wtorek, 11 lutego 2020

Michel Cluizel Plantation Riachuelo Milk 51 % Bresil mleczna z Brazylii

Nie bardzo widzę sens kupowania czekolad mlecznych z wyższej półki. Do mlecznych pałam o wiele mniejszych entuzjazmem niż do ciemnych, a i w większości nie są zbyt charakterystyczne, toteż szkoda mi na nie kasy. Czasem jednak lubię zestawić ciemną z mlecznym odpowiednikiem. Niestety w tym przypadku po zjedzeniu ciemnej, miałam mieszane uczucia. Niektóre jej nuty bowiem spokojnie mogłyby pochodzić właśnie z mlecznej, ale... już same w sobie. Jeszcze silniejsza słodycz i mniej kakao? Trochę nie wiedziałam, w jakim kierunku to pójdzie.

Michel Cluizel Plantation Riachuelo Milk 51 % Bresil to mleczna czekolada o zawartości 51 % kakao z Brazylii z plantacji Riachuelo ze stanu Bahia.

Zabrawszy się za sreberko, poczułam intensywny, ciepło-słodki zapach lekko palonego karmelu, może raczej karmelków, oraz hybrydy orzechów z sianem. Gdy jednak zbliżyłam się do tabliczki, poczułam się, jakbym wąchała watę cukrową. I to była wiodąca nuta. Wszystko opływało mleko, co wyłoniło delikatnego kokosa / mleczko kokosowe. Klimat był rześki, a lekki konkret z tła podpowiadał drewno... Jak zapach waty cukrowej na drewnianym patyczku. Już takiej w większości zjedzonej i... i właśnie ten drewniany patyczek.

Tabliczka w dotyku była tłusta i wyglądała mi na lepiącą. Łamała się z łatwością, cicho ujawniając proszkowo-ziarnisty przekrój.
Robiąc kęs czułam się, jakbym wgryzała się w taflę tłuszczu.
W ustach nie stawiała oporu, rozpływała się wolno i idealnie (szokująco wręcz) gładko, zdecydowanie za tłusto jak śmietankowo-margarynowy lód na patyku. Robiła to bardzo, bardzo powoli, zalepiając tłustą zawiesiną.

Od pierwszego kęsa czułam chłodną, mglistą słodycz podbudowaną chłodną tłustością, które odlegle kojarzyły mi się z łagodnym mleczkiem / śmietanką kokosową. Słodycz wydała mi się zaskakująco niska. Lekki, goryczkowato-palony karmel puścił przodem tłuszczowość.

Właśnie taka nijaka tłustość w smaku rozeszła się bardzo szybko i przez pewien smak nawet nie umiałam jej nazwać. W dużej mierze maślana, ale też trochę jak jakieś mleczko kokosowe (ale wyjątkowo mdłe) albo owcze (takie... orzechowo-siankowe?). Maślano-mleczna tłuszczowość wciągnęła w swoją toń słodycz, układając się w smak bardzo, bardzo maślanych karmelków. Przy drugiej kostce mniej więcej w połowie kompozycja zrobiła się chwilowo bardziej mleczna. Potem znów pomyślałam o jasnym, nieśmiałym drewnie, takim jakimś patyczku.

Wzmocniona tłustością słodycz w drugiej połowie rosła. Delikatne mleko i wanilia trochę odciągały ją od karmelków i spychały ku wacie cukrowej. Aż mnie zadrapało w gardle, choć wcale nie było to przesłodzone. To raczej połączenie nijakiej tłustości i słodycz. I nic poza tym...

...Aż do momentu, gdy kawałek z ust prawie zniknął. Wtedy ta patyczkowa drewnianość wydała mi się bardziej orzechowa czy jak orzech kokosowy (palony kokos?). Pojawiła się gorzkość orzechów (laskowych?) ze skórkami. Wzrosła, przełamując wszystko inne. Zalała usta, by...

Nagle znów to silna słodycz uderzyła i zniknęła. I słodycz, i czekolada.

Pozostał po niej goryczkowaty, lekko sucho-ściągający posmak. Gorzkość palonego karmelo-toffi, pylistego kakao, orzechów w palonym klimacie, które odłączyły się od słodyczy. Trochę jak po nijakiej ciemnej czekoladzie.

Całość zupełnie mi nie odpowiadała. Wydawała się zrobiona z tłuszczu kakaowego. Przy takiej ilości tłustego mleka, osobiście dałabym w ogóle samą miazgę. Niska słodycz nie przełożyła się na wyjątkową gorzkość - przez większość czasu jej nie było. Dopiero pod koniec pojawiły się przyjemniejsze, gorzkawe orzechowo-drewniane nuty, ale to nic nie dało, bo już i tak obrzydziła mnie cała ta tłuszczowość. Tłusto, słodko i jakby nic innego. Pełne mleko wiele tu zrobiło i nie, nie podobało mi się to. Nie zmogłam więcej niż dwie kostki i trochę dałam Mamie. Nie smakowała jej. Początkowo nie mogła uwierzyć, że to zwykła mleczna, bo czuła głównie "maślaność i pod koniec jakąś gorzkość, jak po ciemnej czekoladzie", a całość podpadła jej tym, że "ona jakby słodka w ogóle nie jest. W sumie to jest żadna, tłusta tylko, ale przyjemny taki rześki posmak po niej zostaje".
Uważam, że to czekolada zupełnie bez wyrazu, zła, choć uwierzę, że osoby lubiące tłuste mleko, zakochają się w niej - ja nie bez powodu kupuję mleko 2 %, a takie ze wsi od krowy wydaje mi się obrzydliwe i tłuste nie do przebrnięcia.

Wydała mi się jeszcze tłustsza i bardziej miękka (od mleka?) niż Bonnat Asfarth 65 % Milk.

Z ciemną łączą ją na pewno drewno i orzechy, choć ciemna to raczej drzewa, gorzkawe orzechy i migdały, a mleczna drewno i orzechowość. Poszłabym jednak dalej, bo nuty mocno pieczonych wafli z ciemnej połączyłabym z nutami patyczka waty cukrowej mlecznej. Maślaność i śmietanka się zgadzają, choć w mlecznej oczywiście zintensyfikowane. Co ciekawe, słodycz mlecznej wcale nie wydawała się dużo wyższa. Po prostu została jakby pozostawiona sama sobie, bo w ciemnej towarzyszyły jej kwaskawe, intrygujące owoce.

Daleko jej do smacznego Cluizela Mangaro Milk 50 %. W tamtej mleko wydawało się dodatkiem do kakao, nie odwrotnie i przełożyło się to na nuty i charakter. Mimo że i tamta była maślana, smakowała tak, że i ja miło ją wspominam.
Przy (najlepszej spośród mlecznych z Brazylii) Akesson's 55 % Brazil Fazenda Sempre Firme Dark Milk Chocolate to już w ogóle wyszła słabo. Niska słodycz tamtej nie została bowiem otoczona maślanością, a kakao i mlekiem w proporcjach takich, że po prostu mleko dołączyło do wyrazistych nut kakao.


ocena: 5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 21,99 zł (za 70 g)
kaloryczność: 611 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: pełne mleko w proszku, kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, wanilia

9 komentarzy:

  1. Ja bym chętnie kupiła taką mleczną czekoladę z wyzszej półki. Jestem ciekawa jak ja bym ją odebrała, bo wiadomo - mamy zupełnie inny gust :D kto wie, może dla mnie okazałaby się idealna :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nie przepadam za mlecznymi, są za słodkie. Jednak na taką z kozim lub owczym mlekiem się skuszę. Ostatnio trafiła mi się naprawdę ciekawa mleczna (dostałem) od Fruition. Okazała się tak dobra, że kupiłem inną ich mleczną (z burbonem) i też była rewelacyjna - ale to 61% dark milk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie i owcze niezbyt obecnie kręcą, bo to mleko wydaje mi się za mało wyraziste i ucieka jego specyfika i tak koniec końców jest głównie słodko. Kozie nadal uwielbiam.
      Ciemną mleczną od Fruition też mam, ale nie z bourbonem, bo jednak to, na czym mi zależy, to kakao, a tamta już wydała się taka, że za dużo w niej innych elementów. Cieszy mnie Twoja opinia, więc mam nadzieję, że się nie zawiodę.

      Usuń
  3. Uświadomiłaś mi wstępem, że gdybym miała szarpnąć się na drogie i ekskluzywne czekolady, też nie wybrałabym mlecznych. Chyba dlatego, że rozczarowanie nimi bolałoby bardziej niż ciemnymi, których specyficzność i dziwność jest wpisana w charakterystykę. Mleczne muszą być plebejskie!

    Konsystencja, dzizas, ble, wtf? Czekolada magika - wali tłuszczem i znika :D

    Nie przypominam sobie, żebym próbowała mleka prosto od krowy. W sumie chciałabym dla rozeznania. Niewątpliwie - w moim odczuciu - tłuste mleko jest milion razy lepsze od 0-0,5%.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, że to już po prostu taka ich natura. Pomyśl np. o kupowaniu w ogóle białych lub z kawałkami dodatków spośród tych drogich - teraz w życiu bym takiej nie kupiła. Mama uzasadnia, że nie dziwne, że takie są, bo w końcu są ludzie, którzy wolą zjeść nudną mleczną, ale i tak zapłacić duuużo, bo "psychicznie nie zniżą się do poziomu naszego, by kupić jakąś tańszą" - i w tym coś pewnie jest. Rany, jak dobrze, że wciąż także tańsze czekolady mnie cieszą!

      Właśnie tak szybko nie znikała niestety... Robiła to powoli.

      Ja nie dałabym rady wypić mleka prosto od krowy. Piłam serwatkę owczego i było to strasznie tłuste, piłam mleko kozie (nie prosto, a po nocy) też bardzo tłuste, ale że ogólnie smaczne, to tak znośnie. Krowie 3 % jest mi za tłuste, ale jakby mi zabrać 2 % to już bym prędzej w nie się wciągnęła niż w 0 %. To nie mleko, to zabarwiona, nędzna woda, fu.

      Usuń
    2. To prawda, że niektórym smakuje wcale nie produkt, a wysoka cena. Nie czuję różnicy między winami za dychę czy dwie a takimi za stówę i więcej. Smaczne wino to smaczne wino, podobnie jak czekolada. Gdybym kupowała drogie zamienniki, to chyba tylko dla przykozaczenia, jaka to ja jestem ą ę.

      Yep, 0% i 0,5% to ledwie zabarwiona i wykastrowana ze smaku woda.

      Usuń
    3. Piłam ze dwa / trzy wina po 100-200 zł i były pyszne; piłam też takie za 30 zł i smakowały mi tak samo bardzo. Faktem jest, że trafiłam na więcej mniej smacznych win w cenach około 30 zł, ale... tych drogich po prostu nie kupuję. A miałabym ochotę palnąć sobie w łeb, gdybym wydała 300 a nie 30 na niesmaczne.
      Swoją drogą, dlatego czasem lubię i gorszą czekoladą się pokatować - żeby potem te dobre i drogie cieszyły jeszcze bardziej. Szkoda by było, by mi spowszechniały, a gdybym całkiem olała tanie... utraciłabym możliwość znalezienia czegoś fajnego i wśród nich.

      Swoją drogą, 0,5% to w ogóle mnie śmieszy - jakby to robiło różnicę w przypadku mleka. Przecież... to takie 0, tylko że więcej trzeba nadrukować znaczków po słowie "mleko". xD

      Usuń
    4. To 0,5% może działać jak 99 gr zamiast pełnej złotówki. Niby ochłap, ale trafia do podświadomości.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.