poniedziałek, 20 września 2021

Lindt Creation 70 % Edelbitter Mousse Caramel & Salz ciemna z czekoladowym mousse'em i nadzieniem karmelowym z solą

Gdy tylko dostrzegłam tę czekoladę, zapragnęłam jej. Mimo że ostatnio zrobiłam się bardzo krytyczna w stosunku do solonego karmelu, myśl o ciemnej nadzianej nim wydała mi się bardzo przyjemna. Zwłaszcza, że miałam już kupioną mleczną Creation Caramel. Zasładzając się podlinkowaną, doszłam do wniosku, że wyczuwalne w tym wariancie kakao mało, że "miłe". Byłoby zbawienne. I choć mousse'y tej serii z mousse'ami mają niewiele wspólnego, może wreszcie miałam dostać swój a'la truflowy krem, którego nie uświadczyłam we wspomnianej? Zanim jedno po niej wzięłam się za dziś prezentowaną, trafiłam na pogorszoną Creation Hazelnut de Luxe Dark (stara recenzja z 2019) i... tej zaczęłam się trochę obawiać. Mogło być naprawdę różnie...

Lindt Creation 70 % Edelbitter Mousse Caramel & Salz to ciemna czekolada o zawartości 70 % z (27 %) czekoladowym mousse'em i (17 %) nadzieniem karmelowym z solą.

Już rozrywając sreberko poczułam intensywnie palony zapach kawy osłodzonej palonym fuzją karmelu i toffi. Daleko w tle tliła się odrobinka soli i sugestia alkoholu. Wąchając uważniej, doszukałam się nawet pewnej soczystości. Po podziale, przy jedzeniu wyraźnie wyszedł karmel, kojarzący się trochę z ciemnoczekoladową wersją Pawełka o zredukowanej alkoholowości (ale obecnej!) oraz nuta maślano-kakaowa... rodem ze śliskich trufli belgijskich lub kremo-deseru o niemal stałej konsystencji.

Tabliczka okazała się twarda i głośno trzaskająca. Grube warstwy czekolady skrywały dwie warstwy nadzienia: "mousse" zajmował cały spód środka kostki, nadzienie karmelowe zaś to ciągnąca grudka na środku. Jego struktura była rzadkawo-stała, acz ciągnąca się. Odznaczał się lepkością, ale nie brudził wszystkiego wokół. Proporcje wydały mi się odpowiednie, a ilość w pełni satysfakcjonująca. (Przy "bawieniu się na jednej kostce" odkryłam, że między nadzieniami jest warstewka... jakby czekolady... albo utwardzonego nadzienia? by się trzymało?)
Czekolada w ustach rozpływała się powoli i kremowo. Była tłustawa i zalepiająca. Miękła i odsłaniała nadzienia.
Szybciej spod niej wydobywało się karmelowe: bardzo miękkie i plastyczne; jakby mordoklejkowe, ale bez klejącego elementu. Było tak gładkie, że aż śliskie (spróbowane osobno aż mnie trochę obrzydziło); sól rozpuszczono idealnie - nie było ani kryształka. Rozpuszczało się najszybciej z tego wszystkiego, ale też nie szybko (czym mnie zaskoczyło). Wlepiało się w masę czekoladową, zębów nawet nie pokrywając.
Nadzienie dolne, a więc "mousse" podpinał się pod czekoladę. Odebrałam go jako jej bardzo, bardzo maślaną wersję. Tłustsze, miękło szybciej i rozpływało się w maślany, gładki sposób, wykazując przy tym minimalne, sporadyczne "prawie bąbelkowanie" (jak takowe czekolady). Wciąż jednak było to zbite i takie, co nieuważny konsument może przeoczyć, że w ogóle jest (jedząc łatwo zapomnieć, a nabrać się, że to czekolada tak mięknie). Zupełnie mieszało się z czekoladą.

W smaku czekolada zaczęła od roztoczenia palono-kawowej gorzkości, na którą szybko nałożyła słodycz. Ta wydała mi się wysoka, ale nie straszliwie, a zachowawczo palona, sama nieco karmelowa i z soczystszą nutką. W tle pojawiła się też harmonizująca to, wykwintniejsza cierpkość.

Prędko do czekolady dołączyła łagodząca ją maślaność. Wyłapałam nieco orzechowy wątek, po czym uderzyła słodycz karmelu.
Otóż "mousse" po prostu smakowo powoli, konsekwentnie i cały czas podpinał się pod czekoladę, jakby ją rozrzedzając tłustawością. Taka bardziej mdława, delikatna czekolada... Nawet z lekką sugestią procentów (czekoladowego likieru? to troszeczkę podsyciło nadzienie karmelowe taką "sztucznawością").
"Mousse" sam w sobie smakował niczym mieszanka delikatnej, jedynie gorzkawej czekolady ciemnej i masła w proporcjach w sumie równych, czym mnie nie zachwycił. Był też nieco słodszy od czekolady, idący nieco w kierunku trufli belgijskich.

Karmel prędko dawał o sobie znać, podwyższając ogólną słodycz. Przecinał sobie drogę cukrem, po czym jakby go nieco delikatniusio opalał. Maślaność i on kontynuował, więc po chwili przytoczył maślane karmelki. Był także znacząco śmietankowy, przez co mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zasugerował... krówkę. Wszystko to jednak było wyraźnie słonawe. Może nienachalnie, nie mocno, ale niepodważalnie.
Przypominał karmelowo-palone, karmelkowe toffi, był bardzo, bardzo słodki.  
Niemal cały czas od wyłonienia się nadzienia wyczuwalna szczypta soli umiejętnie tonowała słodycz, dzięki czemu nie wydała mi się mordercza. W pewnym momencie uwypukliła maślany smak karmelu, który przekornie mocniej zagrał krówką, by następnie z czasem osiąść w taniej karmelkowości. Sól podkreśliła też cierpkość ciemnej czekolady, dodatkowo hamującą słodycz. Czuć słoność, ale idealnie pasującą, integralną. W dodatku z czasem cierpkość wywalczyła bardziej karmelowy karmel.

Po tym jednak, jak już znaczna część karmelu rozeszła się, wnętrze wydało mi się jeszcze bardziej maślano-śmietankowe (całościowo); upewniłam się też co do sztucznawej nuty. To była dziwnie sztuczna (cukierkowa?) słodycz... jakby karmelkowo-tania? Coś alkoholowo-likierowego bez procentów, a cierpkawego też tam się kręciło.

Maślany "mousse" czasowo spłycił czekoladę, acz pod koniec udało jej się wyłonić cierpkawość i paloną gorzkość. W czekoladzie sól to właśnie tę kawową paloność podkreśliła. Wydała mi się nieco bardziej soczysta, aż... poprzez karmel podeszła pod rodzynki.

Po zjedzeniu został posmak lekko słony, toffiowatych karmelków podrasowanych dziwnym rozgrzaniem języka (jakby połączenie aromatu i alkoholu z solą?), a także przyjemnie kakaowo gorzkawo-cierpki, nieco kawowy. Czułam cukrowość, ale o dziwo nie straszne przesłodzenie. Czułam także wytrawność, powagę kompozycji, a jednocześnie tandetę.

Całość wyszła dobrze. Bardzo dobra czekolada, zadowalające smakowo nadzienie karmelkowo-krówkowo-toffi o świetnie dobranej ilości soli, ale... niestety zajeżdżające czymś niemiłym i o nieadekwatnej nazwie. Mousse nie był mousse'em, ale całkiem niezłym kremem. Osobiście wolałabym, by był mniej maślany, ale ogółem trudno mu robić wielkie wyrzuty. Ciemna czekolada zrobiła tu wiele dobrego, bo swoją intensywnością kryła gorsze posmaki.
Wyszła trochę jak niezbyt drogie, ale zaskakująco dobre czekoladki. Bliżej to to nieokreślone, bo tytułu nie oddaje, ale wyszło smacznie. Bez szału, ale smacznie. Dobrze, że znam tę serię, więc na puszysty mousse się nie nastawiłam.
Zdecydowanie smakowała mi bardziej niż mleczna wersja, bo po prostu wolę ciemne i niższą słodycz, a i w tej lepiej zakamuflowały się kiepskie posmaki. Mam wrażenie, że ten mousse był prawie taki sam, co krem w tamtej. Karmel był bardzo podobny, acz jego odbiór z kakao był inny. Mleczna wydała mi się obiektywnie lepiej skomponowana (karmel aż toffi-krówkowy bardziej pasuje do mlecznej; z ciemną lepiej łączyłby się bardziej palony), ale dzisiaj przedstawiana subiektywnie smaczniejsza i lepsza jakościowo (albo tylko wydaje się taka dzięki kakao). Gdyby nie niezgodności z nazwą, może i mogłabym podciągnąć jej na 9 - gdybym tak dostała porządnie palony karmel, pewnie o wiele bardziej bym się zachwyciła.

PS Uwaga! Obecnie w polskich sklepach jest bardzo podobna, ale o kwadratowych kostkach. Mam długą kolejkę wpisów, więc jej recenzja dopiero za parę miesięcy, ale zdradzę, że inna wersja tej tabliczki jest o wiele gorsza, jakościowo marna - wersja z kwadratowymi kostkami otrzymała 5/10.


ocena: 8/10
kupiłam: podłączyłam się pod zamówienie Mamy na Allegro
cena: 15 zł (za 150g)
kaloryczność: 555 kcal / 100 g
czy kupię znów: może i bym mogła, gdybym tanio znalazła stacjonarnie

Skład: miazga kakaowa, cukier, masło klarowane, syrop glukozowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko, glukoza, sól, lecytyna sojowa, naturalne aromaty

4 komentarze:

  1. W całej recenzji najbardziej podekscytował mnie Pawełek. Skądinąd kupię serię, jeśli nie rozstanę się z plebejskimi słodyczami na dobre (będzie o tym, więc póki co tyle). Nadzienie tu brzmi nie mojo. Mnie pasuje lepienie się i "gęsta rzakość" Pawełka. Nie wie, czy brak kryształków soli to plus, czy minus. Kryształki można by chociaż próbować wybrać :P Mousse z wielkim marzeniem o byciu czekoladą. Wystarczy poczekać ponad termin, a na pewno mu się uda. (Zniszczyłaś jego marzenia, wstydź się!) Smak nie mój. Palony karmel? Jeszcze słony? Nołp. Krówka, toffi i im podobny karmel - to ok. Ostatni akapit bardzo smutny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serię Pawełków? Meh.

      Co do rozstania się z plebejskimi słodyczami - są tak potworne wg mnie, że w obecnych czasach to wydaje się bardzo łatwe. Mam do nich awersję. Obecnie już i wszelkie gorsze czekolady mnie odpychają (no, ale jeszcze będą na blogu, bo... w końcu jakieś u mnie ten stan wywołały).

      Nie narzekaj na sól! Ty, człowieku, który potrafi chipsa wylizać z soli... Brr.

      Usuń
  2. Na ten moment jem tylko mleczne i białe czekolady więc się nie skuszę, w szczególności, że ta seria mnie zawodzi :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zupełnie odwrotnie. Mleczne i białe mogłyby nie istnieć.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.