Rzadko kiedy degustacje wychodzą u mnie w przypadkowej kolejności. Lubię je planować, ustanawiać kolejność, by nie samo jedzenie, ale też możliwość porównywania, dozowania sobie przyjemności, dawała mi radość. Najpierw chciałam poczuć, jak łączy się mleczna czekolada i owoce w tej linii (Kiwi & Mango - wybornie), by następnie spróbować, jak to Cachet podaje orzechy (Pecan & Fudge - bardzo zacnie). Zmierzało to już ku jednemu... Ku tabliczce, o któej doskonałości byłam przekonana. Zanim jednak pozwoliłam szczęściu kwitnąć, dwa razy sprawdziłam, czy to na pewno "banany i pekany", a nie "banany i krówki", bo tego drugiego bym nie zniosła. Tak sobie myślałam. Mimo że sprawdzałam kilka razy, w dniu przed degustacją przepisywałam skład i... oniemiałam. To jednak banany i krówki. Jednak. Byłam przerażona tym, jak silne było w moim przypadku myślenie życzeniowe i to, że byłam pewna, że widzę tam słowo "pecan". Wszystko się posypało. Wcześniej bowiem obstawiałam nawet, że może być najlepsza i zostawiłabym ją chyba na koniec, jednak czułam ogromny niedosyt po Auro Filipino Origin 42 % Milk Chocolate Banana Chips, a tu... nie dość, że nie zapowiadało się na to, że mimo gramatury bananów będzie więcej (1% - to żart?), to jeszcze krówki... Typu fudge. Nie łudziłam się, że z mleczną wyjdą lepiej niż w ciemnej, choć teoretycznie mogłoby to zagrać. Gdyby fudge były fajnymi krówkami.
Cachet Milk Chocolate 40 % Cacao with Banana & Fudge to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao z Tanzanii z bananami, krówkami typu fudge i solą, produkowana przez Kim's Chocolate.
Rozrywając złotko, została uderzona bananem. Nie dosłownie oczywiście. Po prostu znad tabliczki (zwłaszcza spodu) szarżował zapach słodkiego banana, niewątpliwie z aromatu, podkreślonego pewną goryczką. Wąchając, czułam także wysoką słodycz głęboko mlecznej, pełnej toni, w jakiej banan był skąpany, ale to on dominował. Chwilami wydawał się przyjemnie soczysty, nie "walił chemią" mimo swojego sztucznego rodowodu. Było w tym coś lekko karmelowo-miodowego. Wąchając po poprzełamywaniu fragmenty, gdzie widać "fudge" doszukałam się z kolei cukierkowo-plastikowego wątku. Z czasem zapach bananowy trochę osłabł (albo ja się przyzwyczaiłam).
W dotyku lekko tłusta, ale przyjemnie twarda i trzaskająca przy łamaniu tabliczka wydawała się bardzo gęsta. Przekrój miała lekko proszkowy, bogaty w dodatki. Co mnie zszokowało, kawałków bananowych było bardzo dużo. Krówek znacznie więcej, ale na oko tego nie widać. Krówki dodano głównie do "wierzchów kostek", bananowe kawałki zaś na spodzie" (ale nie była to reguła stała).
Dodatki rozmieszczono dość nierównomiernie, ale nie jakoś straszliwie.
W ustach rozpływała się w średnim tempie, istotnie gęsto-tłusto. Lekko zalepiała, stając się gładkim kremem i nie spiesząc się. Odsłaniała zachwycająco świeże kawałki bananów, które początkowo przypominały twardawe gąbki, a po chwili nasiąkały i... Były niczym śliskawe, trochę papierowe farfocle liofilizowanych bananów. Gdy przyszła ich kolei właściwa (na koniec w moim przypadku), w ogóle były miękkie. Zaskoczyły mnie, jak pozytywnie wyszły i że koniec końców nie było ich tak drastycznie mało (przynajmniej w mojej części). Wolałabym więcej, ale czuć je.
Miałam za to przesyt "krówek-fudge". To kamienne prostokąty takie same jak w 60 % Pecan & Fudge, które były tak okropne, że nawet nie chce mi się ich znowu opisywać. Wyjmowałam je z ust (na ostatnim zdjęciu prawie wszystkie cukierki z 1/3 tablicy).
W smaku od pierwszej chwili czułam intensywny smak dość sztucznego banana, a dopiero za nim mleka. Słodycz błyskawicznie wskoczyła na wysoki poziom, lecz nie waliła czystym cukrem. Przesadzona i drapiąca w gardle, miała w sobie coś karmelowo-miodowego i nawet rześkiego, jakby pochodziła naturalnie od... mleka?
Raczej nie bananów, bo te w pewnym momencie smakowały bardziej chemią, aromatem bananowym, niż bananem prawdziwym. Doszukałam się w tym pewnej cierpkości i goryczki. Mieszała się z... ziemistością? Dziwnie jednak nieuchwytną. Słodycz po osiągnięciu apogeum, zaczęła opadać. Wtedy właśnie banan się ustabilizował i zaskoczył na właściwy, łagodniejszy tor. Nutka bananowa rozpychała się łokciami, aż w końcu odnalazła swe miejsce obok czekoladowości. Pobrzmiewała sztucznością, ale nie w stopniu odpychającym.
Odbiór bowiem uprzyjemniło mleko. Mleko bananowe. A przy tym w pełni naturalne! Wręcz śmietankowe i błogo splatające mleko, soczyste banany i... goryczkę. Ta najpierw była z aromatu, ale bliżej końca wydała mi się bardziej orzechowa, kakaowa. Jakby wszelkie bananowe nuty wchodziły w ziemiście-paloną, orzechową czekoladę. Soczyście orzechowo-ziemistą. Poczucie to podkreślała sól, pojawiająca się epizodycznie w nienachalnej ilości.Skutecznie zabijała także sztuczność.
Przy kawałkach dodatków soczystość nasilała się albo spadała, w zależności od tego, na więcej czego trafiłam. Banany podkręcały same siebie, tym razem te naturalne, liofilizowane i słodkie, chwilami słodko-mdławe jak suszone, ale jednak. Mieszały się z mlekiem i słodyczą.
Raz po raz trafiłam na kryształek soli (a ze dwa razy na 1/3 tabliczki na sporą kulkę), podkreślającą soczystość i naturalność smaków. W tym samą mleczną, na końcówce do potęgi mleczno-mleczną, czekoladę i słodycz miodo-karmelo-bananową, naturalność mleka. Rozganiała sztuczność na dobre.
Krówki jednak to... plastikowe cukierki-bransoletki, drażo-cukier bez smaku i w sumie nawet... niespecjalnie słodkie. W zasadzie smakowa nicość zmieszana z cukrem i mdło mlecznym posmakiem, który dało się wyłapać, gdy się na koniec skupić na cukierku, który chyba trochę uległ nasiąkaniu podczas uprzedniego trzymania się czekolady lub miotania się po języku.
Po zjedzeniu w gardle wprawdzie czułam drapanie, ale w ustach obyło się bez cukrowości. Czułam za to posmak chemicznych bananów z ziemistą goryczką i goryczką... aromatu? Oprócz tego i czekoladowość zarejestrowałam, ale pod względem znaczenia schodziła na dalszy plan.
Gdy ciamkałam jeszcze dodatki na koniec po czekoladzie, wiadomo, że i one dołączały do ogółu. Banany wtedy wyszły aż śmiesznie, bo mieszał się posmak suszonych-mdławych z aromatem (przy czym to akurat był bardziej aromat niż banan).
Ta czekolada była... irytująca. Dobra sama baza, banan jako kawałki wyszedł w porządku, ale było go mało; bananowość całości... była nie zła, tak na jednorazowe spotkanie nie miałam z nią problemu, ale wydała mi się ryzykowna. Mało brakowało, by banan z aromatu poszedł w nieprzyjemnym kierunku; posmak chemicznego banana po zjedzeniu był już nieprzyjemny jednoznacznie. Ogólnie jestem czuła na chemię, przeszkadza mi w czekoladach, to muszę przyznać, że ta tutaj była do przyjęcia. Nie do przyjęcia były za to "fudge". Kamienne cukierki - ani gryźć, ani rozpuszczać, a tylko wypluwać. Biorąc pod uwagę, jak dużo ich dodano, męczyły i denerwowały. Jako że całość była smaczna, denerwowało mnie, że nie mogę się bardziej na niej skupić, a muszę jeszcze coś z ust wyciągać. Jako jednak że prawie nie miały smaku i nie rozpuszczały się, po prostu olewałam je i wyciągałam z ust na koniec. Irytowała jednak sama ich obecność i ta czynność.
Zjadłam 1/3, bo tyle sobie wyłożyłam na talerzyk, ale było to tak męczące, że resztę oddałam Mamie. W pierwszym odruchu chciałam wystawić 7, bo ciężko krytykować "fudge, że są fudge a nie krówkami", ale wydaje mi się że nawet "twarde krówki brytyjskie" (należy pamiętać, że i oni mają dwa rodzaje: twarde i ponoć bardziej miękkie) powinny być zjadliwe. Całość bez nich była dobra i... naprawdę, gdyby tak dać pekany, które sobie wymyśliłam, mogłoby być i 9 pewnie.
Mama też podeszła do niej z bardzo umiarkowaną przyjemnością. Trafiła na jeden (!) kawałek krówki, "który dało się fajnie pogryźć", ale "reszta rzeczywiście jak kamienie. Dla mnie to i soli za dużo, a tego banana malutko, jak na lekarstwo. Nawet i aromatu za mało, bo wiesz, że mi aromaty nie przeszkadzają. Czekolada czuć, że z tych dobrych, ale mnie nie powaliła. Za to tymi, pff, krówkami to język poraniłam."
ocena: 6,5/10
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, kawałki krówek 12 % (skondensowane mleko odtłuszczone, cukier, syrop glukozowy, masło, syrop sorbitolowy,emulgatory: mono- i diglicerydy kwasków tłuszczowych), suszone pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, banan 1%, lecytyna sojowa, naturalne aromaty, sól
Świetna oprawa graficzna i połączenie smaków. Nooo, minus sól. Aromat i wygląd tabliczki - kolejne superki. Sól epizodyczna? Wolałam zupełne zero. Sztuczne banany lubię, więc w tym problemu nie lubię. Za to postać fudge i memu sercu byłaby przykra.
OdpowiedzUsuńJak wiesz, nie jestem przeciwniczką soli w czekoladzie, ale uważam, że powinni dodawać ją tylko tam, gdzie pasuje. Do banana? No skąd...
UsuńNie wyobrażam sobie lubienia sztucznych bananów. Nie lubisz tego problemu? Ja w ogóle problemów nie lubię! :P
Wyobraź sobie czekoladę z zacnymi bananami i kruchymi z wierzchu, a w środku mokrymi krówkami. <3
Z całą sympatią dla producenta, ale na tę tabliczkę raczej bym się nie skusiła, a już szczególnie po przeczytaniu Twojej recenzji. Może czekolada mleczna z samymi bananami i solą jeszcze byłaby dla mnie w pewien sposób pociągająca, ale dodatek krówek typu fudge przekreśla ją. Gdyby zamiast cukierków dodano pekany, tabliczka na pewno wiele by zyskała. Banany bardzo lubię, ale nie toleruję sztucznej bananowości w słodyczach. Myślę, że akurat w tym przypadku dobrze, że czekolada była mleczna a nie ciemna, bo wydaje mi się, że mleczność w dużej mierze musiała łagodzić tę sztuczność. Z resztą sama wspomniałaś, że w pewnym momencie bananowość przeszła w całkiem naturalną nutę mleka bananowego.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Te fudge to samo zło. Co do bananów i tego, czy czekolada mleczna czy ciemna, to wydaje mi się, że pasowałaby i jedna, i druga, ale właśnie w zależności od tego, jak wykonano by same banany.
Usuń