Uważam, że generalnie kakao potrzebuje trochę cukru (preferuję trzcinowy), by mogło zmienić się w czekoladę doskonałą. Oczywiście są wyjątki. I choć obyłabym się bez mlecznych, nie mogę zaprzeczyć, że to właśnie Labooko Milk Chocolate "dark style" 70 %, a więc mleczna bez cukru jest jedną z moich ulubionych czekoladowych ciekawostek. Tu jednak nasuwa się myśl taka, że... mleko w sumie samo w sobie jest w pewien sposób słodkie (zawiera laktozę), a jednak zawartość kakao i tak swoje robi. Ta obserwacja odnośnie mleka wiąże się z tym, jak jem: otóż niczego w żaden sposób nie słodzę, bo słodycz inna, niż z czekolad i naturalnie pochodząca z produktów (np. owoców, warzyw, nabiału) nie jest mi do szczęścia potrzebna. Świetnie się więc ta czekolada w to wpisała. Stąd i najpierw wystraszyłam się na wejście dzisiaj przedstawianej względnej nowości Zottera. Myślałam, że zastąpił podlinkowaną właśnie słodszą wersją. Na szczęście nie - w ofercie wciąż są obie (wszystko to w momencie pisania). Dzisiaj przedstawiana w ofercie wyróżnia się jeszcze czymś: otóż to jedynie 65 g, a nie zotterowo standardowe 70 g (ale z tradycyjnym podziałem na dwie tabliczki). Ja więc zrobiłam się bardzo ciekawa, w jaki sposób się różnią. I miałam jeszcze nowość-nowość, z zupełnie nowej linii podobną, ale o niej za jakiś czas.
Zotter Labooko Peru Milk Chocolate / Milchschoko 70 % to ciemna mleczna czekolada o zawartości 70 % kakao z Peru.
Czas konszowania to 27 godzin.
Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam intensywny zapach wiejskiego, naturalnego mleka zrównanego z wysoką słodyczą delikatnego karmelu z miodowym zacięciem. Nie brakowało tu orzechów: i charakterniejszych włoskich, migdałów, i laskowych... to był cały miks, w którym kryła się też nutka "innego mleka" - może koziego? Przy nim odnotowałam też cierpką rześkość o lekko cytrynowym pochodzeniu. Pomyślałam o cytrusach w słodkim wydaniu (jak jakaś masa cytrynowa typu lemon curd). W tle od tego odpływała łagodnie gorzkawa, gorzkawo-smolista nuta - jak jakiś... żywiczny miód? Doprawiony lekko korzennie? A do tego... słodko-soczyste rodzynki?
Ciemna, lśniąca tabliczka okazała się niemal miękkawa. Przy łamaniu nie trzaskała, a kruszyła się. Odebrałam ją jako tłusto-proszkową, choć realnie w dotyku była gładka.
W ustach jednak rozpływała się właśnie gładko. Była kremowa, maślano-mlecznie tłusta. Bardzo tłusta, miękła dość szybko zmieniając się w nieprzeniknioną gęstwinę lepko-kleistą niczym smoła. Aż chwilami przytykała gardło jak bardzo tłuste mleko. Ono wydawało się łączyć z maślanością nazbyt ciężką. Znikała w umiarkowanym tempie, co akurat w tym przypadku uznałam za plus, bo trwając dłużej (np. jak ciemnych), mogłoby to bardzo zmęczyć.
W smaku jako pierwsza pojawiła się słodycz delikatnego karmelu, którego stopień palenia był minimalny. Wykazywał jednak leciutką cierpkość, kojarząc się z miodem. Przybrał trochę uroczy charakter, tworząc sielski, swojski klimat. Nie był to jednak "jaśniusi miodzik", a jakiś charakterniejszy, ciemniejszy... Może nawet lekko przyprawiony korzennymi przyprawami?
Po chwili przebiła go goryczka, prędko wygładzająca się i roztaczająca gorzkość dymu. Dym zaczął rosnąć w siłę, kompozycja zrobiła się bardziej palona, a ja poczułam nieco węgielną nutę.
Zaraz za nimi podążało łagodzące mleko. Wygładzało kompozycję, wplatając aż tłuszczowo-maślaną nutę. Prędko rozgościła się na pierwszym planie.
Jakoś w połowie rozpływania się kęsa z dymu wyskoczyły orzechy. Przewodziły migdały ze skórkami, które podkreślały orzechy włoskie, również o lekko goryczkowatych skórkach. Świeże, surowe, uderzające pełną mocą. Słodycz trochę je otuliła, co ośmieliło też delikatniejsze orzechy. Poczułam słodkie, jasne migdały pozbawione skórek i chyba orzechy laskowe. Połączyły dym ze słodyczą, która odbiła nieco w waniliowym kierunku. Dopomogło tu mleko, tworzące delikatne, acz istotne tło.
Pojawiła się wyrazistsza cierpkość. Najpierw dymna, skojarzyła mi się również ze smołą (a jak nasilała to skojarzenie struktura!)... Rosnąca maślaność i orzechy przemodelowały mleczność na jakąś "inną". Jakby mleko migdałowe? Cierpkość zahaczyła o cytrusowy kwasek. Poczułam rześkość i... nagle uchwyciłam aluzję do mleka koziego.
Ono zaś bliżej końca wplotło też soczyste, orzeźwiające cytryny. Związane ze smołą i dymem przytoczyły trochę skórek, a ja pomyślałam o galaretkach i żywicy. Cierpkawość i goryczka nie odcięły się od słodyczy, stąd ciągle w głowie siedział mi karmel z domieszką miodu i wanilii. Jakby tak go lekko skarmelizować? Pokryć tym skórki cytryn lub... Przerobić to na maślano-śmietankową masą typu lemon curd czy... nadzienie ciastek, ciast. Może to jakieś żywicznie smakujące rodzynki? Żywica zalatująca rodzynkami? Kojarzyła się z masą lepką, posłodzoną miodem i gładko-żelową, wciąż z lekką, niemal galaretkowatą cierpkością, co przypieczętował dym.
Po zjedzeniu czułam się jak po wypiciu tłustego mleka, aż pewną maślaność oraz gorzki posmak. Ten częściowo należał do dymu, kojarzył się nieco z migdałami, orzechami. One zawracały do maślaności, a ta przypominała o słodyczy, której na koniec niewiele zostało.
Całość średnio mi smakowała. Nie podoba mi się miękkawa, tłusta konsystencja. Nie podoba mi się również, jak pełny był smak mleka. Podchodził aż pod maślaność. Wyszło to nieco karykaturalnie z gorzkością. Ta jednak nie była bardzo wysoka. Szkoda. Wydaje mi się, że mleczność i słodycz w dodatku ją nieco spłyciły, mimo że same były szlachetne. Słodycz z kolei, odegrała istotną rolę, choć nie była wysoka. O ile do tego mleka pasowała, cytrusową nutę też ciekawie obrobiła, tak jak i tłuszczu, jakoś mi jej tu za dużo i tak było. Zaburzały charakter...?
Była znacznie słodsza w karmelowo-miodowym kontekście od Labooko Milk Chocolate "dark style" 70 % - w tamtej to jedynie naturalna słodycz mleka, podkreślona wanilią, a w dzisiaj przedstawianej cała paleta słodyczy. Podobne były nuty dymu, smoły i cytrusów, ale owoce w podlinkowanej bardziej się popisały i miały do tego płaszczyznę. Była czystsza, kakaowo-mleczna, pełna nut... Dzisiaj opisywana to wciąż zacny smak kakao, dobra ciemna mleczna, ale wygładzona i nudniejsza od tamtej.
Konsystencję miała bardzo tłustej mlecznej, "dark style" zaś umiejętnie połączyła to z ciemnoczekoladową, co wyszło przystępniej.
Obiektywnie nie mam specjalnie za co ganić.
ocena: 8/10
Skład: miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, sproszkowana wanilia
O, znam ją :) Jak na rasowego fana tabliczek przystało, zapamiętałam każdy szczegół, czyli że - uwaga, uwaga - jest smaczna :P Ale zapamiętałam też konsystencję, tym razem dzięki ustawieniu się w opozycji do Twoich odczuć. Jest świetna i zupełnie nie bardzo tłusta.
OdpowiedzUsuńJest bardzo tłusta, realnie. Możemy to odbierać inaczej (pozytywnie/negatywnie), ale jest.
UsuńUwielbiam czytać Twoje opisy...
OdpowiedzUsuńI też chciałabym mieć takie bogactwo odczuwania smaku i zapachu czekolady... Ja mam chyba od zawsze upośledzone te zmysły :( bo dla mnie smak i zapach musi być bardzo intensywny i wyraźny... aby go poczuć, dlatego nie potrafię doceniać delikatnych czekolad...
Czasem kupuję takie, które są u Ciebie na blogu, czytam i jem cha cha ;) W ten sposób kilka czekolad poznałam głębiej i lepiej, niż mogłabym to zrobić sama. M.in. Zottery. Dziękuję
Ostatnio przez pomyłkę zjadłam Willies Cacao 100% Orange & Almond. Myślałam, że to czekolada ciemna z migdałami i pomarańczą, a to... setka??? Nigdy setki nie jadłam i nie wiem, co o niej myśleć, bo była przykro gorzka, z takim posmakiem esencji pomarańczowej, łączyło się to w dla mnie niejadalną całość... Miałaś ją kiedyś? Nie umiem znaleźć żadnej opinii na jej temat...
Bardzo miło mi to czytać, dziękuję.
UsuńZmysł smaku można sobie wyrobić. Wystarczy jeść w miarę czysto, nie przesadzać z solą, cukrem, ostrością i kubki smakowe się rozwijają, a w efekcie wyczuwa się więcej. I przede wszystkim, należy do tego podchodzić na spokojnie. ;)
Cieszę się, że czytając moje opisy, lepiej Ci idzie wczuwanie się.
Co do wspomnianej czekolady - nie, nie jadłam jej i nie mam zamiaru. Jadłam za to z tej samej serii: https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2020/09/willies-cacao-100-pistachio-date-ciemna.html
Setki nie są moimi ulubionymi czekoladami, bo uważam, że czekolada musi być duetem kakao i cukru (trzcinowego i nie za dużo oczywiście). Choć dodatki inne, wydaje mi się, że ogół może być porównywalny.