Raz i drugi przemknęło mi przez myśl, że Zotter tworząc nowości puścił oko w stronę Azji, Japonii. Od razu ciepło mi się na sercu zrobiło, bo lubię ten kraj, a zwłaszcza sushi (nie mogę powiedzieć, że całą kuchnię). Zanim yuzu zaczęło się wszędzie pojawiać jako smak różności, trochę się za nim uganiałam, bo uważam, że to intrygujący cytrus. Bardzo lubię surową rybę maślaną z yuzu w Yana Sushi (zawsze proszę o zindywidualizowaną rolkę, nie z karty), w Sakanie próbowałam deser Yuzu, a i usiłowałam zamówić czekoladę Meiji. Smutną historię z tym związaną przytoczyłam przy Meiji 70 % Elegant Bitter i raptem dzień po zjedzeniu ostatniej posiadanej Meiji, przyszła do mnie paczka z Zotterami. A w niej... jakby na otarcie łez była dzisiaj przedstawiana tabliczka! Zdecydowałam się, że może ona otworzyć linię cytrusowych smaków, posłużyć jako przejście do bardziej kwaśnych propozycji (których mało nie było).
Jeśli o samo yuzu chodzi - to cytrus z Japonii, który ponoć smakuje jak połączenie mandarynki i limonki... Jednak z moim doświadczeniem, określiłabym to raczej jako... "mandarynkową cytrynę z nutką soku limonki bez cytrusowej goryczki". Ale... co ja tam wiem.
Zotter Yuzu Citrus from Japan to mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao nadziewana cytrusowym kremem z yuzu na bazie białej czekolady z mandarynkami, limonką i cytryną (z czego krem stanowi 60 % całości).
Gdy tylko rozchyliłam papierek, dobiegł mnie goryczkowato-słodki zapach czekolady z nutą mleka, ale o cierpko-konkretniejszym, palonym charakterze. Cytrusy zaznaczyły się za sprawą cierpko-goryczkowatej limonki, jednak wąchając uważniej, wyczułam również ogólnie cytrusowy, słodko-kwaśny motyw pudrowy.
W tym przypadku spód i wierzch pachniały podobnie, acz miałam wrażenie, że przez wierzch wydobywa się więcej wręcz waniliowo-śmietankowej słodyczy, dzięki której wśród cytrusów odnalazłam także mandarynkę.
Po przełamaniu było bowiem jeszcze bardziej cytrusowo: obłędnie soczyście-kwaśno, ale też słodko-pudrowo. Ze zdziwieniem poczułam silny zapach masła.
Przy łamaniu wydała mi się średnio konkretna.
Trzaskająca czekolada kryła bowiem idealnie gładkie nadzienie, które lepiło się i maziało, wykazując wysoką plastyczność. Można je było wręcz rolować w kulki.
W ustach czekolada rozpływała się tłusto-kremowo, przyjemnie z wolna zalepiając usta i odsłaniając środek.
Ten wyciskał się spod niej dość szybko, był bowiem miękko-plastyczny i soczysty. Tłusty w sposób gładko śmietankowo-maślany, ale nie zbity. Nie mogę powiedzieć, by był lekki, ale lało się z niego sporo soku, robiła się zawiesina. Mimo to, też w zasadzie zalepiał (przylepiał się do np. podniebienia), acz w mniej przyjemnym niż czekolada kontekście. Bardziej tłusto-ślisko. Nadzienie jednocześnie pozostawiało wrażenie pylistości.
Mogłoby to być bardziej spójne, ponieważ czekolada zachowywała się wręcz leniwie jak ciemna, a krem pędził z rozpuszczaniem się na łeb, na szyję. Wolałabym, by był twardszy, bardziej zwarty i gęsty.
W smaku czekolada okazała się, jak w zapachu, szlachetnie palona, przy czym kojarzyła mi się z orzechami i chlebem, całkiem udanie (pewnie za sprawą nadzienia) udając ciemną. Mleko i niemal karmelowa słodycz były znaczące i trafione doskonale, wyraźnie wyczuwalne, mimo że przesiąkła nieco nadzieniem.
Nadzienie przedostawało się na przód za sprawą kwaśności cytryny i yuzu. Przebijała się przez czekoladę bardzo szybko, a kiedy spróbowałam je osobno, w pierwszej chwili w ogóle wyszło jakby przeładowane kwaśnością cytryny. Zaraz jednak, gdy kęs się rozpływał, cytrynę otaczał cały bukiet cytrusów.
Do czekolady dołączyła goryczkowata nuta limonki, soczystej i wpisanej w palonosć, a klimat zrobił się bardziej egzotyczny. Wyraźnie poczułam owoc yuzu. Jest on dość specyficzny i tę specyfikę tutaj dobrze czuć. Oto rozszedł się smak kwaśno-słodki, cierpki i wręcz w tym ostrawy. Podkreśliła go nutka cynamonu, jednak bezsprzecznie dość długo to właśnie yuzu dominowało. Określiłabym to jako naprawdę intensywny, kwaśno-cierpki, minimalnie goryczkowaty smak.
W tym czasie rosła też niska słodycz, za sprawą której weszły bardziej pudrowo-waniliowe nuty i słodkie cytrusy. W słodszych klimatach doszukałam się mandarynek, jednak kwaśność cytryny i yuzu, mimo że nieco się rozeszła, wciąż była wiodącym smakiem. O uwagę zaczęła dopraszać się lekko pikantna słodycz. Wciągnęła cytrusy w pudrowe otoczenie, sama zwróciła się ku śmietance.
Wyłoniło się masło, wymieszało z cytrusami o charakternie przyprawionym wyrazie, przywodząc na myśl... cynamonowe lemond curd. Cytryna bowiem wróciła pod koniec, w towarzystwie goryczkowato-cytrusowej nutki.
Czekolada leciutko, niepewnie pobrzmiewała jako goryczkowato-palona i mleczna mgiełka, co z kolei przełożyło się na skojarzenie z wyidealizowanymi galaretkami w czekoladzie. Bliżej końca zrobiło się bardziej goryczkowato-cynamonowo.
Po zjedzeniu pozostał posmak mocno cytrusowy: ogólny, specyficznie ostrawy za sprawą yuzu; cytrynowy i goryczkowato-słodki. Mandarynko-limonko-grejpfrutowo... A, co tu wymieniać - cała mieszanina! A do tego palona sugestia czekolady oraz poczucie silnej kwachowości i słodyczy jednocześnie. Maślany posmak... o dziwo też w miarę pasował, acz jego efekt otłuszczenia ust mi nie odpowiadał.
Czekolada była smaczna, podobały mi się wszelkie skojarzenia, jakie wywołała, ale do doskonałości to jej trochę brakuje. Nie widzę sensu pchania tylu różnych cytrusów. Gdybym ja robiła czekoladę z yuzu, to właśnie na tym owocu bym się skupiła (można trochę podkreślić, ale bez przesady). Uważam, że jest wystarczająco ciekawy i kwaśny.
Konsystencja trochę mnie denerwowała, bo tłusto-rzadkawe i do tego stopnia plastyczne nadzienie jakoś mi nie pasowało do cudownie gęsto-kremowej czekolady.
ocena: 8/10
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, sok z yuzu, syrop ryżowy, odtłuszczone mleko w proszku, sok cytrynowy, koncentrat z mandarynek, słodka serwatka w proszku, koncentrat z limonki, pełny cukier trzcinowy, sproszkowana wanilia, lecytyna sojowa, sól, cynamon
Limonki w zapachu i jednej z nut, a do tego gorzkie cytryny i nieznane yuzu. Zamawiam! Aż szkoda, że czekolada mleczna, a nie moja ulubiona ciemna Zottera. No i po cóż wstrętnym cynamonem psuć tak doskonałą kompozycję?
OdpowiedzUsuńWiesz, że w sumie na ten moment chyba po prostu nie potrafię aż tak nienawidzić jakiegokolwiek owocu jak Ty limonki? :P Zwłaszcza w czekoladzie.
Usuń