sobota, 27 czerwca 2020

Fair Donkere Zwitserse Bio-Chocolade met Pepermunt-Crisp ciemna 60 % z cukrem miętowym

Czasem rejestruję rzeczywistość wybiórczo i... czasem nawet względnie świadomie. Brzmi dziwnie? Już wyjaśniam. Otóż ta czekolada będzie świetnym przykładem. Zobaczyłam w gazetce Aldiego limitowane smaki powiązane z jedną z moich najukochańszych czekolad tak ogółem (Fair Dunkle Schweizer Bio-Schokolade 70 %), więc zaraz na dniach pognałam przez całe miasto do marketu. W rękach trzymałam czekoladę Halba Fair z Aldiego z cukrem miętowym. Zarejestrowałam że trzymam HALBA FAIR Z ALDIEGO z cukrem MIĘTOWYM. W mojej głowie rozbrzmiewało HALBA FAIR PEWNE 10/10 MIĘTOWA (uwielbiam miętowe czekolady). Tak, widziałam "z cukrem miętowym", ale na ten moment to mnie nie interesowało, bo wszystkie inne czynniki były istotniejsze. To, że nienawidzę czekolad z kryształkami cukru okazało się nieważne w zestawieniu z tym, jak kocham podlinkowaną i jak bardzo chciałam jej miętową wersję. Może to głupie, może kupno tej było błędem, ale... błędem popełnionym świadomie. Wtedy bowiem wiedziałam, że swego chciejstwa nie zaspokoję w inny sposób, niż kupienie tabliczki, na której strukturę prawdopodobnie miałam narzekać przez pół recenzji. Szkoda tylko, że było to dosłownie kilka dni przed spróbowaniem Cachet Peppermint Crisp - po tej, też zaufanej marki - to nie wiem, wątpliwe, bym kupiła. A może miałabym problem, stercząc w sklepie i zastanawiając się zdecydowanie za długo?

Fair Donkere Zwitserse Bio-Chocolade met Pepermunt-Crisp / Bio Czekolada z Cukrem Miętowym 60 % Cacao / Kakao to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao miętowa (z cukrem miętowym), produkowana przez Chocolats Halba.

Już przy rozrywaniu pazłotka uderzył mnie wyrazisty splot dominującej mięty, podszytej odważną czekoladą. Mimo dość sporej ilości specyficznej słodyczy mięty i palonego karmelu, wydźwięk był gorzki. Dużo ziół i apteczne skojarzenia trafiły na bardzo ziemistą bazę, kryjącą cytrusowo-śliwkową soczystość. Owoce i mięta przełożyły się na przeogromną rześkość, reszta zaś przywołała węgiel. Dopalający się i jeszcze lekko osnuty dymem, gdyż miał dość ciężkawy, poważny wydźwięk.

W dotyku tabliczka wydała mi się dość tłustawa i kremowa, co niezbyt mi się podobało. Gorzej było jeszcze z widocznymi na spodzie kropkami cukru - posypali go mnóstwo!
Przy łamaniu okazała się twarda. Nie trzaskała jednak pięknie, bo trzaski zaburzało pukanio-strzelanie dodatku, który wręcz z niej wyskakiwał. Przekrój ujawnił mnóstwo kryształków cukru. Przy odgryzaniu kawałka, raz po raz strzelały mi w gardło.
W ustach czekolada rozpływała się powoli, miarowo zalepiając. Cechowała ją kremowość i gęstość, odpowiednia tłustość, niczym czekoladowego budyniu. Byłaby aksamitnie gładka, gdyby nie kryształku cukru. Te były... no, kryształkami w ilości o wiele, wiele przesadzonej. Niemiłosiernie skrobały i drapały w podniebienie. Rozpuszczały się jak to cukier, wprowadzając tym samym cukrowo-wodnisty efekt.

Tak też od wgryzienia się czułam karmelową słodycz, która jednak nie była za silna. Wpisywało się to w miętowość, początkowo wnoszącą po prostu chłodek i jedynie delikatny posmak naturalnej mięty.

Naturalna mięta w tym przypadku oznacza roślinnie-ziołową. Niby podsuszoną, ale i zawilgoconą... Wmieszaną w silną, gorzką ziemistość. Oczami wyobraźni zobaczyłam aptekę z suszącymi się ziołami i lekami. Lekka goryczka wydała mi się trochę lekowa, ale zaraz nadciągnęła nutka kawy, ziemia i węgiel. Wszystko to trochę osnute dymem, ale...

Też raz po raz bardziej nie odymione, a przymglone. Chłodek mięty stawał się coraz istotniejszy. Zrobiło się ziołowo już mniej więcej w połowie, a potem nadciągnęło skojarzenie z miętowym naparem lub... miętowym likierem. Słodycz rosła, ale była nie tyle silna, co rzucająca się w oczy przez kryształki cukru, nakręcające miętę. Sama w sobie była bowiem jakby przymglona i palona. Czułam też szlachetny karmel, bardzo z nią spójny.

Wraz z rześkością z ziemi wypływały soczyste owoce. Cytrynowa kwaśność zacnie przemodelowała lekowe sugestie, nadając im owocowego wydźwięku. To kwasek i goryczka cytryny, która zaraz wplotła się w ogrom słodkawych śliwek. Stworzyły boskie połączenie z ziemistą bazą. Wydały mi się lekko podfermentowane, zmieszane z ziołami, ale i karmelem. Ciemnozłote i gęste wewnątrz, właśnie jak jakiś zastygły, dziegciowy karmel.

W pewnym momencie poczułam się, jakbym miała przed sobą jakiś drink śliwkowo-cytrynowy z miętą lub deser z likierem miętowym i owocami. Powaga rosła, acz ten chłodek jakby trochę się upił, otumanił smaki. Zagłuszył je.

Chłodek i palona cukrowość skupiająca uwagę na sobie bliżej końca stały na przedzie, a jednak nie odrzuciły goryczki ani na moment. Mimo to, przy drugim kęsie już czułam drapanie w gardle wywołane tym miętowym cukrem.

W posmaku pozostała gorzkość palono-węgielna i ziołowa, mięta chłodna i mięta ziołowa, jak również nieprzyjemne poczucie cukrowości. Sugestia soczystych owoców wyszła przy tym karykaturalnie.

Punkt odjęłam tylko za strukturę / dodatek, czyli za kryształkowy cukier. Nie mogę jednak zjechać go tak zupełnie, bo nawet jak na cukier to taki... ambitniejszy - cukier trzcinowy w końcu i z kakao, a więc nie czysty, biały cukier. Inna sprawa, że było go zdecydowanie za dużo - tabliczka wyszła nim strasznie najeżona. Jednak jej smak... powalił na kolana. Do tego stopnia, że około połowę zjadłam sama (a myślałam, że przez strukturę szybciej porzucę, by np. tacie oddać), przymykając oko na cukrowość, mimo że naprawdę jestem czuła na konsystencję jedzenia. W końcu jednak zaczęło mi naprawdę doskwierać to skrobanie kryształków w podniebienie.
W zastanawianiu się nad strukturą poszłam nawet dalej: czy gdyby dodali olejek bezpośrednio do masy, to czy nie zabiłby on tych wszystkich nut (bo tak to był jakby zamknięty w cukrze)?
Z ciekawości aż Mama spróbowała, ale stwierdziła, że "może i fajnie miętowa, ale taka okropnie mocno gorzko-kwaśna, za ciemna", po czym przyznała mi rację, że cukier jakoś rzeczywiście irytująco drapał podniebienie.


ocena: 8/10
kupiłam: Aldi
cena: 6,99 zł
kaloryczność: 555 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, cukier miętowy 10% (cukier trzcinowy, olejek miętowy 0,9%, kakao w proszku), laska wanilii

2 komentarze:

  1. Piękny wygląd i cudny zapach. Do niektórych aptek - nie sieciowych, tylko tych "z duszą" (jak w Twoich wyobrażeniach) - uwielbiam wchodzić tylko po to, żeby wąchać mieszaninę nut lekowo-ziołowych. Tak samo zawsze inhalowałam się u szewca. I jak przechodzę obok piekarni, nieobleśnej cukierni, pizzerii. Cukrowe kryształki w ilości przesadzonej :( Całość na nie.

    PS Dobrze pamiętam, że pytałaś mnie na FB o dziegieć? To nie było dawno, hmm. To już ta czekolada? Czas szybko płynie czy wrzuciłaś recenzję megaszybko jak na siebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Te z duszą są cudowne, często myślę o nich właśnie, pisząc o ziołowych nutach.
      Ach, w Krakowie na szczęście mijam sporo miejsc, z których dochodzą ładne zapachy (cukiernie itp.), a w Suwałkach... co jakaś piekarnia / cukiernia to były spalenizny i mdlące lukry.

      PS Tak, pytałam, ale nie w odniesieniu do produktów, tylko z ciekawości, skąd on u Ciebie w "słowniku skojarzeń", że tak powiem. Ja np. nigdy w życiu nie miałam z nim do czynienia. Na instagramie napisałam Ci ostatnio o drożdżach, że trafiłam na czekoladę z drożdżowym nadzieniem (chodziło o jedną Kras Dorina). Dlaczego wywnioskowałaś, że o tą mi chodziło? W żadnym wypadku! Cudny budyń, ale zepsuty kryształkami, a w konsekwencji wodnistym efektem ma coś z dziegciu?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.