piątek, 20 listopada 2020

Vosges Mo's Milk 45 % mleczna z wędzonym bekonem i wędzoną solą

Wiele osób nie wyobraża sobie połączenia czekolady z mięsem, to pewne. Ja natomiast za wiele już zjadłam, by wielkie wrażenie na mnie robiło. Mam jednak zdanie takie, że też nie ma co szpanować, przeginać czy szokować tylko, by się wyróżnić. Jak już ktoś robi czekoladę właśnie z mięsem, powinien dołożyć wszelkich starań, by wyszło przede wszystkim smacznie. A właśnie czekolady Vosges w swych niezwykłych połączeniach pochwalić się mogą niezwykłą starannością wykonania. Zupełnie przypadkiem trafiła do mnie w zasadzie już mi znana Vosges Mo's Milk Bar (recenzja z 2016 r.). Trochę zmieniło się jednak opakowanie i minimalnie skład. Tym razem do czekolady dodano bekon zrobiony na dwa sposoby chyba, a przynajmniej lepiej to opisano. Ucieszyłam się więc z niej, bo w tej samej przesyłce znajdowała się Mo's Dark 62 %.
Tym razem dowiedziałam się z opakowania, że bekon dodawany do czekolad Vosges wędzony jest w New Hampshire przez rodzinną kompanię, która w biznesie tym ma ponad 100 letnie doświadczenie. Pokoleniami wędzili boczek - pozazdrościć. W każdym razie, już nasi czekoladnicy, w tym założycielka Katrina, pieką to mięso, a dopiero potem dodają do czekolady.

Vosges Uncured Bacon 45 % Mo's Milk Bar to mleczna czekolada o zawartości 45 % kakao z wędzonym bekonem oraz wędzonym bekonem z syropem klonowym (na drewnie owocowym, nieprzetworzonym) z solą wędzoną na drewnie olchowym.

Po otwarciu poczułam... mięcho. Mocno wędzone, ale też osnuty dymem skwarko-bekon soczysty, tłusty i słony. Wędzenie całościowo odegrało ogromną rolę, splatając to z... lekko odymiono-prażoną nutą orzechów, naturalnego, orzechowo-siankowego mleka i słodyczą. Również była palona, karmelowa. Po przełamaniu i w trakcie jedzenia odnotowałam jeszcze nutkę syropu klonowego. Głęboko mleczna, szlachetna i słodka czekolada stanowiła tło dziwnie spójne z niemal ordynarną mięsnością.

Rudawa, dość tłusta w dotyku tabliczka zachęcająco lekko trzaskała, pokazując przekrój ze sporą ilością dodatków: średnich i mniejszych kawałków bekonu. Sól przebijała się z wierzchu - miała ciekawy, ciemny kolor, a wielkość jej kryształków określiłabym jako odpowiednią, bo raczej drobną.
W ustach czekolada rozpływała się powoli, ale z ochotą. Za sprawą kremowej tłustości miękła i zalepiała usta zupełnie, tworząc błogą gęstwinę, z której wyłaniały się kawałki dodatku.
Bekon był... różny. Okazało się, że trudno o kęs bez niego, bo wystąpił także pod postacią drobniuteńkich kawałeczków. Te były chrupiąco-twarde, a z czasem bardziej miękkawe. Trudno powiedzieć o nich coś więcej. Te większe... Niektóre to najprawdziwsze, jakby tylko co usmażono-ugotowane dość tłuste skwarki. Inne - z warstewką karmelu, a więc karmelizowane i mocno chrupiące; średnio chrupiące - wszystkie one po wstępnym pochrupaniu okazywały się twardawo-jędrne i soczyste. Robiły się... tłusto-soczyste i miękko-żujne. Były tam wręcz krucho-twarde płatki (jak suszone?) oraz trzeszczące kawałki, i skórki, i bardziej włókniste fragmenty. Przy niektórych znalazło się trochę soli. Sól wystąpiła też luzem, między tymi kawałkami.

W smaku czekolada zaczęła od uderzenia mocno palonym karmelem oraz mlekiem. Wydało mi się słodko-słonawe w naturalny, wiejski sposób. Z nim łączyła się orzechowość i siankowość, a także coraz bardziej znacząca nuta wędzenia i mięsistość. Już w tym momencie swoją obecność zdradził bekon.

Wędzenie i słodycz nasiliły się przy odsłaniających się dodatkach. Wędzony smak wydał mi się w pewnej chwili niemal wiodący (ale czekolady nie zabił - wciągnął ją w siebie).
Mocny karmel spotkał intensywny syrop klonowy; coś mi się tu z drapiącym w gardle miodem skojarzyło... A zaraz nadeszła kontrastowa do tego sól. Przecięła słodycz, wprowadziła mięcho. Przede wszystkim mięso wędzone. Bekon łączył się z dymnymi nutami i był po prostu sobą. Soczystym, wyrazistym i bardzo słonym. Raz po raz po prostu poczułam taki... tłuszcz skwarek, skórek wieprzowych. Przeważnie występował w parze z syropem klonowym / karmelem i solą, które splatały się z jego soczystością.
Sól rozchodziła się nie tylko od mięsa. Była oczywiście słona, ale też na stałe związana z wędzeniem.

Wieprzowina tonęła w palono-orzechowej, mlecznej toni, sowicie doprawionej solą, ale także... kontrastowo głęboko czekoladowej. Sama czekolada wyszła wędzono-dymna, mocno palona, a jednocześnie... wciąż właśnie intensywna i słodko-mleczna.

Po wszystkim został posmak słonych skwarek, bekonu, wędzenia, ale też słodkiej i mlecznej czekolady, o porządnie zaznaczonym kakao. Czułam tłuszczowość, wędzenie i słodycz, co wyszło dziwnie harmonijnie za sprawą tłusto-mlecznego, wiejskiego klimatu.

To pyszna, acz oczywiście dziwna czekolada. Jestem pewna, że poprawili dawną wersję. Chyba bardziej skupili się na dodatku, bo jego smak wyszedł wielopłaszczyznowo. Ta była też zdecydowanie bardziej, szlachetnie wędzona. Właśnie wędzenie i syrop klonowy genialnie osadziły wysoką słoność w tych czekoladowych realiach.
Nie ukrywam jednak, że tak bardzo subiektywnie, wolałabym odrobinę mniej soli, ale to pewnie dlatego, że w ogóle nic nie solę.
Dosłownie 1/4 kostki dałam Mamie, by pokazać jej "co to za dziwo". Zdziwiła się: "Wow, ona była... słodka! I to tak dobrze, dobra... tylko to co na koniec zostało mi nie pasowało. Mięso, tak?". Ech... I zdziwiła się, jak jej powiedziałam, że to mleczna...


ocena: 9/10
kupiłam: vosgeschocolate.com za czyimś pośrednictwem (wpadła do zamówienia przypadkiem - nie planowałam)
cena: 8 $
kaloryczność: 512 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, suszone pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), kawałki niepeklowanego* bekonu (wędzona wieprzowina, woda, sól morska, surowy brązowy cukier turbinado, sproszkowany sok z selera, syrop klonowy), kawałki ugotowanego bekonu (wieprzowina, sól morska, surowy cukier, przyprawy), cukier, sól wędzona na drewnie olchowym

*"uncured fully cooked bacon" - nieprzetworzony? że bez azotanów? tak to rozumiem

2 komentarze:

  1. Szlachetna mleczna z bekonem i syropem klonowym? Aż mam ochotę się w tym aromacie wytarzać. O ile mięsa z reguły nie jem - zwłaszcza boczku - o tyle jego zapach uważam za cudowny. Sklep z wędlinami to fiesta nut zapachowych (piszę poważnie). Mocno palony karmel w smaku mlecznej czekolady może być, przynajmniej łagodzi jej przesadnie plebejskie zapędy, np. do bycia przecukrzoną. Sól jestem tutaj w stanie zaakceptować, bo jak najbardziej pasuje. Wolałabym ciemną wersję, acz przygarnęłabym obie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boczek w klasycznym rozumieniu i u mnie nie przejdzie, ale uwielbiam na śniadania takie cuś: https://www.auchandirect.pl/auchan-warszawa/pl/zmb-bekon-z-wedzarni-plastry/p-94900579 Jak dla mnie bekon i boczek to prawie to samo, więc takie lubię. Boczek jako skwarki - o nie. Zapach boczku cudowny? Smażonego w życiu. Zapachów sklepów z wędlinami nie lubię, ale lubię zapachy stoisk z jakimiś takimi dobrymi, wymyślnymi wędlinami / mięsami. Pojawiają się w związku z różnymi okazjami i pachną tak... szlachetnie. Lubię te dobre, wędzone zapachy.

      Tak, tutaj wyjątkowo ten palony karmel świetnie pasował, bo mimo że mlecznej normalnej nie krytykowałabym np. za uroczy wydźwięk, tak tu... wiadomo. Wszystko musiało pasować.

      Obie fajnie zwłaszcza w celu porównawczym, bo to ciekawe doświadczenie.

      A co byś powiedziała na Zottera nadziewanego boczkiem? Od lat scrolluję obok niego z lekkim wstrętem i ja nie mam zamiaru próbować.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.