Gdy postanowiłam dać szanse ciemnym czekoladom Pergale ze względu na ciekawe dodatki, także dzisiaj prezentowana zwróciła moją uwagę. W sklepie zupełnie zapomniałam o Pacari Goldenberries (na którą swoją drogą też trochę narzekałam) i o posiadanej Naive Golden Berry, toteż wydała mi się wyjątkowa. Smak miechunki poznałam stosunkowo niedawno (ze trzy lata temu?) i... bardzo polubiłam. Zarówno suszone, jak i świeże. To jednak jeden z tych owoców, które lubię, ale jem... prawie nigdy. W zasadzie jest to coś bardzo rzadko spotykanego, jednak gdybym wiedziała, co mnie czeka, czyli jak smakuje sama czekoladowa baza tej marki, nie zdecydowałam się. Sięgając po tę tabliczkę czułam, że czeka mnie kolejna zła czekolada, z dodatkiem, którego potencjał zmarnowano.
Pergale Dark Chocolate with Cape Gooseberries Pieces to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao z kawałkami suszonej miechunki (physalis).
Po otwarciu poczułam tanią mieszaninę sztucznej słodyczy waniliny i jakiejś sztucznej tłustości, co kojarzyło się z wyrobami czekoladopodobnymi oraz delikatnej, owocowej nutki. Określiłabym to jako coś słodko-cytrusowego, suszonego.
Tabliczka była twarda jak kamień, lecz trzask przy łamaniu nie był bardzo głośny. W pewien sposób sprawiała wrażenie nawet dość kruchej. Dodatku nie pożałowano: już w przekroju widać spore kawałki-połówki i drobinki (też osamotnione pestki) suszonej miechunki.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i opornie, dość tłusto, cały czas zachowując zwartość. Grudka skąpo opływała jakby wodniście-tłustymi falami, kryjąc pylisty efekt (przez co miałam wrażenie, że zaraz w ogóle zacznie trzeszczeć), co ani trochę nie było przyjemne.
Odsłaniała niechętnie całkiem w porządku owoce: niektóre soczyste, dość jędrno-żujne i ze strzelającymi pesteczkami (fajnymi jak te fig, a nie np. malin) oraz zbytnio posiekane (ale wciąż całkiem ok). Podobało mi się, że oprócz drobinek i samych pestek, dali też spore kawałki. Niestety jednak pojawiał się przy nich nazbyt suchy efekt (za sprawą mąki).
W smaku przodowała słodycz - lekko zgaszona, ale wszechobecna. Miała sztuczny wydźwięk waniliny i jakiegoś tłuszczowego lukru. Cukrowo-przesadzona i tandetna, błyskawicznie by zniechęciła, gdyby nie to, że zaraz dołączyła do niej owocowa nutka.
Zanim jednak ta się rozwinęła, wyeksponowała się baza. Przypominała polewę / wyrób czekoladopodobny z silnie palonym, wręcz przypalonym motywem. Ten w mdlący sposób mieszał się z oleistą tłuszczowością, którą odebrałam jako sztuczną... Była jakby na stałe zespojona ze słodyczą, może trochę maślana... choć bardziej margarynowa... a i to... dziwna, nieokreślona. Przełożyła się na neutralność, przy której jednak trwała taniość, tandeta. Odpowiedzialna za to była cierpkawa nuta.
Cierpkie kakałko kojarzyło się z tanim czekoladowym sosem / polewą, ale to właśnie przez tę cierpkość na dobre wchodziły owoce. Nieco przemodelowały słodycz, trochę przygłuszyły co gorsze akcenty. Wniosły egzotycznie-cytrusową, dość słodką soczystość. Wyraźnie poczułam suszone miechunki, które przy ssaniu i rozgryzaniu wyskakiwały smakowo ponad czekoladę. Mimo to nie była to pełnia ich smaku, która mogłaby zachwycić. Niestety, przy pozostawionych samych sobie doszukałam się posmaku mącznego, wpisującego się w ogólną tandetę.
Zostawione na sam koniec, dopiero dały czadu. Słodka, lekko kwaskawo-cierpka miechunka niemal wyzerowała nieprzyjemną pseudoczekoladowość.
Po wszystkim jednak i tak pozostał posmak waniliny oraz tandetnie czekoladopodobny, a także oleistość i soczystość owoców. Przyjemnie zaznaczyła się miechunka, ale nie dała rady uratować sytuacji.
Mam problem z podsumowaniem tej czekolady, bo dobrze wykonali miechunki, ale... wtopili je w tak kiepską czekoladę, że nie miałam ochoty jej jeść. Męczyć się tanią, niesmaczną bazą, żeby na koniec został fajny owocek? No, lepsze to niż Pergale Dark with Raspberries, gdzie dodatek to irytujące pestki, ale to już rzecz gustu - jak ktoś woli maliny od miechunek, to wiadomo, że mu tamta będzie bardziej odpowiadać. Jakościowo poziom ten sam, choć dzisiaj opisywanej przyznałam cały dodatkowy punkt za ilość dodatku. W akcie desperacji dzięki temu można by to zjeść... Ja jednak wolałam oddać tacie, a jego naciągnąć na miechunki Bakallandu (tak, lokowanie produktu).
ocena: 4/10
kupiłam: Auchan
cena: 4,19 zł (za 93g)
kaloryczność: 487 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: czekolada ciemna (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgatory: polirycynooleinian poliglicerolu, lecytyna sojowa; aromat), kawałki suszonej miechunki (miechunka, mąka ryżowa)
Skład: czekolada ciemna (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgatory: polirycynooleinian poliglicerolu, lecytyna sojowa; aromat), kawałki suszonej miechunki (miechunka, mąka ryżowa)
Już samo opakowanie wygląda podejrzanie, o składzie nie nawet nie warto wspominać (e476).
OdpowiedzUsuńDokładnie, to po prostu nie mogło się udać! Ale widać potrzebowałam tak się parę razy utwierdzić, by już mnie więcej nie ciągnęło do takich.
UsuńIdealny zapach na powitanie <3 Aż chce się ułamać rządek! Myślę za to, i piszę poważnie, że konsystencję odebrała przesadnie źle z uwagi na zrażenie. Czytam u Ciebie o znacznie gorszych tworach, ale że są lubianych przez Ciebie marek, dostają po 8-10. Oczywiście się ze mną nie zgodzisz :P W smaku obecny jest wyrób czekoladopodobny? No to podziękuję (choć i tak nigdy bym po nią nie sięgnęła, gdy jest z innej bajki).
OdpowiedzUsuńJasne, że się nie zgodzę, bo są kompletnie różne tłustości. Jak oleistość wynika z kakao, to wychodzi inaczej niż gdy to emulgatory za nią stoją. Tak samo wszelkie trzeszczenie - gdy wynika z ziarnistości kakao jest ok, ale czasami wydaje się, że to po prostu źle wymieszana miazga i cukier. Czuję, że w głowie Ci Soklety, których struktura na pewno wydała Ci się gorsza, a jednak w nich po prostu czuć jakość, klasę. Ta zawsze wygra z dziadostwem, któremu bliżej do polewy niż czekolady.
Usuń