Jako że po Pergale Dark Chocolate with Cape Gooseberries Pieces byłam zniesmaczona, jak można zmarnować potencjał dobrego dodatku beznadziejną czekoladą, chciałam zabić to wspomnienie czymś lepszym. O ile Pacari Goldenberries wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiła, mimo o wiele lepszej bazy, tak po Naive spodziewałam się czegoś lepszego. Ta marka kojarzy mi się z doskonałym wkomponowaniem niecodziennych dodatków do czekolady. Ciekawiło mnie, jak zrobili miechunkę. Bo o ile Pacari zazwyczaj robią po prostu czekolady z dodatkami, tak Naive... czasem tak łączy, że aż nie wiadomo, co płynie z dodatku, a co z kakao. Przykładów jest wiele. Kefir? Grzyby? Niecodziennych pomysłów nigdy dość!
Naive Incan Berry to ciemna czekolada o zawartości 65 % kakao z Ekwadoru z miechunką (physalis / złotymi jagodami Inków).
Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam mocny zapach ziemi, dymu i goryczki przywodzącej na myśl skaliste góry / kamienie / ewentualnie chodnik; na pewno po deszczu. Niosło to rześkość i wilgoć... i soczystość charakternych cytrusów. Zaznaczyły kwaskawość, ale także owocową cierpkość i słodycz. Ostatnia miała wręcz lekko kwiatowy, wpisany w rześkość, wydźwięk. Może trochę w opozycji do tego, a może wpisane w cierpkawość, zaznaczyło się tu palenie oraz nutka popiołu i dymu.
W dotyku tabliczka wydała mi się wręcz sucho-szorstka. Przy łamaniu trzaskała bardzo głośno, gdyż była twarda jak kamień. Udało mi się jednak zobaczyć ziarnisty przekrój - jak się okazało, dodatek wtopiono zmielony.
W ustach czekolada rozpływała się raczej wolno, ale bez większego oporu. Sama w sobie, tak centralnie, pozostawała zwarta i bardzo gęsta, a jakby opływała niesamowicie soczystymi falami. Nie wydawała się przy tym zbyt tłusta, a sucha to już na pewno nie. Trochę jednak szorstkawo-pylista. W miarę kremowa i naprawdę bardzo, bardzo soczysta. Zalepiała lekko, choć raczej nie miękła.
W smaku od pierwszego kęsa eksplodowała słodko-cytrusowa soczystość. Zaraz poczułam gorzkość o palono-dymnym wydźwięku. Oczami wyobraźni zobaczyłam kamienne palenisko, popiół i... jeszcze odrobina dymu, sporo kamieni... Jakby po ognisku w nocy padał deszcz. Skaliste góry, mokre od deszczu, lekko zawilgocona ziemia - czułam to wszystko! Delikatna słodycz nieco to łagodziła, sama wpisując się w palono-rześkie klimaty.
I nagle pojawiła się nienachalna kwasowość. Mieszała się z powyższymi cierpkością i goryczką, coraz bardziej owocowymi. Wyraźnie poczułam orzeźwiający cytrusowy motyw. Określiłabym to jako egzotyczne cytryno-pomarańczo-jabłko / pomarańczowe kiwi. Kwaśność i subtelna słodycz wydały mi się związane cierpkości i pewną wytrawnością. A jednak opiewały je też lekkie kwiaty.
Mniej więcej w połowie wzrosła słodycz. Na pewno była rześka: graniczyła między kwiatową, słodkocytrusową, a odlegle-zawoalowanie karmelową. Doszukałam się tu trochę łagodniejszych, maślanych zapędów. Szybko jednak zrobiło się zbyt rześko-lekko na masło. Łagodząca nuta przeistoczyła się w jogurto-kefir.
Owoce w pewnym momencie wylały się na pierwszy plan. Poczułam mieszaninę cytryn i słodszych mandarynek, ale także samą miechunkę podkreśloną ziemią. Słodko-kwaśna miechunka wyszła bardzo wyraźnie, ale zdawała się też płynąć z czekolady.
Z czasem znów to ziemia ją przykryła, dym zasnuł, ale nie opuścił cierpkiej soczystości. Tym razem były jednak zespojone, za sprawą akcentów kwaskawego nabiału, ze słodyczą... odymionego karmelu maślanego i niemal kwaskawo... rodzynkowego karmelu (takiego "zdrowego"?).
W posmaku zostały cytryny i właśnie one: słodko-cierpkie miechunki, jakby rodzynkowy karmel i kwaskawo-cierpka takaż sama ziemia, podrasowana poważnym charakterem dymu i popiołu. Było to soczyście cytrusowe i intrygujące.
Mocny smak czekolady, idealnie dobrany do soczystego, wyrazistego dodatku, a jednocześnie... jakby nie "z dodatkiem" a idealna jedność. Nie wiem jednak, czy w ciemno powiedziałabym, że to tabliczka z dodatkiem miechunki - czuć, że kakao z Ekwadoru (acz udawała domieszkę Peru).
Przemówiła do mnie ta forma bardziej niż Pacari Goldenberries z kawałkami miechunek. Miechunkowa Naive wyszła iście czekoladowo, że aż nie wiadomo, co płynie z kakao, co z owoców, a jej cudna soczystość zbliżyła się do najbardziej soczystej czekolady jaką jadłam, czyli do Pacari Passion Fruit.
Zakochałam się w obrazie gór po deszczu, gór odymionych (wulkanicznych?) i cytrusach. Do pełni szczęścia jednak przydałoby się chyba... jeszcze więcej miechunek (i akurat w tym przypadku nie miałabym też nic przeciw kawałkom).
ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 29,99 zł (za 57g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 599 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym wrócić, ale np. dostać
Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, miechunka (physalis / jagody inkaskie)
Obraz z wilgotną po nocy łąką pełną trawy i kwiatów, ze skalistymi górami chłodnymi i wilgotnymi od naturalnej skalnej wilgoci, z zimnym już po nocy paleniskiem po uczcie dnia poprzedzającego, wszystko to kojarzy mi się z początkami człowieka. Aż szkoda, że na tabliczce jest ziom na rowerze, a nie malowidła. Cytrusy mi do tego nie pasują. Prędzej coś wędzonego jak mięso z tego ogniska.
OdpowiedzUsuńTak! Ona była taka... pierwotna. Wędzone nuty czasem w czekoladach Naive występują, ale ze względu na cytrusy tu, zupełnie bym ich nie chciała. Według mnie pasowały. Wyobrażam sobie ludzi żyjących tak blisko natury, jak pierwotni, na jakiejś wyspie, gdzie ich kobiety właśnie jakieś cytrusy wydobywają ze skór i zajadają. Inaczej byłoby za ciężko, a owocowa czekolada wg mnie ciężka nie powinna być.
Usuń