To smutne, że w kilka czekolad tej marki wrąbałam się tylko przez opakowania z kotami (które to przyciągnęły mnie do półki) już wiedząc, że smakowo nie będzie to nic ciekawego. Nie wzięłam oczywiście wszystkich, bo niektóre zupełnie były nie dla mnie (np. biała), ale biorąc pod uwagę jakość 88 % czy z chili, tak na logikę, i tak nakupowałam za dużo (oprócz dzisiaj przedstawianej czekała mnie jeszcze jedna). Wybrałam ją więc na dzień przyjazdu ojca, żeby jakby co poczęstować / opchnąć mu niechcianą resztę. Jak w sklepie tylko nieuważnie zerknęłam na skład, założyłam, że pewnie dodano jakieś cząstki pomarańczowe, czemu nic przeciwko nie miałam. Nie była to moja wymarzona forma delikatnie mówiąc, ale np. za kandyzowanymi skórkami nie przepadam i... trochę wszystko mi jedno było. "Liofilizowana pomarańcza" przypadła mi do gustu, bo pomyślałam, że z taką do czynienia nie miałam, więc zaintrygowała mnie. Czekało mnie jednak wielkie zaskoczenie... To tabliczka z dwóch rodzajów czekolad! Mimo że takie łączenie do mnie nie przemawia, postanowiłam dać jej szansę.
(Cukiernia Staropolska) Miiau Orange Melange Czekolada Deserowa z Pomarańczą to ciemna czekolada o zawartości 58 % kakao oraz biała pomarańczowa (połączone); ręcznie robiona w Lublinie.
Już otwierając folię poczułam intensywną pomarańczę w realiach dość naturalnych, opartych na soku i skórce, ale też dziwnie kojarzącą się z lodami... czy to trochę mlecznymi, czy wodnymi... Wyszło to w sposób nieco przerysowany aromatem. Co więcej, w tle raz i drugi, skupiając się, odnotowałam mleko w proszku. Kakao pobrzmiewało nieśmiało jako bardziej palona nuta, która to podkreślała skórkę pomarańczy. Ciemną czekoladę czuć bardzo, bardzo słabo - prawie wcale.
Tabliczka trzaskała bardzo głośno, co potwierdzało to, jak twarda, a zarazem krucho-chrupka była. Kojarzyła się z cienką taflą ze skały. Części koloru pomarańczowego już w dotyku były pyliście-suche.
Okazało się, że mimo zakrętasów, w zasadzie sporo kostek było albo po prostu ciemną, albo białą pomarańczową, co ma plusy i minusy.
W ustach całościowo rozpływało się to średnio chętnie i ulepkowato.
Część pomarańczowa także w nich okazała się twardym ulepkiem wyginającym się, mięknącym znacząco dopiero z czasem, a także wykazującym wysoką proszkowość, pylistość. Była aż szorstka i soczysta. Przez minimalnie tłustawość rozpuszczała się na soko-wodę; mało czekoladowo.
W ustach ciemna przypominała ulepkowatą, idealnie gładko-tłustą polewę znikającą na (z kolei) soczyście-tłustą wodę.
We fragmentach "łączonych" wzajemnie podkreślały swoje wady: proszkowość białej i śliskość ciemnej.
Od początku do końca wszystko to zachowywało kształt i formę. Aż się chciało to ssać. Może i tempo rozpływania się było raczej średnie, ale nieprzyjemnie opornie to szło. Czekolada znikała, ale jakby wcale nie chciała.
W smaku całość łączą dwie kwestie: pomarańcza i maślaność. Oprócz tego nie było strasznie słodko czy np. sztucznie / tanio.
Część pomarańczowa od początku uraczyła mnie wysoką, ale nie przesadzoną słodyczą. Wyszła wręcz uroczo, z waniliowym zapędem i słodko pomarańczowo. Pomarańcza prędko się odezwała - początkowo jak ze słodziutkiego aromatu. Raz, gdy spróbowałam tylko ją, mignęło mi skojarzenie z delikatnymi gumo-cukierkami (jak Mamba?), jednak potem owoc stał się naturalniejszy.
Zaraz opłynęło go maślane złagodzenie i mleko, przez co przyszły mi do głowy lody... Poprzez soczystość raczej wodne, ale i... z mlecznym tłem? A może to jakieś lody z pomarańczowym sosem, leciutko podrasowanym aromatem? Jego delikatna goryczka kryła się za silną słodyczą pomarańczy i... śmietankowych lodów (jednak!).
Jaśniejsza część mieszając się z ciemną wcale jej mocno nie umleczniła, ale wydobyła z niej pomarańczowość i uwypukliła maślaność. Z kolei ciemna podkreśliła gorzkawość pomarańczy. Razem kojarzyły się z babeczko-biszkoptem pomarańczowym. To bardzo, bardzo tłuste, maślane ciasto z pomarańczą... jako skórka? I bardzo, bardzo nasączone jej sokiem; podane z mlekiem.
Ciemna bowiem nie była zbyt ciemno-gorzka. Odznaczała się cukrowością i z pomarańczową częścią po prostu przegrywała. W niej także czuć pomarańczową nutę rodem z galaretki, a więc z cierpko-goryczkowatym zacięciem ewidentnie z aromatu (ale "naturalnym", nie "laboratoryjnym"). Nie wiem, czy przesiąkła, czy go do niej dodano. Wykazywała wysoki stopień palenia, ale nie przełożyło się to na gorzkość. Była raczej maślana, może sugestywnie kawowa. Kojarzyła się z tłustą polewą na ciasto. Taka... polewa do opisywanego babeczko-biszkoptu lub trzaskająca polewa na lodach.
Po zjedzeniu został pomarańczowy posmak naturalno-aromatowy, dość soczysty, ale również wysoka słodycz jeszcze bez przegięcia i posmak maślano-tłuszczowy... kojarzący się z tłustym ciastem i patykowymi lodami z sosem pomarańczowym oraz polewą czekoladową.
Przerysowana (ale nie chemicznie laboratoryjna) pomarańcza trzymała się nawet rąk.
Całość wyszła więc soczyście-słodko, bardzo pomarańczowo, ale nie napastliwie. Czuć przerysowanie, ale nie atak. Pomarańcza... w maślanej toni wyszła aż uroczo, słodziutko. Ciemna czekolada niby podkreślała jej poważniejsze aspekty, ale sama była nudna; kakao okazało się tu marginalne. Skład sugeruje, że było jej więcej, ale powiedziałabym, że na oko raczej po równi, przy czym w smaku... ciemna robiła jedynie za nijakie tło. Sama była kiepska. Tabliczka ewidentnie ma wyglądać, nie smakować, ale na szczęście smakiem nie przerażała. Konsystencja mi się zupełnie nie podobała.
Czekolada wyszła tak, że nie widzę sensu, by ją jeść. Przy pomarańczowej to jeszcze mogę się uśmiechnąć przy kostce-dwóch, zaczynając się nudzić. Ogółem zjadłam trzy. Biała pomarańczowa wyszła zaskakująco nieźle, a więc rzeczywiście w pomarańczowo słodko-soczystym kontekście, a ciemna... nie domagała. Jako że liczyłam właśnie na ciemną z pomarańczą, a białe owocowe czekolady nie leżą w kręgu moich zainteresowań, to coś zupełnie nie dla mnie. Mimo to, nie była zła, ale w tej cenie godna polecenia nie jest. O ile biała mogłaby zgarnąć 6, ciemna 4, tak łączone części to raczej 5-6. Nie wierzę, że to piszę, ale w sumie szkoda, że dobrze połączonych fragmentów było tak niewiele.
Przypomniała mi Heidi Colors of Summer Orange & Mint - od niej wyszła lepiej subiektywnie, ale biorąc pod uwagę całość, a więc i stosunek ceny do jakości, poziom satysfakcji jeden.
Mama zgarnęła dwie, gdzie przeważała pomarańczowa i stwierdziła, że na pewno "ta koloru pomarańczowego lepsza niż ciemna, taka... biała, słodka, ale i pomarańczowa trochę w smaku; ogólnie jednak całość jakaś nudna, tylko tyle, że piękna".
Większość powędrowała do ojca, któremu smakowała, zwłaszcza zachwyciła go słodka pomarańczowa część. Zawiózł do siebie i okazało się, że jego partnerka... normalnie zakochała się w tej czekoladzie w całości.
ocena: 5/10
kupiłam: Auchan
cena: 11,49 zł (za 90 g; promocja)
kaloryczność: 509 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: czekolada ciemna (miazga kakaowa, cukier, masło kakaowe, lecytyna sojowa, aromat), genaż pomarańczowy (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat pomarańczowy, barwnik roślinny E160, naturalny aromat waniliowy), pomarańcza liofilizowana 1%
Nie sądzę, bym obecnie kupiła produkt ze względu na opakowanie. Tyle że u mnie papiórzec leci do śmieci, u Ciebie inaczej. Pomarańcza wydaje mi się strasznie, hmm, oklepana? w takiej kompozycji. Nie przemawiają do mnie ani połączenie smaków, ani plamista forma. Poza tym ta słodka deserówka... no nie. A, no i konsystencja pomarańczowej części brzmi nieco odstręczająco.
OdpowiedzUsuńDziwnie sformułowałam zdanie we wstępie, bo nie chodziło o to, że kupiłam tylko dla opakowania, licząc się z podłą zawartością. Kupiłam tylko dlatego, że opakowanie zwróciło moją uwagę, bo obstawiałam, że środek będzie przeciętny, ale do zjedzenia. I tak lubiłam wtedy opisywać średniaki, wtedy jeszcze byłam bardziej ochocza do próbowania różnych czekolad, więc o to chodzi. Obok czekolady przeszłabym obojętnie, gdyby miała brzydkie opakowanie, a znalazła się u mnie, bo był kot. To było więc dla opakowania, ale z realną chęcią zjedzenia.
UsuńPlamiste połączenia i mi się nie podobają. Pewnie Cię jednak zaskoczę, że wyjątek stanowi Milka w plamki. Ona według mnie jest ładna i pasuje do marki. Tylko że to podobanie się typu "mogę popatrzeć".
Nie było mi dane spotkać tego wariantu na półce sklepowej. Swoje kupowałam jakoś po tygodniu jaki organizuje raz w roku Auchan - kawy i cZekolady festiwal. Dobrze że moje były na pół przecenione choć w terminie ważności daleko odległym w przyszłości. Niestety to spowodowało że wzięłam wszystkie czyli 10 i nadal je obecnie męczę :/
OdpowiedzUsuńMasz szczęście, że na nią nie trafiłaś.
UsuńJak ja się cieszę, że ja takiego problemu z zakupami nie mam, a swoje zapasy przejadam na luzie.