów. Czuć je wyraźnie, nie do pomylenia z niczym innym, przy czym dały radę wykazać się lekkim charakterkiem. Dopomogła im delikatna czekolada swoim kakałkowo-śmietankowym motywem. Doszukałam się tu dziwnej czekoladopodobnej nuty. W tym momencie słodycz była jeszcze do zniesienia. Strasznie rosła dopiero za sprawą dwóch pozostałych warstw.

Sama czekoladowość dopływała jednak  jakby z dwóch kierunków. Jaśniejsza część na dole była bowiem bardziej mleczna, mleczno-słodziutka i maślano-oleista. Zasładzała i drapała w gardle niemal od razu. Migdały wyraźnie pobrzmiewały w niej cały czas, chyba równie wyraźnie, co w ciemniejszej części. Migdałowość tej była jednak jeszcze bardziej właśnie maślano-nugatowa, urocza i podchodząca nawet pod jakieś wanilinowe toffi. Skojarzyła mi się trochę z migdałową wersją Milki, złagodziła powyższą.

Ogrom przesadzonej słodyczy dowaliła część biała, mocniej odzywając się dopiero z czasem, ale błyskawicznie przyprawiając o drapanie w gardle. Falą ogromu śmietanki, mleka z tubki i mleka w proszku, którego smak podkreśliła niesprecyzowana "waniliowata" nuta, przebiła się, spłycając, a "umleczniając" pozostałe warstwy. Wciąż jednak na szczęście czułam nugatowy wątek migdałów.

W połączeniu wyszło to tak, że po mlecznej, migdało-czekoladkowości, jak nic uderzyło skojarzenie z czekoladkami z mlecznym kremem dla dzieci. Mleko, śmietanka i zacukrzająca słodycz nugatu  w pewnym momencie dominowały. Doszukałam się taniej, oleistej nuty i tak, ale... Do głowy przyszło mi zacukrzone mleko migdałowe, coś z nutką migdałów, a po cukrowym szoku, znów odezwały się jako łagodne, nugatowo-czekoladkowe.

Po wszystkim pozostał posmak przecukrzenia, tłuszczowości (nawet trudnej do określenia), migdałów i nugatu, ale też mleczność, błoga śmietankowa czekoladowość czekoladek dla dzieci. W gardle zaś... cukrowe piekło. Utrzymywało się bardzo długo, choć jeszcze dłużej... sam posmak migdałów, który aż mnie zaskoczył.

Raptem po kęsie zacukrzyłam się kompletnie, ale wiedziałam, że po pierwszym szoku mam ochotę na jeszcze trochę. To bowiem oprócz przesłodzenia też ciekawy smak. Warstwy były dobrze skomponowane, zgrane w swej mleczno-migdałowej, uroczej słodyczy. Mi tu brakowało czekoladowości, i to takiej z wyraźną nutą kakao, ale rozumiem konwencję. Tak, to może zachwycać. O ile Kindery obecnie postrzegam jako zbitkę z cukru i mleka w proszku, tak ta tabliczka serwuje dziecięce zasłodzenie w dobrym stylu. O dziwo, wyszła jakoś spójniej (bo bardziej ogólniemlecznie) niż wersja z migdałami, w której czekoladowości doszukałam się gorszych nut. Niemniej jednak... taka cukrowo-mleczna bajka nie jest moją, więc zjadłam może 1/5 (czyli pewnie zmogło mnie... niecałe 20 gramów?) otrzymanego kawałka, a reszta poleciała (jak na skrzydłach) do Mamy, by wprawić ją w zachwyt zupełny. Jak to ujęła: "Przepyszne! Jak się rozpuszczało, to smacznie, ale jak się gryzło... bajka! I ten posmak taki cudowny. W ogóle to jakbym tu jakieś toffi czuła."


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam (dziękuję!)
cena: -
kaloryczność: 565 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, olej słonecznikowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, migdały, emulgatory: lecytyna sojowa i słonecznikowa; aromaty

6 komentarzy:

  1. Znowu przybyłam tu prosto od Olgi :D dla mnie ten turron wydaje się jeszcze lepszy od wczorajszego! Więc pewnie podzieliłabym zachwyt Mamy *-* szkoda że w Polsce się go nie dostanie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten wydaje się bardzo w Twoim stylu. Hm, tak myślałam, a może w sklepach z jedzeniem z określonego regionu?

      Usuń
  2. "Nigdy nie ciekawiły i zawsze trochę korciły mnie" - hmm? To w końcu nie ciekawiły czy korciły? :P Mmm, jak miło znów poczuć ten zapach. Co prawda tylko w pamięci, ale jednak. Mnie urzekł fakt, że turron wydawał się cegłą, a w ustach topniał momentalnie. Kocham taką prędkość rozpuszczania. "Ogrom przesadzonej słodyczy dowaliła część biała" - łe tam, dobry pożar w gardle nie jest zły! :D Przedostatni akapit z posmakiem to dla mnie niebo, dla Ciebie piekło. Na szczęście mamy nie sterroryzowałam, więc w razie gdybyś postanowiła jednak nie spotykać się ze mną, odwiedzę mamę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ciekawiły, bo obstawiałam, że wyjdzie zbyt namieszane, więc nie kupowałam. Ale korciły tak, że "w sumie fajnie byłoby kiedyś jakieś takie coś spróbować" - ale to takie myśli abstrakcyjne ("a może polecę na Słońce?").

      Obie bardzo chcemy się spotkać! A dla Ciebie, uwaga, jestem gotowa i żar cukru w gardzieli znieść. Obstawiam, że to i tak byłoby lepsze od chili GR.

      Usuń
    2. <3

      Coś czuję, że to chilli GR wyznaczyło nowy poziom nieznośnej obrzydliwości i obrzydliwej nieznośności :D

      Usuń
    3. Właśnie nie. Najbardziej mnie zirytowała tym, że w porywach było czuć, że sama czekoladowa baza była zacna... Tylko to palenie... To tak, jakby utopić turrona w wódzie. No turron fajny, ale ej, zawilgocony i prawie niewyczuwalny, a od wódy odrzuca.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.