Preferuję wina czerwone... A że i umeshu lubię wypić latem, tylko kwestią czasu było, że to się tu pojawi. Umeshu to właściwie bardziej likier / nalewka z ume, o czym już pisałam przy klasycznej wersji Choya Silver. Jej czerwona wersja zaś teoretycznie powinna być uzyskana poprzez dodanie liści shiso. Jest to pachnotka zwyczajna, roślina bardzo ceniona w Azji. Ja poznałam ją dzięki sushi, m.in. w krakowskim Zen czy Youmiko. Ma specyficzny, ziołowo-rześki smaczek, trochę jak mięta ze szlachetną goryczką. Nic dziwnego, bo pochodzi z tego samego rzędu roślin. Są pachnotki zielone, czerwone (być może jeszcze jakieś) - tu łatwo się domyślić, o którą chodzi. Na "wino" śliwkowe nachodzi mnie zawsze latem, a że uwielbiam ziołowe klimaty, w tym roku nie miałam ochoty na zasłodzenie, jakie potrafi wywołać klasyczna wersja, więc ucieszyłam się, licząc, że będzie to w pełni moje umeshu. Ciekawe jest, że właściwie... kupując nie wiedziałam, że to umeshu powinno być właśnie z shisho. Obstawiałam, że z dodatkiem czerwonego wina ("czy jakieś inne dziwo" - a że na półce była tylko jedna butelka, wzięłam bez namysłu). Dopiero w domu się dokształciłam. W dniu degustacji wzięłam butelkę do rąk i... kto miał rację? Ja miałam. To mieszanka umeshu i czerwonego wina (ekhem, według zasady "alkoholi się nie miesza", co?).
A teraz najsmutniejsza część tego typu recenzji.
Jestem zmuszona wyprosić osoby niepełnoletnie, gdyż dzisiejszy wpis przeznaczony jest jedynie dla osób dorosłych (18+).
Jutro jednak... obiecuję recenzję dla wszystkich.
Choya Silver Red to czerwone wino medium-bodied z ekstraktem / sokiem z japońskich śliwek ume; objętość alkoholu 10%, produkowane przez Choya Umeshu.
Po odkręceniu butelki poczułam likierowo słodki i nalewkowko-alkoholowy zapach słodkich malin, soczyście-słodkiej, lekko kwaskawej śliwki i... słodziuteńkiej poziomki.
Nalewając wino do kieliszka zobaczyłam mikroskopijne bąbelki. Wyglądało na nieco podgazowane jak piwo. Oprócz tego cechowała je specyficznie lepka gęstość, jak słodkiego likieru i wina - czegoś pomiędzy. Pite wydawało się być... właśnie soczystym, ale słodko-lepkawym wino... czymś. Obstawiałabym fuzję z szampanem czy coś. Sprawiało wrażenie lepkiego i gęstego od słodyczy. Dziwne doznanie. Obstawiam, że wielu osobom mogłoby odpowiadać picie go z lodem, ale ja czuję wstręt do picia z lodem.
Pozwoliłam je sobie lekko schłodzić, choć preferuję temperaturę pokojową. Może i tak u mnie potem odstało, ale to chociaż jako czynnik psychologiczny. Jak by nie patrzeć, schłodzenie takich tworów jednak lekko osłabia przecież słodycz i wydobywa przyjemniejszą stronę alkoholowości.
W końcu poczyniłam łyk. Przy pierwszym, w pierwszej chwili trochę uderzyła mi do głowy... alkoholowość, faktycznie, ale głównie zdecydowanie za silna słodycz. Taka aż zagęszczono-lepka, niewątpliwie alkoholowa. Skojarzyła mi się z nalewką śliwkową, śliwkami słodko-podfermentowanymi i czymś śliwkowo-podbuzowanym. Potem smak rozchodził się na poziomki i maliny.
Każdy kolejny łyk początkowo kojarzył się jednak z bardzo słodkim arbuzem. Arbuz uderzał ogromem słodyczy, po czym podkreślał go alkohol. Alkoholowość tego tak całościowo wydaje mi się prosta, ale nienachalna i raczej niska, choć chwilami jakoś tak mocniej dawała w głowę.
W arbuza raz po raz wstrzelił się lekki kwasek.
Po chwili oczami wyobraźni widziałam dawne, czerwone i idealnie dojrzałe poziomki. Były słodziuteńkie, z pojedynczymi kwaskawymi refleksami. To w końcu także słodko-kwaskawe śliwki i uroczo słodko-kwaskawe maliny.
Rozgrzewanie w gardle tak mieszało się ze słodyczą, że w pewnym momencie nie byłam taka pewna, co za nim stoi (alkohol czy słodycz).
Po wypiciu pozostawał jednak posmak słodko-alkoholowy, jakbym miała do czynienia z alkoholowym sosem / syropem likierowym przedstawiającym poziomki i maliny, może i z nutą dużych śliwek.
To twór niewątpliwie dziwny... Nierówny, powiedziałabym. Soczyście-owocowy i przesłodzony. Mocno alkoholowy, acz ogólnie raczej lekki, a przynajmniej o lekkim smaku.
Dziwny, dziwnie fajny, ale tylko żeby spróbować, a nie kupić kolejną butelkę.
Mama spróbowała jakieś pół kieliszka i miała zdanie podobne do mojego, choć jej do głowy uderzyło o wiele bardziej. A i też z poziomkami jej się skojarzyło!
ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: w promocji 22,39 zł (za 500ml)
czy kupię znów: nie
Czemu zaraz "produkowane przez Choya Umeshu"? Może po prostu miał zły dzień, nie musisz zaraz bluzgać :/ (Nieodmiennie bawi <3)
OdpowiedzUsuńNa szampan, ew. fuzję wina z nim, jak to ładnie określiłaś, miałam ostatnio ochotę. Picie szampana, wina albo piwa z lodem wydaje mi się dziwne, acz co kto lubi. Z arbuzami mam ten problem, że owoce to nie jedzenie, a sam smak w słodyczach przywodzi na myśl okrutne melony. No i maliny, hmm. To chyba jednak bym nie chciała, mimo iż wstępnie mi się napitek spodobał.
Nie umiem nie uśmiechnąć się na widok "Choya".
UsuńNa szampana... nigdy nie mam ochoty. Właśnie mi też dziwne - takie "dziwne-fu", ale "wina" śliwkowe często tak Europejczycy piją. Nie rozumiem.
Nie mów mi o arbuzach... Kocham smak, ale ani to kupić, a potem jak jem... jeść lubię, jem (jak już kupię) tyle, że w sumie się najem, ale potem z wiadomego pomieszczenia nie wychodzę. Potok, że hej! A najeść się zwyczajnie nie da. Smak w czymś / zapach - brr. Kiedyś lubiłam zapach gum arbuzowych, ale ostatnio miałam wosk arbuzowy i tak walił, że myślałam, że mnie zabije.
Pytanie, co z tego byś wyczuła... Niemniej, nie widzę Cię zachwyconej nim.