poniedziałek, 6 września 2021

Hachez Premier Cru 88 % Classic ciemna z Ameryki Południowej

Zwykłe ciemne czekolady mają u mnie ten problem, że choćby nie wiem, jak dobre, to po prostu nie mają szansy dorównać tym degustacyjnym, których twórcy są mistrzami w obróbce kakao. Niemniej, wciąż z kolei mają oczywiste pierwszeństwo przed czekoladami z dodatkami czy nadziewanymi, bo te odwracają mi zbytnio uwagę od kakao. A już nie mówię o mlecznych czy białych, które obecnie mogłyby dla mnie nie istnieć, bo... po prostu w czekoladach szukam nut kakao i jego smaku. Co więcej, tych w miarę przystępnych cenowo ciemnych czystych nie ma aż tak wielu. Czasem kupuję więc i takie "z braku laku", co to nie posądzam ich o to, że mnie zachwycą (choćby Lindt 85 % czy Spar Natural Extra Dark 72 %), ale że mogą być przynajmniej zadowalająco kakaowe i niesłodkie. Tę właśnie tak bez emocji kupiłam, ponieważ kojarzyłam, że Hachez Cocoa D'Arriba 77 % Classic w sumie była w porządku. Miałam nadzieję, że ich wyższa zawartość kakao to nie jakieś wyjątkowo żałosne podbicie procentu tłuszczem czy odtłuszczonym kakao (acz dopuszczałam myśl, że będzie tego trochę więcej, niż powinno być w 88%).

Hachez Premier Cru 88 % Classic Dark Chocolate to ciemna o zawartości 88 % kakao z Ameryki Południowej.

Po otwarciu poczułam ciepły, wyrazisty zapach o zaskakująco delikatnym charakterze, przedstawiający piernik. Łagodny, waniliowo słodziutki, choć wyraźnie ciepło-korzenny i jakby z nutką chili. Skupiała się jednak bardziej na niemal wiśniowo-winnej soczystości, niż pikanterii. Czułam tu też ciepłą kawę... z jakby zbożowym zarysem, nakreślonym przez proste kakao. Po chwili rozszedł się wyraźniej zapach orzechów laskowych - tak czysty, że w ciemno powiedziałabym, iż tabliczka je zawiera. Wszystko to przełożyło się też na wizję ogrzewanej słońcem, lekko błotnistej ścieżki, prowadzącej do małego lasu. To... dosłownie "błotko" i "lasek", takie... delikatne, bo na czekoladowo-maślanej płaszczyźnie.

Tabliczka już na dotyk dała się poznać jako tłusta, a przy łamaniu wydała mi się niewyobrażalnie twarda. Wydawała głośny trzask jak strzał z shotguna.
W ustach rozpływała się bardzo powoli i nieco opornie. Była tłusto-zbita, a jednocześnie proszkowo-ziarnista, z odczuwalnym pod koniec bardziej pylistym efektem.
Kojarzyła się ze zwartym masłem z niedokładnie zmielonych orzechów, które oblepiało minimalnie, bardzo zaś wysuszało i zatłuszczało jednocześnie. Była dość ulepkowata, ale znośna.

Pierwszym wyczuwalny smak to słodka maślaność. Zupełnie jakby jakiś maślany wypiek, maślaną bułeczkę ktoś posmarował masłem (albo "masełkiem" - takie to było łagodne) i kremem z orzechów laskowych. Oczywiście wysoce słodkim.

Już w kolejnej chwili na przód wyszły orzechy laskowe, przewodząc wszystkiemu innego. Były delikatne, naturalnie słodkawe. Chwilami jednak podkradały się jakby pod mdławo-tłuszczowy w smaku olej orzechowy. Oczami wyobraźni zobaczyłam sztuki młode, świeżo-surowe. Może niektóre nawet jeszcze na leszczynie? Aż zielonkawe? Leszczyna ta obrastała leśną, ogrzewaną lekko słońcem ścieżkę do lasu z zapachu.

Zanim jednak do niego, zaraz uderzyła nieco silniejsza słodycz. Splot wanilii i cukru z czasem zaczął przejawiać cierpkość. Pomyślałam o przecukrzonym likierze waniliowym, jednak po chwili... Pojawiło się kakao w proszku, przerabiając to na Nesquika w wersji dla dorosłych.

Bardzo delikatna gorzkawość kakao w proszku i cierpkość zasugerowały coś bardziej zbożowego... właśnie kakaowe płatki-kulki do mleka? Zbożową kawę? Kakao ciepłe i rozgrzewające? Ta lekka roślinność niosła ciepło. Znów myśli wróciły do drzew i orzechowych krzaków rozgrzewanych słońcem i zapraszających do rzadkiego lasu. Ogrom maślaności przełożył się na wyobrażenie o jasnym błotku - miejscami wilgotnym, miejscami podsuszonym, gęstym i też słońcem nagrzanym.

A jednak pod koniec pewien konkret udało mi się wyłapać. Od tej wręcz alkoholowości poszło leciutkie rozgrzewanie, a silna słodycz sprawiła, że maślaność nieco się przypiekła. Jakby tak jakiś... średnio udany piernik... doprawiony lekko chili trafił na ciepłe kakao? Odnotowałam w nim jakąś soczystość jakby powidlanej warstwy. Lekka korzenność zmieszała się ze słodką cierpkością wanilii i orzechowego kremu, również wanilią posłodzonego. Orzechy niestety zaczęły wchodzić w oleistą strefę.

I właśnie leciutka cierpkość gorącego kakao została w posmaku razem z maślanym, także smakowym, zatłuszczeniem (fizyczne trochę neutralizowało kakao w proszku). Czułam kakao i orzechowe motywy mocno kojarzące się z waniliowo-orzechowym kremem, jak również lekko pieczone ciepło. Było słodko... nie jakoś przeraźliwie, ale wyraźnie i dość ciężko przez tę maślaność. Kontekst był raczej ogólnie "jakoś waniliowy" niż prawdziwie waniliowy.

Całość niezbyt mi pasowała. Okropnie łagodna, bo nie po prostu łagodna, a łagodna w sposób tłusto-tłusty i słodki (najgorszy!). Słodycz może nie była wysoka, ale wydawała się nachalna. Gorzkość naprawdę niska, a jedyne, co było ciekawe, to wydźwięk Nesquika dla dorosłych, acz... nie było to "ciekawe i pyszne", a po prostu niespotykane; w dodatku bardzo ulotne. Orzechy laskowe i wanilia to duet miły, ale... przy 88 % to potrzeba czegoś jeszcze!
Oczywiście da się zjeść, ale na dłużej nudzi, bo... też nieco męczy tłuszczem i ciężkością, przytłacza. O tyle bardziej zwracałam na ten element uwagę, że w smaku to ogromna nuda.. i też tłustość. Połowę zasreberkowałam uznając, że dodam ją np. do potrawki stylizowanej na meksykańskie mole, jaką miałam w planach, ale że wizja potrawki mi się odpodobała, czekolada trafiła do ojca.


ocena: 5/10
kupiłam: Auchan
cena: 10,99 zł
kaloryczność: 669 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, cukier, lecytyna rzepakowa, ekstrakt z laski wanilii bourbon, ziarna wanilii bourbon

6 komentarzy:

  1. Kimiko czy myślisz, że mogę bezpiecznie dać dziecku 4 lata bardzo ciemną czekoladę? Chcę ją wprowadzić jak najszybciej, aby nie ciągnęło do niezdrowych kinderów, a takie 88% kakao są ciężkie. Może lepiej 70%? Ponoć można, ale jaką lepiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam się na żywieniu dzieci, ale powiem tak: Mama jak najdłużej nie pokazywała mi słodyczy i jestem jej za to wdzięczna. Mała, jak miałam jakieś 5-6 lat, lubiłam ciemną czekoladę, ale niestety żadnych fachowych rad nie jestem w stanie udzielić.

      Usuń
  2. Spojrzawszy na zdjęcie opakowania, najpierw pomyślałam o chili, a kiedy zweryfikowałam obawę tytułem, skojarzyłam szatę graficzną z piekielnym urokiem i kuszeniem szatańskim. Dałabym się! (No, nie przy takiej cenie). Zapach przepiękny, a o piernikach wczoraj pisałam na blog. "Głośny trzask jak strzał z shotguna" <3 Wydaje mi się, że to tabliczka całkiem dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież 10 zł za czekoladę, zwłaszcza przy dzisiejszych cenach, to wcale nie tak dużo... Na niektórych rzeczach nie warto oszczędzać. No ok, Hachez nawet paru złotych w moim odczuciu nie jest wart.

      Konsystencja i powolne rozpływanie nie przerażają?

      Usuń
  3. Muszę Ci napisać, że narobiłaś mi ogromnej ochoty na taki czekoladowy wydźwięk tabliczki. Nigdy nie widziałam także w składzie lecytyny rzepakowej. Pierwszy raz się z tym spotkałam. Lecytyna sojowa mi bardzo nie odpowiada w gorzkich czekoladach
    ... nir lubię jej posmaku a zestawiając składy stosunkowo niedawno odkryłam że to jej dodatek mnie razi tak jak nie mogę znieść proszkowatej struktury w tabliczkach z kakao odtłuszczonym... fuuuu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja widuję różne lecytyny w czekoladach, więc to nie takie dziwne. Taak, sojowa czasem potrafi się w smaku przebijać niestety.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.