czwartek, 25 lutego 2021

Cocoloco Chocolates Salted Caramel 43 % Venezuela mleczna z Wenezueli z solonym karmelem / toffi

Po rozczarowaniu, jakim okazały się nadziewane czekolady Chocoloco, uznałam, że lepiej im nie dokładać i nie czekać do upałów, a zjeść w warunkach... przynajmniej gdy o temperaturę chodzi to rozsądnych. Z każdą otwieraną nadziewaną autentycznie bałam się, co znajdę w środku. Także tę w takim razie zjadłam dość szybko po zakupieniu. Nie ukrywam, że od dawna chodziła za mną ciemna nadziewana karmelem, bo dawno takiej nie jadłam. Niestety, mimo że zamawiałam ciemną, przysłali mleczną i cóż... nie zapowiadało się na degustację w moim stylu. Przeczucie, że nadzienie i tym razem może okazać się tragedią nie pomagało. Było mi więc przykro już w momencie sięgania po czekoladę.

Cocoloco Chocolates Salted! Salted Caramel 43.5 % Venezuela to mleczna czekolada o zawartości 43,5 % kakao z Wenezueli nadziewana śmietankowo-maślanym karmelem z solą (ja powiedziałabym, że solonym toffi).

Po otwarciu poczułam mocno mleczny, niemal śmietankowy zapach o wyraźnie orzechowo-palonym zabarwieniu. Wydało mi się to naturalnie wiejskie, siankowe i słodkie w sposób karmelowy. Po podziale jednak sytuacja się skomplikowała, bo czułam raczej palone masło niż karmel. Snuła się w tym odrobinka soli podkreślająca wiejskość, naturę i mylnie podpowiadająca mleko inne, niż krowie.

Tabliczka była pęknięta, a pazłotko od środka całościowo minimalnie lepkawe; całość zaś wydała mi się nieco zawilgocona, co obudziło we mnie strach, co dalej. Przy podziale nie trzaskała mimo twardego spodu-denka, wykazując nawet skłonności do "łamliwego rwania się" (choć miękka w zasadzie nie była). Góra zachowywała się jak chrupko-łamiąca się polewa, która rozjeżdżała się w obrębie poszczególnych kostek, uwalniając nadzienie.
Karmel był gęsto-miękki i oblepiał wszystko. Nie ciągnął się jednak, ani się nie lał. Taka bardziej zastygła niż płynna forma zaskoczyła mnie pozytywnie.
To jednak i tak kolejna beznadziejnie nadziana tabliczka tej marki - karmel dodano do środka po całości, nie zważając na podział na kostki, a brzegowe części prawie w ogóle karmelu nie posiadały.
W ustach czekolada rozpływała się w umiarkowanym tempie, niby kremowo, a trochę jak gładko-plastikowa polewa. Tłustość wydała mi się aż śliska. Obok niej odnotowałam lekką wodnistość, choć w końcu udało jej się nieco zgęstnieć i zalepić.
Karmel wyciskał się z niej niby łatwo, ale nie za szybko, po czym jakoś tam zalegał. I tak jednak znikał szybciej od niej. Był gęstawo-lepiszczy, choć wciąż miękki i minimalnie ciągnący. Przypominając w tym "karmel" z niektórych batonów. Wydał mi się lekko chropowato-grudkowaty, a jednak gładki i w porywach śliskawy. Potem zwróciłam też uwagę na śmietankowo-maślaną tłustość, ale nie męczyła mnie. Wręcz przeciwnie. Struktura nadzienia spodobała mi się. Niestety po nim czekolada zalegała jak plastikowo-lepka grudko-masa.

Już sama czekolada przywitała się mnóstwem cukru i wanilii. Była przecukrzona, że aż wydawała się zrobiona z cukru, mimo że plątał się w niej toffi-orzechowy motyw. Leciutko palony i wpisany w wysoką maślaność. Mleko zaznaczyło się dopiero za nim. Szybko zaczęło to drapać w gardle. Nawet części bez nadzienia miały posmak toffi, więc cały czas się zastanawiałam, czy sama czekolada nim smakowała, czy przesiąkła.

Nadzienie dopiero po chwili właśnie mleczność rozkręciło. Na fali śmietanki wniosło jeszcze więcej słodyczy, mimo że samo w sobie aż tak mocno słodkie nie było. Jego słodycz wydała mi się niecodziennie palono-waniliowa. Po paru chwilach (mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa) na moment nadzienie prawie zrównało się z czekoladą.
Wyraźniejsza zrobiła się maślaność, czułam bardziej palone masło, mało słodkie toffi, także mieszające się z cukrowością czekolady (chyba głównie od niej cały czas pochodziła słodycz) i nutą... takiej wiejskiej naturalności? Innego mleka? Raz po raz przeplatała to sól, w ilości małej, ale wyczuwalnej. Podkręcała łagodne, śmietankowo-maślane karmelo-toffi i orzechy. Niestety wszystko to tonęło w cukrze, który skutecznie zagłuszał to, co ciekawe.

Bliżej końca po wyeksponowaniu nadzienia, wróciła czekolada. Kontrastowo wyszła jeszcze bardziej cukrowo. Wydała mi się bardziej maślano-orzechowawa (za nijako na "orzechowa"), słodka do bólu i nieco nijaka, odlegle mleczna.

Po zjedzeniu zostało przesłodzenie, posmak wanilii i śmietankowo-maślany, wyraźnie solono-palony splot. Nie było to może czyste toffi, ale karmel też nie. Trochę nie wiadomo co, z pogranicza tego i... goryczka. Akurat to jednak nie było nieprzyjemne.

brzegowa prawie nienadziana
Całość zaskoczyła mnie. Przecukrzona, że aż niezjadliwa była sama czekolada. Nadzienie okazało się intrygujące. Bardzo naturalne, jakby domowe. Jak toffi tylko że... właśnie o niskiej słodyczy. Mimo to, czekolada dała radę je zacukrzyć. Szkoda, bo chciałabym móc mu się przyjrzeć. Wprawdzie z tyłu głowy dręczy mnie myśl, czy przy większej ilości nie zaczęłoby mi w nim coś przeszkadzać. Sól podkreślała naturalność, wiejskość i wcale autorytarnych zapędów nie miała, co mnie przekonało.
Niestety jednak forma uniemożliwiła mi w pełni cieszenie się z degustacji. Rozwalanie się irytowało, a rozmieszczenie nadzienia i jego skąpa ilość w stosunku do cukrowej czekolady to jakaś pomyłka. Jemu potrzeba lepszej otoczki!
Mimo że nie lubię toffi, to tutaj - bo właśnie karmelem tego za nic nie mogę nazwać - wydaje się naprawdę dobrze zrobione i ciekawe, jednak... niestety czekolada i jej cukrowość za bardzo cały czas dominowała. Przez to nawet połowy nie zjadłam; 13 kostek powędrowało do Mamy. Jej z kolei sama czekolada smakowała bardziej niż nadzienie: "ono jakieś dziwne, jestem do niego nastawiona bardziej na nie, niż na tak. No ale dobrze no... jadłam sobie, jadłam i nagle na wielką grudę soli raz trafiłam. To nie było fajne, wolę zwykłe nadziewane karmelowe Milki". I zgodziłyśmy się, że wykonanie, a więc rozmieszczenie nadzienia było beznadziejne w konsekwencji czego nawet żadna z nas nie umiała tabliczki całościowo ocenić. Uznałyśmy, że może i naciągane, jednorazowe 5 się należy.


ocena: 5/10
cena: 5 £ (zwrócili mi za pomyłkę)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: mleczna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, wanilia), nadzienie 20 % (śmietanka, ziarna wanilii, cukier puder, płynna glukoza, solone masło)

2 komentarze:

  1. Taka ładna szata graficzna, a taki ładunek zgrozy w krótkim słowie umieszczonym na środku! Podoba mi się akapit o aromacie, pomijając zakończenie z solą i innomlecznością. Podoba mi się także, i zaskakuje mnie, forma dodatku. Spodziewałam się twardawych, przesuszonych kawałków jak w moich dwóch ostatnich Marabou. Cukrowość? Hmm. No i sól. Nie zaryzykowałabym. Zresztą to tabliczka, więc póki co tym bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kupiłabym z kawałkami. Tę kupiłam, bo chodziło za mną nadzienie karmelowe - pisałam o tym we wstępie.

      A zaryzykowałabyś z np.... batonem lub Lindorami (chyba nawet są w tym wariancie)?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.