piątek, 10 września 2021

Zotter Labooko Belize Sail Shipped Cacao 82 % ciemna

Taka myśl nigdy nie powstała w mojej głowie, a przynajmniej nie odcisnęła się w niej porządnie, nie zapisała się. Ewentualnie śmignęła. Otóż chyba uwielbiam czekolady z Belize, to chyba zacny region. Pomyślałam o tym dopiero pisząc ten wstęp, do czekolady już zaplanowanej na dany dzień. Wszystkie jedzone to 9-10, z tym że... jadłam ich bardzo niewiele. Ostatnio jedzona Standout Maya Mountain Belize 70 % sprawiła, że chciałam poznać ich więcej - i na szczęście akurat nagromadziłam ich kilka. Dzisiaj opisywana to staro-nowość Zottera. Otóż zmieniła opakowanie i minimalnie skład. Na pewno zmienił się sposób transportu: prawdziwie majańskie kakao podróżuje sobie przez ocean bezemisyjnym żaglowcem. Mimo iż jadłam dawną wersję (recenzja z 2017), nie wiedziałam, jak bardzo będę się w stanie odnosić, jak dobra jest moja (w sumie świetna, nie chwaląc się) czekoladowa pamięć. Bardzo zależało mi na zdobyciu obu egzemplarzy: jeszcze starego i już nowego, ale niestety mi się nie udało (stare w momencie nabywania tej już zniknęły całkowicie). Mówi się: "trudno". I tak miałam z czym obecnie porównywać: czekała na mnie jeszcze nowa 72 % (bo starą Belize Special 72% już w 2019 r. recenzowałam).

Zotter Labooko Belize Sail Shipped Cacao 82 % to ciemna czekolada o zawartości 82 % kakao z Belize.
Czas konszowania to 21 godzin

Gdy tylko rozchyliłam papierek poczułam wędzono-soczysty zapach, przez co od razu pomyślałam o serze z żurawiną w formie gęstej, ściekającej z niego masy. Pojawiło się w jego towarzystwie czerwone wino związane z wiśniami. Wyraźny był prażono-grillowany motyw, w którym to przewijały się orzechy. Charakter nadała im drobna nuta dymu. Nie było to jednak mocno palone za sprawą soczystości czerwonych owoców (nie tylko wymienionych, ale różnych) oraz charakterkowi wina i wiśni. Kwaskawe czerwone porzeczki regulowały słodycz karmelu... albo raczej jakiegoś niedookreślonego palonego, śmietankowego toffi amerykańskiego (przy orzechach; takie mi czasami zalatuje smażeniem, tu jednak było to do przyjęcia).

Średnio twarda tabliczka łamała się z głośnym trzaskiem, ujawniając przekrój o nieco czerwonawym przebłysku.
W ustach rozpływała się gładko i kremowo, dość miękko-tłusto, ale nie ciężko. Robiła to aksamitnie, w umiarkowanym tempie. Zostawiała maziste smugi, ale nie zalepiała nimi ani trochę. Po pochwaleniu się kremowością, znikała już w bardziej soczyście-oleisty sposób.

Już od pierwszych sekund czekolada raczyła mnie delikatnym smakiem orzechów laskowych, przy których odnotowałam aż mdławo-goryczkowatą nutę oleju orzechowego (czy raczej mojego wyobrażenia o nim?). Orzechy laskowe młode i świeże, surowe zaczęły się z czasem zmieniać w nugat, do którego dodano także mleko i masło. Były słodkie, a że w ogromie czekoladowości, przywodziły na myśl wyidealizowane Ferrero Rocher.

Słodycz pojawiła się jako nugatowa, a z czasem po wzroście mleczności i maślaności mieszających się w śmietankę, przemknęła w nieco bardziej karmelowo-toffi strony. Nie była ani zbyt jednoznaczna, ani silna. To delikatny wątek, jedynie pobrzmiewający w tle, bo zaraz uwagę przykuło... 

Ukłucie kwasku. Lekkie i pobrzmiewające, bardzo soczyste. Kwaśne, ogrodowe czerwone porzeczki (może też niedojrzałe truskawki?) dodatkowo podkręcone cytryną przejęły sporo śmietanki od toffi (prawie je zagłuszając) i serwując mi deser typu "owoce ze śmietanką"... albo nawet kwaśną śmietaną. Była kwaśna i tłustawa smakowo, acz owocowość na szczęście tchnęła lekkość.

Po paru chwilach orzechy jakby się podprażyły. Pojawiły się grillowano-palone nuty, a laskowce zakryły się nieco dymem.
Jednocześnie nugatowość konsekwentnie roztaczała swoją mleczność, śmietankowość. Była pełna, aż maślana, a za sprawą dymu mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o serze... Kremowym, jasnym i nieco tylko podwędzonym?

Soczystość czerwonych owoców wyszła na przód, cały czas napędzana sokiem z cytryny, po czym otuliła się charakterem dymu, taniną. To owoce jędrne, słodkie i kwaskawe. Zgrały się z coraz bardziej soczystym serem. Czekolada nagle stała się bardziej wytrawna. Pomyślałam o takim grillowanym z żurawiną... w formie soczystej masy / gęstego sosu. Pojawiło się wtedy dużo różnych czerwonych owoców słodko-kwaśnych. Sok lał się litrami, a chwilami kwaśność wydawała się aż szczypiąca. Kwasek rósł za sprawą czerwonych porzeczek, którym... chyba wiśnie zaraz dodały też cierpkości... I taniny czerwonego wina jakby o nutach czerwonych porzeczek. Czyżbym wyłapała też jakieś ciemnawe cierpkie winogrona działkowe? Wino śmiało wyszło niemal na przód, i choć z tła dobiegała do niego słodycz, to ono było gwiazdą degustacji. Owoce, głównie wiśnie i żurawiny z czasem zaczęły dołączać także jako suszone.

Bliżej końca właśnie wino nadało kompozycji mocy. Czerwone wytrawne i aż nieco pikantne. Przypomniało o orzechach - i to w wersji wyrazistej, charakternej. Pomyślałam o prażono-pieczonych... Może karmelizowanych, ale na pewno w nieco aż ostro-goryczkowatym cynamonie. Orzechy laskowe okazały się... powiedzonkową "wisienką na torcie".

Po zjedzeniu został soczyście kwaśny posmak czerwonych owoców i cytryny, wina oraz jego ostrawość mieszająca się z cynamonem. Czułam wyraziste orzechy laskowe (zupełnie, jakbym je jadła!), a jednocześnie... łagodność aż taką... tłuszczową, maślano-śmietankową, która jednak nie przeszkadzała z racji ogólnej wytrawności, która miała się nieźle mimo słodyczy.

To zaskakująco soczysta, ale nie "owockowo lekka" kompozycja. Delikatna, aż śmietankowa słodycz karmelu wyszła zachowawczo i jakoś nie przeszkadzała temu, by klimat był wytrawniejszy. Mimo to, to nie siekiera, a łagodna i spokojna, choć głęboka mieszanina śmietanki, masła, wręcz sera i orzechów, z soczystością owoców czerwonych, podkreślonych cytryną i winem. Niby klasycznie, ale nie do końca, bo całość wyszła ciekawie, niecodziennie. To jakby... zjeść łagodny, aż neutralny deser, po czym zdecydować się na coś wytrawniejszego. Dynamiczna i rozwojowa - to mnie kupiło, mimo że wolę siekiery, a tu jakoś... gorzkości mi nieco brakowało (bym mogła 10 wystawić). Trochę przypadkiem trafiły do mnie dwie tabliczki i było mi miło, że mogę do niej wrócić.

Gdy myślę o niej i o Labooko Belize Toledo 82 % (recenzja z 2017), podlinkowana była zdecydowanie bardziej spójna. Może dzisiaj opisywana jest ciekawsza, ale sprawiała wrażenie łagodniejszej i słodszej (z tego co dzięki Googlowi ustaliłam, o 1 g więcej cukrów). Podlinkowana to kwaśne niedojrzałe truskawki i winogrona, jabłka i pomarańcze oraz śmietana ze smołą i słodem, a także dziwaczna słodycz, którą nazwałam "kwaśno-gorzkim karmelem". Dzisiejsza zaś wiśnie, żurawina, porzeczki i cytryna, wino ze śmietano-serem, ale też aż nugatowe orzechy i odrobinka śmietankowego karmelo-toffi. Brzmi smaczniej, ale wyszła odrobinkę gorzej, bo za dużo rozbieżności bym miała do niej wracać.
Dzisiaj prezentowana miała bardziej moje nuty, ale z chęcią czułabym je w dwóch osobnych tabliczkach, bo np. tak kwaśno-soczyste owoce nie pasują mi do śmietankowo-maślanej tłustości albo toffi-nugaty do wina i sera z żurawiną... Tylko żeby było jasne! Czepiam się tak tylko dlatego, że tabliczka otarła się o 10. Na drodze do pełni zachwytu stanęła też nieco zbyt tłusta konsystencja i znikanie; wolałabym coś gęstszego i wolno znikającego.


ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 594 kcal / 100 g
czy znów kupię: raczej nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier kakaowy, tłuszcz kakaowy

2 komentarze:

  1. Ser z żurawiną kojarzy mi się z pleśniowym, a dokładnie z kółkiem camembertowym. Ostatnio ni stąd, ni zowąd naszła mnie myśl, by kupić takowe kółko i po prostu zjeść, gryząc jak kanapkę. Czasem mam takie dziwne myśli. Na przykład w dzieciństwie marzyło mi się zjeść w ten sposób szynkę. Kiedy jednak próbowałam zrealizować pragnienie, szybko pożałowałam. Produkty typu wędlina czy ser nie bez powodu stanowią dodatek. Czyste w dużej dawce są nieznośne. // Nuty smakowe, których i tak bym nie wyczuła, są tu wcale czarujące. Całość wydaje się stworzona dla mnie, acz trudno przewidzieć, czy nie uznałabym, że jest płaska smakowo, jak to się zdarza tabliczkom 80+% kakao.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie tylko; w Zakopanem często widywałam oscypki z żurawiną, w różnych kartach menu daaawno kozi, więc...

      A według mnie to nie jest dziwna myśl. Zdarzyło mi się jadać camemberty właśnie tak o, ale nie jak kanapkę. Przekrajałam sobie i np. jadłam malutkim widelczykiem / łyżeczką. Tu więc nie zgodzę się, że sery są dodatkami. Albo masz jak urządzają degustację serów z desek. Wszystko zależy od jakości, ilości, typu na pewno.
      Z szynką nigdy tak nie zrobiłam, ale jestem przyzwyczajona, że u ludzi głównie nastoletni chłopcy z lodówki co chwila potrafią podciągać po plastrze / kilku jakiegoś mięsa.

      A ja wciąż się upieram, że płaskie, to są te, które kosztują poniżej 20 zł / gramów, przy czym rzadko kiedy występują w tabliczkach 100g. I nie chodzi o to, że łączę smak z ceną, ale o surowiec. Za ten hodowany i obrobiony naprawdę porządnie niestety trzeba zapłacić. Oczywiście nie jest regułą, że dobra czekolada to droga czekolada, ale wszystko ma swoją cenę. Nie bez powodu czekoladnicy wiedzę, doświadczenie zdobywają latami, kończą odpowiednie szkoły i kursy. Tak wykfalifikowani twórcy po prostu potem wiedzą, jak wydobyć z kakao, co trzeba.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.