Podobny Lindt, a dokładniej Creation 70% Orange, już na blogu był. Nie wróciłabym do niego - co to, to nie mimo że był smaczny, jednak ostatnimi czasy polubiłam się z formą mousse + nadzienie, gdy mowa o wysokich kostkach. Uznałam, że odpowiednie proporcje i to, że lubię tę serię Lindtów, to wystarczające argumenty, by czekoladę kupić. W dodatku ciekawiło mnie, jak się będzie miała do zacnego Grossa Mousse au Chocolat Orange. Traf chciał, że przypomniałam sobie o niej w okolicach zjedzenia Fair Dunkle Schweizer Bio-Schokolade 60 % mit Orange.
Lindt Creation 70 % Edelbitter Mousse Orange to ciemna czekolada nadziewana musem ciemnoczekoladowym (26%) i nadzieniem pomarańczowym (18%).
Już rozrywaniu sreberka towarzyszył intensywny zapach palono-kawowej, gorzkiej i jednocześnie palono-słodkiej czekolady oraz pomarańczy, zrównującej się z nią. Łączyła naturalną słodycz owocu i naturalną goryczkę skórki z galaretkową. Najbliżej jej było po prostu do soku pomarańczowego. Miała klimat soczysty i dość poważny, przy podziale podkręcił się owoc i kakao "na słodko-kwaśno".
Twarda tabliczka trzaskała donośnie, kostki trzymały się zwarte - wszystko jak należy, czyli po liniach podziału, nic się nie wciskało, nie ciekło.
Gruba warstwa czekolady skrywała sporą ilość zbitego nadzienia i mniejszą (tylko w wypukłym wierzchu kostki) klejącego, trochę ciągnącego, ale w gruncie rzeczy zwartego żelu.
W ustach czekolada rozpływała się powoli mięknąc na gęsty, tłustawy krem. Nadzienie czekoladowe okazało się do niej dość podobne, ale bardziej miękko-tłuste i trochę wodniste. Z mousse'em nie miało nic wspólnego - wyszło zbyt zbite i ciężkie, ale jak całkiem w porządku maślany krem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę całościową spójność. Tłustość została zneutralizowana suchością kakao.
Żel wyciskał się i znikał szybciej, mimo że nie był bardzo lejący. Mimo że lekko zagęszczony jak przecier, przeważała gładkość i soczystość. Znalazłam w nim sporo mikroskopijnych drobinek miękko-soczystych skórek. Bardzo mi się to podobało, bo podkreślało naturalność.
Mimo że (a może właśnie dzięki temu) owocowej części poskąpiono, całość była zgrana... Nie rozwalała się, nic nie denerwowało i w sumie wyszło to dobrze. Konsekwentnie gęsto-czekoladowo.
W smaku już sama czekolada przywitała mnie intensywnym, palonym i dość cierpkim smakiem. Palono-gorzka kawa w udany sposób mieszała się z silną, lekko karmelową słodyczą, którą to podkreślił wątek pomarańczy. Leciutko, miejscami nią trochę przesiąkła.
Właśnie pomarańczowe nadzienie już po chwili się przebijało i wychodziło prawie na przód poprzez kwaśność. Podkreśliło goryczkę i wydobyło cierpkość kakao, po czym roztoczyło te pomarańczowe, dokładając do nich ogrom słodyczy i kwasku. Wyszło to naturalnie pomarańczowo, zupełnie jak sok. Był to też soczysty owoc, trochę jednak podkręcony cytryną. Żel zaleciał mi galaretkową nutą pomarańczy z aromatu, poczułam jej goryczkę, po czym zaczęło to tonąć w czekoladowości. Słodycz jednak jakby ostała się, trochę przypiekając gardło.
Wykorzystał to pseudomousse, który był słodszy od czekolady. Ogólnie też od niej łagodniejszy, acz bardzo zbliżony. Zrobiło się znów bardziej czekoladowo, trochę maślanie i kakałkowo. Czułam kakao w proszku, na myśl przyszły mi trufle, a lekka sztucznawość zasugerowała alkohol (bez procentów!).
Tu znów wróciła paloność i wytrawność czekolady. Cierpko-goryczkowaty smak przybrał postać kawy z syropem pomarańczowym, pomyślałam o czekoladowo-kawowym pierniku z pomarańczową nutą... Wszystko to bliżej końca przybrało na słodyczy. Utraciła karmelowy charakter, a stała się pospolita.
W posmaku pozostała słodka, acz wciąż palono-gorzkawa czekolada, duet łagodnego "kakałka" i maślaności, a więc typowy truflowo-kremowy z soczyście-goryczkowatą zaleciałością pomarańczy.
Całość smakowała mi tak, że aż się zdziwiłam. Na pewno była bardziej pomarańczowa niż płaska Creation 70% Orange. Byłam zaskoczona, jak naturalnie wyszło nadzienie pomarańczowe - odpowiadał mi smak soku pomarańczowego przy strukturze "zdżemowanego żelu" (nie lubię soków, w ogóle smakowego picia) z odrobiną malutkich skórek. Mousse nie satysfakcjonował, bo nie był mousse'em, struktura przegrała więc z Grossem, ale gdy rozpatrywać go jako krem, to nie był zły.
Całościowo to dobra, prosta czekolada. Dzisiaj pokazaną wersję uważam za fajniejszą od płaskiej, choć tak naprawdę, która lepsza, to zależy ile i jakiej pomarańczy chcemy.
ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 10,99 zł (za 150g; promocja)
kaloryczność: 543 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić w odległej przyszłości i w promocji
Skład: miazga kakaowa, cukier, sok pomarańczowy z zagęszczonego soku pomarańczowego (10%), tłuszcz kakaowy, syrop glukozowo-fruktozowy, bezwodny tłuszcz mleczny, pomarańcze (2%), naturalny aromat pomarańczowy, zagęszczony sok cytrynowy, substancja żelująca (pektyny), lecytyna sojowa, wanilia
Niby wszystko w porządku, a jednak nie kusi zupełnie. Za twarda czekolada? Nie te smaki? Albo brak ochoty i szukam argumentów. W takiej kompozycji zjadłabym może Grand Dessert.
OdpowiedzUsuńObstawiam brak ochoty + nie Twoja seria.
UsuńO! Grand Dessert byłby ciekawe, aczkolwiek akurat ciemnoczekoladowy jeszcze nawet jak je lubiłam, tak niezbyt mi smakował.