sobota, 19 kwietnia 2025

(Leclerc) Marque Repère Equador Collection inspiree Chocolate Preto com Pepitas de Framboesas / Czekolada Deserowa z Liofilizowanymi Malinami ciemna 55 %

Przy tej czekoladzie trochę żałowałam, że nie przyszedł mi do głowy żaden tematyczny szczyt jak w przypadku BTB Chocolate Czekolada Ciemna Colombia 80% z Czarnymi Malinami, którą otworzyłam koło Malinowskiej Skały, ale i tej wymyśliłam coś fajnego. Wzięłam ją na szlak ze Starego Smokovca na Sławkowski Szczyt. Cały czas szłam niebieskim, a pogoda mnie szokowała, bo choć był to już październik, a raptem dwa dni wcześniej na Siwym Wierchu dopadła mnie przedwczesna zima, słońce przygrzało tak, że nic z zimowego ubioru mi się nie przydało. Jak założyłam jeszcze w domu, czekoladę otworzyłam na punkcie widokowym Maksymilianka, nazwanym na cześć Maximiliana Weisza, który to wyznaczył szlak na Sławkowski Szczyt w zeszłym stuleciu. Miejsce to jednak wcale nie zrobiło na mnie kolosalnego wrażenia. Metalowa barierka psuła widoki, a wcale nie było tam aż takiej przepaści... Potem zaś co i raz wychodziłam na punkty, w których naprawdę było bardzo widokowo i w sumie trochę żałowałam, że czekolada już obfotografowana, ale z drugiej strony... Miałam ją sobie na wejście, a jak sens byłoby otwierać np. tuż pod samym szczytem, by zaraz brać się za kolejną, nie zdążywszy wsmakować się w tę?
Kupno jej komuś zleciłam, razem z innymi marki własnej Leclerc, od razu myśląc o górach. A gdy już poznałam (Leclerc) Marque Repère Equador Collection inspiree Republique Dominicaine Noir 70 % Cacao, wiedziałam, że tej nie ma się co bać.

(Leclerc) Marque Repère Equador Collection inspiree Chocolate Preto com Pepitas de Framboesas / Czekolada Deserowa z Liofilizowanymi Malinami to ciemna czekolada o zawartości 55% kakao z kawałkami malin liofilizowanych; marki własnej marketu Leclerc.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach cukierkowo-landrynkowych malin, ryzykownie chylący się w sztucznym i denerwującym kierunku. Całość była słodka trochę cukrowo, więc to jeszcze podkręcało cukierkowość. Na szczęście jednak czuć też palono-cierpkawą czekoladę - z tym, że za malinami. W nich o głos walczyły też kwaskawe liofilizowana, ale tych to w ogóle trzeba było się doszukiwać.

Tabliczka w dotyku wydała mi się nieco tłusta, ale była twarda i przy łamaniu głośno trzaskała. Na spodzie widać liczne wypukłości, zaznaczone kawałki malin, a przekrój potwierdził, że dodano do niej dużo różnej wielkości kawałków malin liofilizowanych. Dominowały kawałki duże i średnie. Przy podziale i próbie wydłubania kawałka maliny, dodatek okazał się kruchy i kuszący się, rozpadający. Duże kawałki były więc napowietrzone i czasem jakby pustawe w środku. 
W ustach czekolada rozpływała się w tempie wolno-średnim. Była mazista i z łatwością miękła, zmieniając się w jakby śmietankowo tłusty, aksamitny krem. Tłustość jednak nie męczyła, bo przełamała ją soczystość, rozchodząca się z czasem od dodatków. Kawałki malin długo się jej trzymały, acz na języku zaznaczały się po paru chwilach. Czułam ich naprawdę sporo, ale to wciąż cały czas była czekolada z dodatkami, a nie zlep dodatków. W dodatku tak je rozlokowali, że trudno zrobić kęs, by o maliny nie zahaczyć. Częściowo jednak jakby rozpuszczały się wraz z nią.
Gdy na próbę pogryzłam je raz obok, były kruche i niby chrupiące... bardziej trzeszcząco-skrzypiące. 
Wolałam dodatki zostawiać na sam koniec, po zniknięciu czekolady.
Gdy czekolada zniknęła, ilość malin, jaka zostawała w ustach trochę zaskakiwała. Było ich mniej niż się wcześniej wydawało. Zostawały małe, farfoclowate kawałeczki, trzymające się pojedynczych, lekko strzelających pestek. Tych nie było na szczęście za wiele, a i nie irytowały (nawet mnie, która pestek malin nie cierpi).

W smaku pierwsza rozeszła się słodycz, mocno dopingowana cukierkowymi malinami. Je czuć od razu i cały czas. Słodycz przedstawiła się jako trochę cukrowa, ale nie czysto i nie bardzo jawnie, a na zasadzie kontrastu weszła soczystość. 

Nie musiałam gryźć kawałków malin, by wkroczyły do gry. A robiły to szybko i zdecydowanie. Rozgoniły cukierkowość, spychając ją na bardzo daleki plan, a same roztoczyły kwaskawo-słodki i bardzo soczysty motyw. 

Sama baza okazała się łagodnie gorzka, ale jej cierpkość była do odnotowania. Maliny chyba nawet trochę ją podkreśliły. Co więcej, rosnąca słodycz postarała się o nieco szlachetniejszy wydźwięk.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa i tak delikatną gorzkość zaczęła łagodzić... Maślaność? Czekolada zrobiła aluzję do śmietankowości, choć jakby trochę wodnistej. Zaraz jednak znów wróciła na na pewno ciemny tor. Słodki i łagodny, ale jednak. Przynajmniej coraz wyraźniej trochę szlachetniejszy za sprawą wanilii.

Jednak wszystko to, w tym rosnąca słodycz czekolady, liczyły się coraz mniej, ponieważ smak malin liofilizowanych rósł w siłę. Przenikał bazę i podporządkowywał ją sobie, nie zabijając czekoladowości. Kwaskawo-słodkie owoce liofilizowane rządziły, ale z głową.
Wyszło to na dobre tabliczce - wiem to, bo spróbowałam kawałek samej czekolady zgryźć, spiłować. Była bardzo łagodna, nawet nieszczególnie przesiąknięta malinami, ale bez ich towarzystwa na jaw wyszedł trochę tandetny ton zbyt delikatnej gorzkości. Maliny świetnie to ukryły.

Gdy zaś na próbę raz czy dwa pogryzłam maliny obok czekolady, ta wydała mi się jakoś metalicznie-maślana, wodnista i plastikowa. Nie mocno, ale wystarczająco, by poczuć.

Ogólnie motyw malin był niby kwaskawy, ale jednocześnie bardzo słodki. To ewidentnie owoce liofilizowane. 

Końcowo robiło się coraz bardziej słodko i słodko, ale dzięki malinowości, nie muląco. W ostatnich sekundach jednak na wyżyny wspięła się i wyłoniła cierpkość. Im czekolady było mniej, a w ustach zostawały głównie kawałki malin, serwowały soczystą kwaśność.

Maliny pozostałe na koniec nie były jakoś szczególnie wybitne, a po prostu ok. To bowiem W większości pestki, smakujące jak to one, i odrobinka kwaśnego miąższu. Czuć, że to maliny liofilizowane.

Po zjedzeniu został jednak dziwny posmak - maliny przełożyły się na jakiś niesmak. Czułam przecukrzenie i niedookreśloną cukierkowość - trochę malinową, ale nawet nie tak bardzo. Zaznaczyła się jednak też kakaowa cierpkość, acz z maślanym echem.

Czekoladę uważam za udaną - takie liofilizowane maliny świetnie się sprawdziły i ukryły wady bazy, tak, że i ona wyszła w ogólnym rozrachunku spoko. Wolałabym jednak, by cukierkowość wcale nie wystąpiła, ale jak widać nie można mieć wszystkiego. Gorzkość wyższa też to już pewnie za duże wymagania, ech... Szkoda, bo gdyby to dopracować, ocena mogłaby być maksymalna. 
W całej jej malinowości i z porządnie ciemnoczekoladową strukturą, nie czuć, że miała aż tyle mniej % kakao od Guylian Tablets Raspberry 72 % Cocoa Dark Chocolate with Real Fruit. Wyszły równie przyjemnie.


ocena: 8/10
kupiłam: za czyimś pośrednictwem w Leclerc
cena: jakieś 8,50 zł (a dokładniej 60 za 7 różnych czekolad z tej serii, więc nie wiem, ile dokładnie za jaką)
kaloryczność: 529 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, 2% liofilizowane maliny, emulgator: lecytyny, ekstrakt z wanilii, naturalny aromat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.