Czasem lubię wymyślne kompozycje Zottera, czasem wydają mi się przekombinowane. Na szczęście, w swej ofercie zawsze miał też prostsze i pyszne, np. z czekoladowymi mousse'ami i konkretnymi winami. Wtedy mogłam utonąć w walorach poszczególnych, niewielu składników. Na dzisiaj przedstawianą nieźle się napaliłam. Miętowo-czekoladowy mousse wydawał mi się prostą pysznością i obstawiałam, że takie coś wyjdzie o wiele lepiej niż białe nadzienie miętowe znane z Nashido Peppermint. Pomyślałam nawet, że może być dobrym, prostszym zastępcą jednej z najlepszych czekolad nadziewanych, jakie jadłam, czyli niezwykłej Zotter Chocolate Mint. Gdy dowiedziałam się, że w nowości występuje też truskawkowy dodatek... trochę się zdziwiłam. Niezbyt mi się to podobało... To znaczy: sam duet truskawki i mięty w czekoladzie podobał mi się i już kilka miesięcy temu zamarzyłam o takim Zotterze, widząc biedronkową czekoladę z nadzieniem miętowo-truskawkowym (ale ta nie kusiła, bo to Millano-Baron), więc to poniekąd spełnienie marzeń, ale... Nie podobało mi się, że taka eksperymentalna tabliczka wyparła obłędną Chocolate Mint. Czasem marzenia powinny zostać marzeniami, a wymarzone spożywcze twory w rzeczywistości mogą rozczarować... Wolałabym więc, by Zotter miał i porządnie czekoladową tabliczkę z miętą, i taką "udziwnioną" z jeszcze owocowym dodatkiem. Byłam więc trochę sceptyczna, ale zaczęłam sobie powtarzać, że przecież do dodatku czekolady malinowej do Zotter Chocolate Banana też byłam sceptyczna, a wyszło 10/10.
Zotter Chocolate and Mint to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z cienką warstwą czekolady truskawkowej w 60 % nadziewana miętowym kremem czekoladowym na bazie ciemnej i mlecznej czekolady z brandy.
Przy łamaniu tabliczka była twarda i konkretna, zwarta. Zdrowo pykała, ale nie trzaskała tak bardzo... Pewnie przez to, że konkretny, gęsty krem był twardy w sposób bardzo wilgotny, dziegciowy, odrobinę plastyczny. Przegryzając się przez całość miałam wrażenie wgryzania się w masło.
W ustach czekolada okazała się idealnie gładka, rozpływała się powoli i z łatwością, pozostawiając po sobie tłustawo-kremowe smugi. Była dość spójna z bardziej zalepiająco-kremową białą truskawkową. Obie cechowała gęstość, choć owocowa wydała mi się soczystsza.
Nadzienie okazało się... nie tak tłuste, jak myślałam. Odznaczało się niespotykaną gęstością, było zbite i gładko-kremowe (chwilami odbierałam je jako wręcz śliskie), ale.... bardzo dziegciowo-zakalcowe. Czuć że zrobiono je na bazie czekolad; wilgotne i tłustawe - normalnie niczym wnętrze wyjątkowo mokro-zwartego, gliniasto-mulistego brownie.
Owocowa warstewka dodała trochę soczystości i otworzyła drogę rześkości. Sama w sobie była słodka, trochę kwaskawa i śmietankowo-truskawkowa. Łagodna, nienachalna, zdawała się wpisywać w smak czekolady. Stanowiła idealne przejście do wnętrza.
Mięta niezaprzeczalnie smakowała olejkowo, acz truskawki w udany sposób dopowiadały świeżą. Mniej więcej w połowie truskawki wyłoniły się ponad wszystko inne zaskakująco wyraźnie, by potem utonąć w intensywnie miętowo-czekoladowej toni. Nie było to siekierowate, a w pewnym stopniu maślane i... kremowo czekoladowe.
Brandy odzywało się po pewnym czasie. Za jej sprawą wzrosła słodycz; wydała mi się niemal cukrowa, palonocukrowa, a więc karmelowa, ale... podkreśliła tym samym truskawkę, a mięcie nadała charakteru likieru. Podobało mi się, że nie przesadzono z alkoholem, bo czuć jak cudnie pewne smaki podkreślił, ale nie uderzał do głowy.
Po wszystkim pozostała miętowo-karmelowa słodycz i cierpkość kakao oraz ziołowo-chlebowe, zakalcowe nuty czekolady. W posmaku zdecydowanie dominowała mięta: olejkowo-ziołowa, acz przyjemnie słodka, lekko tylko cierpkawa. Było w niej mnóstwo orzeźwienia, chłodku... bardziej świeżości. Przyjemne poczucie, tym bardziej, że gdzieś za nią kryła się też owocowa soczystość.
Całość była niczym wilgotne, mocno czekoladowe, miętowe brownie o nieprzesadzonej słodyczy z odrobinką alkoholu i truskawkami. Wyszło to zachwycająco naturalnie. Delikatna słodycz zdawała się płynąć głównie z truskawek, brandy i mięty, choć one wszystkie także swój charakterek pokazały (kolejno: soczystość, alkohol, goryczka ziół). W pierwszej chwili wystraszyła mnie konsystencja, ale... wcale nie była tłusta, a gliniasto-zakalcowa, jak wilgotne brownie.
Żaden ze smaków nie wywyższał się; to głęboka i poważna, harmonijna kompozycja bogata w smak. Obłędny smak czekolady sprawował władzę absolutną nad wyrazistą, pyszną miętą i truskawkami. Wydawały się jedynie dodatkami, acz dodatkami bardzo istotnymi. Tabliczka wyszła zupełnie tak, jak by wszystko w niej było dla siebie stworzone, jak by to połączenie nie było niczym dziwnym, np. truskawka - była wyraźna, ale w zasadzie czekolada nie była bardzo truskawkowa.
Tabliczka była więc harmonijnie-przystępna i zarazem... niespotykana.
Bardzo mi smakowała. Nie dość, że nie mam się do czego przyczepić, to jeszcze ma u mnie dodatkowe plusy za "inność". Była to jednak drobna "inność", nie ma co porównywać do Chocolate Mint przy czym nie mówię, która lepsza, bo zupełnie inne.
ocena: 10/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 509 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym do niej wrócić
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko, syrop ryżowy, suszone truskawki, brandy z trzciny cukrowe, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sól, olejek miętowy, sproszkowana wanilia
Millano wspomnianą we wstępie jadłam w zeszłym tygodniu. Niezłe zgranie. Twoja czekolada jest bardzo łagodna i przystępna, mimo iż z alkoholem (ja bym się nie obraziła za kopnięcie procentowym prądem). Podoba mi się brak straszących nut i spójność. W sumie jedna potencjalna wada to ciemna polewa zotterowa. Mogłabym zjeść.
OdpowiedzUsuńPS Ciekawe, czemu z miętą zestawia się właśnie truskawki.
Faktycznie niezłe.
UsuńPS A zestawia się? Myślałam, że to rzadkość i jakieś nowe odkrycie. Jak parę lat temu truskawki z octem balsamicznym (niby ok... ale nie widzę sensu surowych świeżych truskawek zanieczyszczać czymkolwiek).
Wpisz w Google "czekolada mieta truskawka" (bez polskich znaków, bo jest więcej wyników). Najbardziej zaskoczyła mnie: https://newss.pl/images1/110819wedel3.jpg Normalnie skisłam z niedowierzania :D Znalazłam też coś dla Ciebie. Kostki od razu skojarzyłam z Twoim zdjęciem sprzed miliona lat na Insta, jak wrzuciłaś usta i kostkę. Chyba to była czekolada z chilli, ale głowy nie dam. Nie wierzę, że byś nie szamnęła: https://chocolissimo.pl/images/_big/Pecare-truskawka-z-mieta.jpg Jest też taka: https://sklepfirmowy.pl/image/cache/M.PELCZAR/czekolada%20ruby%20z%20trusk%20i%20mieta-800x800.jpg ale raczej ani w moim, ani w Twoim klimacie. Za dużo się na niej dzieje.
UsuńO cholera, ten Wedel... W ogóle jak pomyślę o tych ich podwójnych smakach - wtf? Mama kiedyś testowała, mnie jakoś nie kusiły.
UsuńTak, to była czekolada z chili (i wiśnią).
Drugi link - wyświetla się, że podana strona nie istnieje. Jeśli to posypka to mnie by skutecznie zniechęciło. Nadziewanego Zottera, nawet białego, truskawkowo-miętowego za to bym zjadła. I nie piszę o takim drobnym dodatku jednego ze składników, a np. z dwoma kremami.