wtorek, 12 maja 2020

Pralus Nicaragua 75 % ciemna z Nikaragui

Lubię marki, których oferta jest tak bogata, że dają mi możliwość ciągłego do nich wracania. Nie przepadam za drastycznymi zmianami asortymentu, ale lekkie zmiany, wprowadzanie nowości? To już odbieram jak najbardziej pozytywnie. Pralus jest właśnie jedną z takich marek. Gdy pojawiła się możliwość spróbowania jego Nikaragui, bardzo się ucieszyłam. To jeden z tych regionów, które aż tak bardzo pozytywnie mi się nie kojarzą, bo... po prostu jakoś dziwnie moje poznawanie się ułożyło. Stamtąd bowiem ciągle trafiałam a to na mleczne, a to z delikatnego criollo, to coś tam... I w dodatku to nie taki popularny region... I... delikatny? No właśnie. A tabliczki Pralusa tak delikatnie rzadko wychodzą, nie wiedziałam więc, jak będzie z tą.

Pralus Nicaragua 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao trinitario z Nikaragui.

Po rozchyleniu złotka dobiegł mnie bardzo delikatny zapach przedstawiający niepewne drzewa. Rozkręcił się dopiero z czasem, idąc właśnie w kierunku drzew i szlachetnej gorzkości... oleju kokosowego? orzechowego? Drzewne, niejednoznacznie i nie całkiem orzechowe połączenie jakby w dymie starało się ukryć skąpą owocową nutkę fioletowych winogron... albo winogron lekko rodzynkowatych? Karmelowo-rodzynkowatych?

W dotyku tabliczka wydawała się dość tłusta, przy łamaniu zaś twarda w pełny, jakby gęsty sposób. Tak też trzaskała, ujawniając raczej gładki przekrój.
W ustach rozpływała się łatwo i gładko właśnie, w umiarkowanym tempie. Była znacząco tłusta (aż zatykająca po zjedzeniu większej ilości), niestety wręcz śliska. Długo zachowywała formę zwartej grudki, ale z czasem miękła i oblepiała podniebienie i usta kolejnymi falami.

Od chwili zrobienia kęsa czułam gorzki (w wykwinty sposób) dym wymieszany z olejem kokosowym i być może orzechowym. Ten dym... wydał mi się wręcz lekki. Może jak rześko-ciężkie, chłodne zioła? Nie takie rześkie, a podkreślające charakter przyprawy korzenne? Gorzkawość pozwoliła też kokosowi jako po prostu kokos się trochę zakręcić; orzechy działały z lekkim opóźnieniem, choć jakieś kremowo-delikatne też odnotowałam.

Oto gorzkość dymu czmychnęła ku ziemi i węglowi, już po chwili serwując słodycz wręcz zwęglonego, kokosowego karmelu. Albo karmelowo-węglowego kokosa (aż mi się przypomniały lody Syrenka Czarny Kokos i Vosges Coconut Ash & Banana).
Słodycz wzrosła do wyraźnego, acz nienachalnego poziomu. Trzymała się odważnego palenia.

I tylko ona zdawała się paloną być. Gorzkie drzewno-orzechowe i kokosowe motywy sprawiały wrażenie żywych, wymieszanych z czarną, wilgotną ziemię. Wilgotnych....

Wilgotnych i odrobinę soczystych? Odlegle w tle, za nimi, wyłapałam jakby suszone owoce, jakby trochę wtłoczone w "zdrowy karmel". Zabójczo słodkie, z minimalnym kwaskiem jasne rodzynki? Mniej więcej w połowie tak, ale bliżej końca już niee... Za dużo było w tym życia / lekkości. Pomyślałam o muląco słodkich, mdławych fioletowych winogronach i odległej nutce mango... Też jakby jakaś egzotycznie-cytrusowa nutka próbowała zwalczyć słodycz, a ktoś usiłował wymienione owoce podsuszyć. Wyobraziłam sobie wodę z nimi pitą z... łupiny kokosa?

I od tej łupiny kokosowej roztaczała się wręcz lekka śmietankowość. Nuty palono-karmelowa i mocno odymiona, drzewno-orzechowa zasugerowały mi charakterne, gorzkawe przyprawy korzenne.

W posmaku pozostała kokosowość... ale nie jako wyrazisty kokos, a coś tłuszczowo... niemal mlecznego i wyraźniejsze orzechy / drzewa (oczami wyobraźni widziałam palmy), podkreślone rozgrzewającymi przyprawami. Te aż lekko zadrapały w język. Pojawiła się niemal węgielna cierpkawość... stopowana olejem kokosowym i nutką nie za soczystych owoców (?).

Czekolada bardzo, bardzo mi smakowała, że aż zupełnie wybaczam jej tłustą konsystencję. Zwęglony karmel, kokos, dym i skąpe owoce to coś, czego mi trzeba było. Podkreślenie charakteru korzennością i proszę bardzo - iście wyrazista kompozycja, czytelna w bazowe smaki, a niejednoznaczna jedynie w mniej istotne nuty. Zapach niewiele z tego sugerował, ale... to może nawet lepiej? Jak tak pomyślę, to chyba najsmaczniejsza tabliczka z Nikaragui, jaką jadłam.

Roślinnie-owocowo suszona i korzenna była też Manufaktura Czekolady Johe Criollo 70 %, acz Pralusa cechuje większa wyrazistość. Drzewo-orzechy i winogrona odnotowałam też w Manufaktura Czekolady Nicalizo 70 %, ale to zupełnie inny klimat.
Wiele jedzonych czekolad z Nikaragui była bardziej migdałowa - no Pralus to orzechy i kokos. Lukrecjowo-miętowy Blanxart 85 %, bogata Duffy's czy "plażowy" Zotter to kompletnie inna bajka, choć mleczna końcówka do Zottera jakoś mruga.
Producent pisał o nutach przypraw, rodzynek i mięty, ale nie wymieniłabym ich jako główne. Coś ziołowego i rześkiego tak, ale owocowo-rześkiego. Rodzynki i przyprawy? Też w specyficznym wydaniu.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 27 zł (za 100g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

4 komentarze:

  1. Chyba nigdy nie czułam w zapachu ciemnej czekolady rodzynek. Wydaje mi się to nowe i urocze. Dym w połączeniu z ziemią i olejem kokosowym nie brzmi dobrze w moich małżowinach. Łupina kokosowa - kolejne nieznane mi odczucie w czekoladzie; bardzo fajne. Hmm, wiesz co? Spróbowałabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczyły mnie, muszę przyznać, bo ogólnie rzadko czuję ich nuty w czekoladach.
      Ok, ziemia mogłaby Ci się jakoś ziołowo / aptecznie kojarzyć, ale olej kokosowy? Na pewno nie? Była tak intrygująca i pyszna, że jestem pewna, że by Cię nie odrzuciła!

      Usuń
  2. Ostatnio zawsze trzymam jednego Pralusa w rezerwie, u mnie to Madagaskar (Morina też). Oczywiście tę tabliczkę mam już za sobą, bo wszystkie Pralusy są warte spróbowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam za dużo czekolad, by tak te drogie trzymać. Moje rezerwy nie do degustacji to propozycje tańsze. :P

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.