Nie przemawiają do mnie czekolady z karmelizowanymi orzechami, siekane dodatki też obecnie... mogę tolerować, ale nie przepadam. Obecnie też zaczęłam się zastanawiać nad czekoladami z dodatkami tak ogółem - jakoś nie ma wśród nich takiej, która by mnie szczególnie porwała. Nawet z ulubionymi orzechami... jakoś wolę zjeść oddzielnie pyszną czekoladę, a oddzielnie uwielbiane orzechy. Razem to tak... jedno drugiemu przeszkadza i nie ma okazji zaprezentować mi się w pełni. I tak oto zaskoczył mnie RS, jak bardzo można zepsuć nerkowce... jeszcze dodali sól! Dare z pistacjami był zjadliwy, ALE... Dzisiaj przedstawiana tabliczka zaś połączyła i posiekanie, i karmelizowanie, i jeszcze sól (btw nie rozumiem solenia pistacji - po co? brr). Czy miała więc u mnie jakieś szanse? Z każdym tygodniem od kupienia, zwłaszcza po J.D.Gross 56 % Ziarna Kawy zaczynały rosnąć wątpliwości, bo kupując z całą pewnością mogłabym wykrzyknąć: "tak". Postanowiłam więc wziąć się za nią w miarę szybko. Uwielbiam bowiem Grossa i nie chciałam żyć w niepewności.
J.D.Gross 56 % Cacao Pistacja to ciemna czekolada o zawartości 56 % kakao arriba z 15 % karmelizowanymi, solonymi pistacjami.
Rozchylenie papierka umożliwiło rozejście się zapachowi pistacjo-migdałów, które wyszły dość ogólnie orzechowo. W wysokiej słodyczy odnotowałam karmelowe zabarwienie, a przy nim wyraźną, cukierkową mgiełkę, która wydała mi się tania i odpychająca. Na szczęście jednak całość, mimo że cukrowa, pachniała całkiem nieźle czekoladowymi piernikami i śmietanką. W ciemno nie wiem, czy powiedziałabym, iż to czekolada ciemna. Pierniki na pewno pokrywała cukrowa glazura i być może wypełniało jakieś nadzienie (sztucznawo-owocowe?).
Czekolada o kolorze dość jasnym już w dotyku odznaczała się tłustością, acz trzaskała głośno. Połączyła twardość z kruchością związaną z zatopionymi w nią kawałkami wielkości średniej i drobnej. Dopiero gdy przyjrzałam się uważniej, okazało się, że to nie tylko posiekane pistacje w cukrowej otoczce, ale też białe kawałki cukru (i syropu g-f?) osobno.
Potwierdziła swoją tłustość w ustach. Jak dla mnie nieco za tłusta, acz przystępnie kremowa czekolada rozpływała się powoli mięknąc na gęsty, bazowo gładki krem i odsłaniając dodatki. Nie pożałowano ich, przez co wyszła ogólnie nieprzyjemnie ulepkowato-zlepkowato.
Znalazło się w niej sporo pistacji pozbawionych karmelu, ale w większości jednak pokrytych przynajmniej częściowo chrupiącą skorupką cukro-karmelu, a także sporo kulek-grudek rzężąco-chrupiącego cukru. Rozpuszczał się trochę i trochę zostawał na koniec; nie był za twardy, ale dodanie tego zwłaszcza tego luzem wydaje mi się skandaliczne. Cukier krył sól (ale zdarzyły mi się też grudki cukru bez soli... chyba). "Karmel" zostawał do końca i do końca potrafił chrupnąć jak delikatne, cieniutkie szkiełko. Także w nim mieściła się sól.
Dodatki gryzione na koniec chrupały: pistacje w cukro-karmelu lekko skrzypiały, twardszy cukier chrupał po prostu. Chwilami jak "twardawy, ale do pogryzienia" plastik, chwilami jak zawilgocone grudki cukru, a same pistacje (także te, z których "karmel się rozpuścił), okazały się... pistacjami chrupiąco-twardszymi jedynie jakby powierzchownie. Gryzione dłużej - te większe - wykazywały zacną, naturalną, świeżą jakby sprężystą miękkawość. O tyle dobrze, że cukier nie obklejał zębów.
W smaku w pierwszej chwili poczułam przesadzoną, prostą słodycz, która skojarzyła mi się z lukrem / glazurą, po czym przykryła się delikatnym karmelem. Wyszła więc troszeczkę palona i nie taka oczywista, ale jednoznacznie za silna. Pomyślałam o piernikach w glazurze lub z lukrem.
Po chwili odezwała się gorzkawa baza startując od pieczono-palonych, prażonych orzechów i palonej, ale delikatnej kawy. Pomyślałam o orzechach… nieco poprzypalanych. Także wypełniających wspomniane pierniki, ale... jako też jakaś marcepanowa warstwa / nadzienie? Zaplątała się w tym taniość i trochę cierpkawego dymu, który przypominał o palono-kawowym aspekcie.
On też przypomniał o bezkompromisowo rosnącej słodyczy. Początkowo trochę karmelowa, zrobiła się jeszcze bardziej czysto cukrowa, lukrowa... może lekko waniliowa? Za jej sprawą baza łagodniała i jakoś w połowie rozpływania się kęsa wydała mi się aż śmietankowa. Jakby do kawy dodano śmietankę. I... jakby karmel zrobił się bardziej śmietankowo-cukrowy. Przy wyłaniających się dodatkach zmienił się w cukierkowe, tanie karmelki śmietankowo-maślane, bliżej nieokreślone, a cukrowe i naaromatyzowane.
Nie musiałam rozgryzać dodatków, by je poczuć. Sól stanowiła pojedyncze, drobne ale dość częste, przeciągające się ukłucia. Pojawiała się i chowała. Pistacje podkreśliły prażono-orzechowy motyw, pobrzmiewając właśnie prażono-karmelizowanymi orzechami. Zagrały na prażono-orzechowy akord, niewiele dając z siebie samych. Najpierw tylko przewijająca się sól, podkreśliła tani, sztucznie-karmelowy wątek. Sól pojawiała się coraz częściej, ale ogólnie było jej w punkt: niby sporo, ale stanowiła jedynie podkreślający dodatek.
Czekolada po tym prezentowała się jako jeszcze słodsza jak... śmietankowo-lukrowa, lekko czekoladowa wariacja na temat... kawy i pierników? Już sama nie wiem - wzrosła maślaność i śmietanka, lekka goryczka z aromatem zaczęła mi się kojarzyć z cukrowym, kakaowo-marcepanowo-pistacjowym sosem / likierem. Wszystko się rozmyło w nieprzyjemnej słodyczy.
Sól dodatkowo zwracała uwagę właśnie na dodatki, a odciągała ją od bazy, która znikając, wydała mi się aż ulepkowa.
Pistacje rozgryzane na koniec smakowały… trochę sobą (taką naturalnie "orzechową słodyczą"), zwłaszcza te większo-średnie kawałki, a trochę po prostu prażeniem / paleniem. Nie wydały mi się jakoś wyjątkowo wyraziste czy rewelacyjne, ale zadowalające. Mniejsze jednak trzymały się cukrowo-karmelkowych warstw, które to zostawały do samego końca. W odosobnieniu wydały mi się jeszcze bardziej cukierkowo-tanio karmelkowe, niesmaczne. Sól tylko to podkreśliła, jak i samą "orzechowość" pistacji (nie zaś smak pistacji). Tylko przy kęsach z mniejszą ilością soli i średnio pokrytych karmelem dodatków, czuć pistacje właściwe. Niestety... Soli dodano ilość odpowiednio wyraźnie wyczuwalną, ale nienachalną. Czułam ją niemal w każdym kęsie, ale chwilowo i nie na przodzie. W innym zestawieniu / jakości dodatków uznałabym ją za świetny dodatek, z tym że tutaj nie zagrało to, jak powinno. Najgorsze były białe grudki, które smakowały sztucznym cukrem. Wydały mi się dziwnie cukierkowo-pseudoowocowe, przeraźliwie słodkie (nie wszystkie były z solą). Aż zagłuszały pistacje same w sobie.
Zostały jednak w posmaku razem z ogólnie orzechowym motywem prażoności, solą, lekką gorzkawością, otuloną maślanością i przesadnią słodyczą cukru i karmelu... a właściwie dziwnie karmelkowych, jakby naarowatyzowanych karmelków.
Tabliczka ogółem okazała się o wiele gorsza, niż się spodziewałam, a jednocześnie nie taka przeraźliwie zła ogółem. Czekolada wyszła średnio, ale z dobrym dodatkiem, mimo straszliwego przecukrzenia mogła by się sprawdzić. Niestety jednak... struktura uwypukliła jej ulepkowość, a smak dodatków cukrowo-maślaną delikatność. Dodatki bowiem smakowały źle przez wstrętny, tani cukro-karmel. Za nic nie mogę pojąć dodania kawałków z cukru i syropu glukozowego. Zepsuły pistacje, które mało siebie przypominały. Posiekano je przesadnie. Sól zaś... zamiast podkreślić je, podkreślała cukierkową otoczkę. Czuję, że w takiej ilości, co ją dodano, z samymi pistacjami mogła by wyjść ciekawie, bo nie przesadzono z nią, ale... ech. W parze z tym pseudokarmelem? Tragedia. Przez ohydne kawałki cukru podziękowałam po kostce i oddałam ojcu. Bez sensu jeść takie coś.
ocena: 5/10
kupiłam: Lidl
cena: 5,49 zł (za 125g)
kaloryczność: 553 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, 6% pistacje, syrop glukozowy, naturalny aromat, woda, 0,3% sól, lecytyna sojowa, ekstrakt z laski wanilii
Rozdrobnione orzechy, na dodatek w cukrze, na dodatek do kwadratu z cukrem występującym też osobno?! Co tu się... Ciekawe, ile kosztowałaby groba czekolada (200 g) z całymi pistacjami zamiast migdałów/laskowców. Plebejska mleczna ofc. Spróbowałabym takiej. Jeżeli chodzi o solenie pistacji, jestem przyzwyczajona, że to w worku - sprzedawane na wagę w skorupkach - są solone, więc nie dziwi mnie to ani nie oburza. Tej tabliczki nie kupiłabym przez zawartość kakao i rodzaj dodatku. W sumie nie widzę w niej potencjalnych zalet, które brałabym pod uwagę.
OdpowiedzUsuńNawet prosta ciemna z pistacjami, ale właśnie całymi w grubej tabliczce. Niee, ale po co takie zrobić, jak można się fajnie cukrem pobawić? Ech.
UsuńWidzę, że słuszną decyzją było nie kupowanie bohaterki dzisiejszej recenzji. Od tabliczek z dodatkami stronię. Mam podobne odczucia względem nich. Wolałabym spróbować pistacji osobno. Muszę je kiedyś w końcu kupić... Szkoda, że marka wydaje kiepskawe czekolady, potrafiąc stworzyć naprawdę dobrą. Czystą 70% uwielbiam, plus, nie zdarzyło mi się nigdy zawieść jej jakością. W dodatku ta niska cena ;)
OdpowiedzUsuńByłam bardzo zawiedziona i zirytowana, gdy kupione przeze mnie do zagryzania Lindty okazały się nieświeże i zwietrzałe mimo dobrej daty ważności. Za te pieniądze mogłabym kupić tabliczkę od Beskidu lub dwie J.D Gross...
Odchodząc od tematu tabliczek, jestem wdzięczna, że dzięki tobie w zeszłym roku sięgnęłam w swoim jadłospisie po dynię hokkaido i... przepadłam, zakochując się w jej konsystencji i smaku. To dla mnie kwintesencja jesieni. Dynię pamiętałam tylko jako przesłodzony, galaretowaty dżem z dzieciństwa, w którym cukier zabijał cały smak i gryzł się z roślinnością/warzywnością. Na koniec, Kimiko, czy doradziłabyś mi, jakiej marki orzechy nerkowca warto zakupić? Już kilka razy zawiodłam się ich świeżością i twardością, a po nietrafionym zakupie Lindtów, mam dosyć kupowania bubli i wyrzucania pieniędzy w błoto.
Obecnie też już nie kupuję czekolad z dodatkami. Musiałoby się stać... w sumie sama nie wiem, co, bym to zrobiła. A jednak na blogu pojawi się, ekhem, "dokumentacja", że tak powiem z tego, jak do takiego stanowiska dochodziłam. Parę nieźle uprzykrzyło mi degustacje.
UsuńNie próbowałaś pistacji? O tak, to koniecznie do nadrobienia!
Taak, Grossa 70% i ja cenię. Bardzo mi smutno, gdy marka ośmiesza się, wydając takie nieszczęsne coś, jak z tymi pistacjami.
Współczuję sytuacji z Lindtami.
Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Naprawdę, już sporo osób dzięki mnie odkryło dynie (w tym Mama), więc mnie to dumą napawa, haha. "Kwintesencja jesieni" - pięknie to ujęłaś, ja się podpisuję.
Nerkowce? Ja uwielbiam marki własnej Auchan, dostępne w zielonych paczkach 80g. Producentem jest Helio, ale uwaga! Bakalie od Helio spod ich logo kilka razy mnie i Mamie trafiły się okropne, więc nie znam nerkowców spod ich logo. Kupuję z Auchana (podobnie kocham pastę fistaszkową 100% z Auchana, której producentem jest Sante, a pasta Sante spod logo Sante ma u mnie 2/10).
Kiedyś moimi nr 1 były z Tesco marki własnej (teraz nie wiem, jak z nimi, bo po zamknięciu mojego Tesco nie bywam w żadnym).
Wiem, że w którymś momencie dalszym nawiązujesz do pierników, ale czy w tym miejscu słownik sam nie poprawił "pistacje" na "pierniki" ? : "Pierniki na pewno pokrywała cukrowa glazura i być może wypełniało jakieś nadzienie (sztucznawo-owocowe?)."
OdpowiedzUsuńCzekolada nie dla mnie. Nie uznaje tak jak Ty solonych pistacji. Nie lubię także kupować czekolad z orzechami,bo zwykle bardzo długo zalegają w spiżarni i jałczeją orzechy lub pleśnią podchodzą nawet w terminie ważności. Życie nauczyło mnie, żeby z orzechami broń Boże nie kupować Wedla, bio czekolady z biedronki i Terravity gorzkiej z okienkiem :/ no biały nalot wokół orzecha się tworzy :( i śmierdzi glonem a termin ma przydatności do spożycia :(
Nigdy nue zdarzyło mi się to w przypadku tabliczki z kruszonymi orzechami w karmelu. Ale z kruszonymi orzechami sypniętymi już tak. ..
Jak słownik niby miałby mnie poprawiać? Piszę porządnie na komputerze, nie korzystam z żadnych autokorekt i sprawdzam. Kilkakrotnie się odnosiłam do a to czekoladowych pierników, a to pierników z lukrem lub w glazurze. "Także wypełniających wspomniane pierniki, ale... jako też jakaś marcepanowa warstwa / nadzienie?" - chciałabym zobaczyć jakiekolwiek orzechy wypełnione warstwami i nadzieniami.
UsuńTermin przydatności - jest różnica, czy data to kilka miesięcy, czy kilka tygodni. Ja wszystko, co z orzechami, także same orzechy, staram się jeść jak najświeższe. Nielubianym markom nie ufam, nie kupuję obecnie.
Karmelizacja chyba jakoś konserwuje orzechy.
Co do pierwszego akapitu. Nie chciałam Cię urazić. Jeśli tak się stało znów przepraszam. Wiem, że twoje recenzje są dopracowane. Pisane z sercem, pasją. To ja je czytam na treningu o 4 rano więc ani nie oddaję tym szacunku dla Twojej pracy, wkładu w świat blogowy a... szkoda gadać... to jeszcze doszukuje się dziury w całym. Naprawdę jakoś w tym miejscu nie pasowało mi użycie tego rzeczownika ;) chyba spałam jeszcze. Wybacz :)
UsuńCo do ostatniego też tak sądzę ;) "Karmelizacja chyba jakoś konserwuje orzechy." Napisałam to apropo Twoich słów o tym po co psuć orzechy przez docukrzanie :) wtedy się nie zepsują chyba właśnie jak przetwory z owoców ;)
Jak zwykle: nie uraziłaś. Mnie naprawdę bardzo trudno urazić czymkolwiek. Nie masz za co przepraszać.
UsuńPrzestań z tym oddawaniem szacunku i czytaj, kiedy Ci wygodnie, kiedy masz ochotę. To ma Tobie sprawiać przyjemność! ;)
Aa, rozumiem już. Z karmelizacją - tak, tylko że zawsze można dodać porządne orzechy i nadrukować krótki termin ważności. Albo karmelizować porządnie, by był to karmel, a nie warstwa cukru i nie wiadomo czego jeszcze.
A ja uwielbiam tą czekoladę właśnie za te solone pistacje, pyszne połączenie😊
OdpowiedzUsuńCóż, dobrze, że obecnie jest taki wybór na rynku, że dla każdego coś się znajdzie.
Usuń