niedziela, 18 października 2020

Lindt Chocoletti Winter Magic Vermicelles mleczna z kasztanowym nadzieniem mlecznym z chrupkami ryżowymi

W sumie lubię kasztany, ale tak same jem może raz na parę lat, bo są problematyczne do upieczenia, potem rozdłubywania; strasznie gorące, szybko stygną i zaraz robią się zimne i "nie teges"... Ot, za dużo tego wszystkiego, a za mało jedzenia. W czekoladach spotkałam się z nimi tylko od Zottera (Chestnut in & out i A Piece of Forest), toteż gdy zobaczyłam limitowaną, i to nie na polski rynek, czekoladę Lindta, uznałam, że muszę spróbować. Mimo że nie podobał mi się podział na kostki (nie dość, że bardzo źle kojarzy się z Schogetten to jeszcze podobny Lindt Lindor Hazelnut Milk Chocolate nie wyszedł najlepiej), a już na pewno jego cena (rzecz jasna narzucona przez sprzedawczynię). Pamiętałam jednak bardzo smaczną Carrot Cake - i tak sobie pomyślałam, że te bardzo dziwne limitki Lindta na inne kraje w zasadzie mogą być naprawdę dobre.

Lindt Chocoletti Winter Magic Vermicelles to mleczna czekolada o zawartości 31 % kakao nadziewana mlecznym kremem kasztanowym z chrupkami ryżowymi; edycja limitowana na zimę 2019/20, wyprodukowana w Szwajcarii.

Gdy tylko rozerwałam sreberko, poczułam intensywną woń... pieczonej goryczki, której w pierwszej chwili nie umiałam nazwać, a po chwili trybik zaskoczył: to były znicze, tylko co zapalone tradycyjną zapałką. Realnie złożyła się na to dziwna mieszanina słodu, ewidentnie kasztanów, pieczono-"ogniowa" nuta i korzenność. Zestawienie dwóch ostatnich jakoś odlegle mignęło mi przypieczoną skórką kurczaka jak w ciastkach Lotus Speculoos, ale na szczęście było to bardzo subiektywne i ulotne. Wszystko to na tle przecukrzonej i głęboko mlecznej czekolady. Typowy Lindt, ale jedynie jako tło, z podrasowaną "inną" orzechowością i lekką goryczką na przodzie.

Lśniące kostki już w dotyku były dość tłuste, więc zaskoczyła mnie ich twardość w obyciu. Czekoladę średniej grubości dało się jako tako od nadzienia oddzielić, co nie dziwiło, bo i ono na dość zwarto-konkretne wyglądało. Może nawet na lekko proszkowe?
W ustach czekolada rozpływała się w umiarkowanym tempie, mięknąc i zalepiając. Stawała się bowiem tłusto-gęstą, kremową masą.
To świetnie kontynuowało nadzienie, ponieważ okazało się dość do niej podobne, czyli również zalepiające w trakcie nie za szybkiego rozpływania się. Cechowała je znacząca, śmietankowa tłustość (a więc pełna, ale nieco rzadsza niż czekolady) i proszkowość. W pewnym momencie zanotowałam nawet mączność, ale dla ogółu wnętrza nie była specjalnie istotna.
Odsłaniało kulki ryżowe. Nie dodano ich zbyt wiele, więc nie przeszkadzały, a jedynie stanowiły urozmaicenie dla tłustej kremowości. Były delikatne i chrupiące, bardzo napowietrzono-lekkie. Nasiąkały po dłuuugim czasie, więc chrupanie ich bliżej końca wciąż było możliwe (i to najlepsza opcja).

W smaku sama czekolada była bardzo słodka od początku do końca, choć swego intensywnie mlecznego charakteru nie zatraciła. Co więcej, plątała się w niej leciutka goryczka - może nutka kakao, a może lekko przesiąkła nadzieniem. Takim... czy to pieczeniem, czy korzennością - czymś ciepłym.

Nadzienie wpisało się zarówno w ciepło, jak i w mleczność. Pomyślałam o goryczkowatym słodzie. Oto jednak smakowało przede wszystkim słodziutką, wyrazistą śmietanką. Pod czekoladę podpięło się orzechowo-pieczonym motywem. Szybko pojawiła się nuta "wytrawnego orzecha", który... mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ewidentnie stał się kasztanem. Kasztanem pieczonym! Znów poczułam "smak zapachu zniczy i zapałek", a także korzenność. Nie płynęła jednak z przypraw; doszukałam się tu lekkiej sztuczności, która skojarzyła mi się z colą, ale przesadzona słodycz jakoś to zagłuszyła. Już przy pierwszej kostce poczułam drapanie w gardle - zarówno słodyczy, jak i ciepłej korzenności. Bardziej jednak niż z czystym cukrem, kojarzyło się to ze śmietankowym karmelem lub trochę palonym cukrem pudrem.

Czekoladę czuć cały czas, świetnie się wpasowała w korzenno-wytrawne kasztany, mocno to zasłodziła, acz w mlecznym wydaniu. Bliżej końca przerywnikiem słodyczy okazały się chrupki ryżowe. Niewiele wnosiły, ale jakby przerywały trochę słodki potok. Raz i drugi mignęły nawet "chrupkowo-słonawo-zbożowym" akcentem. Wydobyły niestety też tę lekką mączność.

Po wszystkim pozostało czekoladowo-śmietankowe przesłodzenie, delikatny posmak sztucznawej korzenności i smaczek "inny", właśnie kasztanowy... choć nie tylko i nie tak jednoznacznie kasztanowy.

Całość okazała się do bólu przesłodzona, ale jednocześnie zaskakująco wyrazista, gdy chodzi o smak kasztanów. Śmietankowo-korzenno-pieczona otoczka wyszła pozytywnie. Całość przypadła mi do gustu pod względem jakości i formy. Drobna sztuczność nie drażniła, a tłustość była uzasadniona i nie przesadzona. Czuję, że gdyby nie ta straszna słodycz, w ogóle zachwytom mogłoby nie być końca. A tak niestety... nie byłam w stanie zjeść tego zbyt wiele na raz, bo za szybko się zasładzałam i zatłuszczałam. Dwa podejścia, a i tak słodycz tak mnie męczyła (+obecność chrupek), że 5 kostek oddałam Mamie, bo w sumie i jej chciałam ciekawostkę pokazać. Jej smakowała bardzo, łącznie z chrupkami (uznała je za świetny dodatek), ale... zgadła, że mi właśnie słodycz przeszkadzała ("No tak, bo bardzo słodka to ona jest. Ale pyyszna!").


ocena: 8/10
kupiłam: sklep z upominkami na bazarze
cena: 19,99 zł (za 100g)
kaloryczność: 576 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, bezwodny tłuszcz mleczny, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, laktoza, mąka z kasztanów 2,8%, chrupki ryżowe 1,3% (mąka ryżowa, cukier, sól, tłuszcz kakaowy), lecytyna sojowa, aromaty, ekstrakt słodowy jęczmienny

2 komentarze:

  1. Troszkę się pośliniłam, jak zobaczyłam zdjęcie. Tylko ten podział i chrupki, grr. (Albo i lepiej, mniejszy żal). Znicze! Bardzo lubię ten zapach. Cmentarz w okolicy 1 listopada to fiesta aromatów. Kwiaty grobowe, igliwie, topiony wosk... Kocham, serio. No i klimat na wieczorny spacer jest niesamowity. Kasztanów jadalnych nie znam, ale domyślam się, że są miłe nosowi. Przyprawy korzenne - wiadomix. Skórka z kurczaka ze spec~ mmm. Rozpłuwanie się <3 Mało kulek ryżowych i takie smaki? Kurde, to powstało dla mnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Kocham takie zapachy i czasem po prostu odwiedzam cmentarze dla zapachów i atmosfery. Nie wiem dlaczego, ale na początku miesiąca (po wypłatach? :D) ludzie więcej zniczy i kwiatów znoszą. A jak byłam mała, uwielbiałam "światełka" - ojciec mnie zabierał pogapić się.

      Kasztany jadalne smakują jak połączenie orzechów i ziemniaków, może nawet batatów.
      Taak, dla Ciebie mogłaby bardzo posmakować.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.