wtorek, 6 października 2020

Cachet Milk Chocolate 40 % with Kiwi & Mango mleczna z Tanzanii z mango, kiwi i jogurtem

Odkąd dawno, dawno temu zobaczyłam czekoladę Torras z kiwi, chciałam jakąś z tym owocem. Na pewno jednak nie wspomnianą, bo robią ją ze słodzikiem. Ogólnie dojrzałe kiwi lubię, ale podobnie jak mango jem bardzo, bardzo rzadko (jakoś parę razy nie mogłam trafić na odpowiedni moment w kwestii jego dojrzałości i zaniechałam "prób"). Nie potrafiłam go sobie jednak w czekoladzie wyobrazić. Mango... to jest jeden z tych owoców, których w formie suszonej nie cierpię, tu nastawiłam się, że jakoś stoleruję. Po prostu ta tabliczka przemówiła do mnie jako całość, choć kupując nie wczytywałam się dokładnie, co właściwie zawiera, bo Cacheta jako markę ogólnie lubię. I właśnie... cała ta linia wydała mi się spoko. Całej jednak nie kupiłam (ograniczyłam się do czterech ciekawiących mnie).

Cachet Milk Chocolate 40 % Cacao with Kiwi & Mango to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao z Tanzanii z mango i kiwi oraz z granulkami jogurtowymi, produkowana przez Kim's Chocolate.

Po otwarciu obezwładniła mnie słodko-kwaskawa soczystość świeżych mango i kiwi. Pierwszy z owoców lekko dominował. Podsycone było kwaskiem jogurtu, mieszającego się z mlekiem. Ten motyw łączył dominujące, intensywne (w pełni naturalnie!) owoce ze znaczącą, niemal karmelową słodyczą oraz leciutko orzechową bazą. Owoce i jogurt umocniły swoją pozycję po podziale na części.

Twarda tablica w dotyku była konkretna, ale to raczej za sprawą grubości i dodatków. Te zajęły miejsce na dole, acz wszystkie wtopiono tam, gdzie się tabliczkę przełamuje (do połowy), wierzch był gładki. Czekolada trzaskała niegłośno (aż zaskakująco w porównaniu do twardości).
Po zrobieniu kęsa rozpływała się łatwo i kremowo, powoli zalepiając. Stawała się gęstą, odpowiednio tłustawą masą przypominającą budyń na pełnym mleku / śmietance z powoli odsłaniającymi się dodatkami. Nie pożałowano ich, ale nie wyszedł zlepek-ulepek, pewnie dzięki świetnemu rozmieszczeniu.
Dodatki zrobiono raczej na chrupko, acz zostawiane i gryzione / ciamkane dopiero pod koniec nasiąkały i sprawiały wrażenie zacnie soczystych, świeżych kawałków owoców. Ja wolałam właśnie na koniec je zostawiać, bo takie "świeże" były cudowne.
Kiwi to kawałeczki owoców z pojedynczymi pestkami. Oprócz upuszczania soku, przyjemnie strzelały i trzeszczały za sprawą pesteczek, ale chwilami też trochę jak chrupko-suszone, a dopiero potem bardziej świeżawe owoce.
Mango wyszło w pierwszej chwili chrupko, a potem jędrnie. Było twardawe, nie zaś gąbczaste, trochę włókniste i w porządku.
Jogurtowe cząstki były jak delikatne, rozpływające się płatki do mleka (mowa o strukturze!), ale rozpuszczały się szybciej w sposób dość rzadki, większe szybko zgryzione lekko zatrzeszczały, po czym miękły. Dziwny (ale ani negatywnie, ani pozytywnie) twór. Podczas jedzenia, czyli gdy kęs rozpływał się w ustach (nie gryzę czekolad) rozpływały się spójnie z masą.

Już robiąc kęsa poczułam egzotyczny powiew. Mignął mi akcent jakby mleczka kokosowego i sękacza (taki trochę "palono-biszkoptowy"). To było jednak sugestywne i iluzoryczne. Od początku na pewno czuć wysoką słodycz czekolady, którą odebrałam jako lekko palono-karmelową. Od pierwszego kęsa czułam również słodko-owocowy, rześki motyw. Nawet gdy odgryzałam sam wierzch bez dodatków, mogłam wskazać akcent mango.

Baza wydawała się skrywać orzechowo-maślaną naleciałość, sugestię kakao, ale bez jakiejkolwiek gorzkości. Maślaność kojarzyła mi się tu z sękaczem / biszkoptem. Była słodka i łagodna, coraz wyrazistsza w mleko. Pełne, a jednak nie ciężkie... Niczym chłodne, pite w upalny dzień. Naturalne i... coraz odważniej przemycające jogurtowe wątki. Jogurt płynął jakby z samej bazy, a nie z konkretnych kawałków. Czekolada ogółem nim trochę przesiąkła. Kojarzyło mi się to dziwnie z mlekiem kokosowym.

W chwili, gdy pojawił się jogurt, kwasek zagrał wyraźniej. Naturalnie jogurtowy i owocowy. Owoce uderzyły z pełną mocą, ale wcale nie kwaskiem. Owszem, czułam soczystą kwaskawą egzotyczność, ale już w połowie rozpływania się kawała zderzyły się słodkie, w pełni dojrzałe kiwi i cięższe, słodkie jak się tylko da, mango. To był Wielki Wybuch w wydaniu owocowym na bogatym, mleczno-jogurtowym tle. Mango lepiej się w to wmieszało, czułam jego mgiełkę cały czas. Ta cała czekoladowa Droga Mleczna upstrzona była elementami przełamującymi słodycz, co dało szlachetniejszy efekt.

Cały ten "kosmos" wypełniała materia - słodycz. Nie dawała o sobie zapomnieć, zaznaczając się jako lekkie łaskotanie w gardle. Smak samej czekolady nie umknął w tym wszystkim. Tworzyła delikatne tło o subtelnie palonym klimacie. Wpisały się w to orzechy oraz palony biszkopt.

Gdy zaczęłam rozprawiać się z kawałkami owoców, jogurtowe zdążyły się w większości rozpuścić. Te jednak chrupnięte szybciej, roztaczały wyraźnie smak bardzo słodkiego jogurtu. Z owoców dominował ten, który akurat rozgryzałam, aczkolwiek wszystko przesiąkło i mango, i kiwi (bardziej tym pierwszym). Wydawały się zupełnie naturalne i świeże. Dały popis i dosłownie 150 % swego smaku.

W posmaku zostały właśnie owoce: dominujące, muląco (ale pozytywnie) słodkie mango i soczyste kiwi oraz mleczno-łagodna baza. Oprócz tego czułam też przesłodzenie, także jako drapanie w gardle, jednak... wyszło to przyjemnie, było uzasadnione.

Całość zszokowała mnie tym, jak naturalnie wyszły owoce. Kiwi i mango okazały się boskim, nieziemsko egzotycznym duetem. Jogurt (najpierw byłam co do niego sceptyczna) również podyktował ciekawy klimat. Sugestia mleczka kokosowego i skojarzenie z sękaczem, jakie przewijały się przez to wszystko zupełnie mnie zdobyły.
Jedyne, co bym zmieniła, to obniżyłabym słodycz. Jednak mimo wszystko, przy pierwszym  posiedzeniu z tą czekoladą, z przyjemnością zasłodziłam się jakimiś 135-140 gramami, bo po prostu całość była cudowna i niespotykana. To nic, że w gardle czułam piekło (przypominam, że mam niską tolerancję oraz że przy czekoladzie spędzam duużo czasu, czyli moje "na raz" tutaj trwało jakieś 4 godziny, wiązało się z przeglądaniem internetów itp.). Kawałeczek (wielkości paznokcia? bo już nie mogłam, haha, a nie chciało mi się do porcji na kolejny raz dokładać) już dałam Mamie i po paru sekundach zobaczyłam promienny uśmiech i usłyszałam: "O! Mango?" - chwila aż zjadła - "Ojej! O... Jaka... jaka pyszna! 10 wystawisz?". I siedziała z zachwytem. Obie siedziałyśmy.


ocena: 9/10
kupiłam: kawa365.pl
cena: 14 zł (za 180 g)
kaloryczność: 555 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, suszone pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, owoce 2% (mango, kiwi), granulki jogurtu (cukier, jogurt śmietankowy, białka mleka, kultury Lactabacillus acidopjilus 5, skrobia z tapioki), naturalne aromaty, lecytyna sojowa

2 komentarze:

  1. Przez Ciebie też będę chciała czekoladę z kiwi. Albo i nie, a przynajmniej nie czekoladę. Ciekawostka: od jakiegoś czasu zupełnie nie mam ochoty na czekoladę. Trudność sprawia mi nawet zmobilizowanie się do zjedzenia Pawełków. I nie chodzi o to, że się ich boję (że będą niedobre), tylko że są batonami czekoladowymi, bez żadnego wafla, ciastka, chrupek etc. Pamiętasz moje ostatnie zakupy? Nie bez powodu znalazły się tam niemal same ciacha. No ale wracając. Aromat Twojej tabliczki chętnie poczułabym w serku albo jogurcie. Albo ryż na mleku z sosem kiwiowo-mangowym, omg! Nie dla Ciebie, ale chętnie przygarnęłabym Twój przydział (byle nie Belriso :')). Pesteczki kiwi są kozackie, uwielbiam je. (Samego kiwi nie bardzo). Słodkie na maksa mango <3 Owocowy kosmos i kosmiczna owocowość. Całkiem to przyjemne. No i ekscytacja mamy wiele mówi. Tacie na pewno też zostawiłaś, hłe, hłe. Jadłabym (jakby już wróciła mi ochota na czekolady).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe! Tym bardziej, że zauważam wiele podobnych wyborów, sympatii itp. ogólnie jedzeniowych między Tobą i Mamą. Otóż od wielu miesięcy ma taką jakąś niechęć do czekolad i słodyczy opartych na czekoladzie. Czekolada to dla niej na bogatym nadzieniu, ciastku itd.
      A co byś z kiwi ze słodyczy chciała? Wyobraziłam sobie... Hity kiwi, i nie wiem, dlaczego to wyobrażenie mnie rozbawiło.

      Ryż na mleku to mi się nie kojarzy egzotycznie. Z owocami to z jabłkami i cynamonem, mm. Ale ja mówię o robionym samemu. A Ty o takich jak Riso?

      Ja nie mogę powiedzieć, że uwielbiam pestki kiwi, a że w sumie je lubię - tylko tyle. Tak samo dojrzałe dobre kiwi lubię, ale prawie nigdy nie kupuję, bo słowa klucze to "dojrzałe" i "dobre", a chyba nie umiem ich wybierać.

      Ej, widziałam ostatnio w jakiejś gazetce mango bez pestki! Słyszałaś o takim? Ciekawe, jak smak, bo np. bezpestkowe arbuzy nie umywają się do zwykłych (są według mnie mdłe).

      A teraz sobie wyobraź jeszcze taką, ale nadziewaną... O, od takiej to by Ci ta ochota zaraz wróciła. :>

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.