Kupując czekolady, byłam święcie przekonana, że to meksykańskie tabliczki, a dość szybko okazało się, że wcale tak nie jest. Taza Chocolate to amerykańska firma działająca od 2005 r., której założyciel Alex Whitmore został po prostu zainspirowany Meksykiem podczas jednej ze swojej podróży. Wcale mu się nie dziwię, że postanowił przekazać trochę Meksyku w czekoladzie, wyrabiając ją przy użyciu tradycyjnego meksykańskiego kamiennego młyna i dodając charakterystycznych przypraw. Szkoda tylko, że nie zatroszczył się o kakao z rejonu, ale...
...taka nie do końca przemielona czekolada mająca przypominać kamienną płytkę wciąż jest dość ciekawa.
Mały okrągły papierek skrywa... równie okrągłą czekoladę, a właściwie... dwa średniej grubości czekoladowe dyski, z delikatnym podziałem na trójkąty. Są ciężkie, jak na takie maleństwa - razem ważą 77 g. Kolor mają głęboki, taki... żywy, jak polerowane, lśniące ciemne drewno.
...i to był chyba błąd. Kryształki cukru i chili w proszku wleciały prosto do gardła, a mnie chwyciła taka ostrość, że myślałam, że nie wytrzymam i zaraz wypluję ten kawałek. Na szczęście tego nie zrobiłam, a po moich ustach rozszedł się niezwykle soczysty i świeży smak wiśni, przechodzący powoli w wiśnie w alkoholu.
Czekolada rozpuszczała się w bardzo dziwny sposób. Przez pierwszą chwilę wydaje się normalna, ale zaraz ujawnia się jej sucho-szorstka struktura. Jest zupełnym przeciwieństwem gładkości i kremowości. Pełno tu różnych drobinek i kryształków cukru. Wszystko jest tu nierównomierne, chaotycznie przemieszane - raz więcej cukru, raz mniej i odzwierciedlało się to w smaku. Ależ "kolorowo" wyszło!
Silna ostrość cały czas panoszyła się w gardle i szczypała w język. Wyraźnie czułam smak chili, był on tu głównym motywem, ale dało się też wyczuć mnóstwo smaków płynących z samego kakao. Te zaczęły wchodzić w bardziej słodką, czereśniową, strefę. Gorzko-słodka czekolada za każdym kęsem w pewnym momencie robiła się bardzo słodka, przechodząc w gorzkość.
Ta czekolada jest niezwykła, ciekawa. Wydaje się taka... pierwotna, nieprzetworzona, naturalna dzięki tej konsystencji, ale jeśli mam być szczera... nie za bardzo podobają mi się kryształki cukru w czekoladzie. Tak czy inaczej, ma także interesujący, słodko-gorzki i niezwykle owocowy smak, mimo silnej ostrości chili. Nie jest to najbardziej pikantna czekolada jaką jadłam, ale jest dość mocna.
Bardzo smakowała mi jako ciekawostka, ale żebym miała częściej takie jadać, albo próbować wszystkie smaki... no, nie widzę w tym większego sensu.
ocena: 8/10
kupiłam: cocoarunners
cena: 5.95 £
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie
Skład: organiczne ziarna kakao, organiczny cukier trzcinowy, organiczne chili chipotle w proszku
Te kryształki cukru z pewnością mi by przeszkadzały.Zaraz mi na myśl przychodzi Zotter Cacao Nature 75% with Muscavado Sugar Crackers,w którym ów kryształki przeszkadzały w odbiorze samej czekolady.Zamówiłam ją,bo myślałam,że kryształki nie będą "nachalne" i nie będą władać zbytnio nad całością,tylko będą ciekawym dodatkiem w tle. Niemniej jednak prezentowaną tabliczkę bym z chęcią spróbowała ze względu na chilli i owocowość wydobywającą się z czekolady ;)
OdpowiedzUsuńTutaj, jak człowiek nastawia się na swoistą pierwotność (niby pierwotność), podchodzi jak do ciekawostki... no, to jakoś to tam jest. Ważne, że one nie przeszkadzały w czuciu smaku. W jedzeniu, owszem, trochę irytowały, ale jak sobie powiedziałam, że to ciekawostka, w końcu się przyzwyczaiłam do tej dziwności. ;)
UsuńA na tego Zottera jakoś ochoty nie mam...
A niech cię, teraz będę przeglądać tą stronę walcząc z sobą by nic nie zamówić.
OdpowiedzUsuńCzekolada z chili? Wiadomo, lubię. Tylko te kryształki cukru pewnie by mnie irytowały podczas jedzenia.
Tak, one były strasznie irytujące, ale... jako ciekawostka starałam się na nie inaczej trochę patrzeć.
UsuńJuż kształt bardzo nam się podoba, bo znów prezentujesz coś nietypowego :) Kryształki cukru nas też pewnie by bardzo irytowały a jedna z nas wybitnie nie lubi czekolady z chili, więc i tak to nie jest tabliczka dla nas ;)
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej sobie poczytałyście i popatrzyłyście. :P
UsuńPrzepraszam, ale ta czekolada aż krzyczy: Olga, bierz nogi za pas! :D
OdpowiedzUsuńRun, Olga, run! xD
UsuńDo chili w czekoladzie już się przyzwyczaiłem i polubiłem, ale kryształki cukru rzeczywiscie jakoś do czekolady nie pasują. Dominikana ma świetne kakao, ale szkoda, że to nie meksykańskie, jakoś mało jest czekolad z kakao z tego kraju. Jedyna chyba jaką próbowałem to był Cluizel Mokaya, ale tylko neapolitanki. W Stanach jest masa takich małych producentów bean-to-bar, robią świetne czekolady, ale u nas to egzotyka, a teraz, ze względu na temperatury, będzie problem z zamawianiem czekolad. Chyba na lato trzeba się przestawić na lody :)
OdpowiedzUsuńMokayę też jedynie w wersji neapolitanki próbowałam i wiem, że koniecznie muszę się z czasem w pełnowymiarową tabliczkę zaopatrzyć! :D
UsuńZaintrygowała mnie, jak i kakao z Meksyku. Zgadzam się, że czekolad z niego jest zdecydowanie za mało.
Tą bym zjadła bez wahania cos wspaniałego:)
OdpowiedzUsuńSzlag, teraz doszłam do wniosku, że dopiero spróbowanie konkretnego ziarna kakao w typu czekoladzie może dać nam pełen obraz jego charakterystyki. Zupełne inne rzeczy się tutaj pojawiają, a nierównomierne wymieszanie z cukrem choć przeszkadza - to pozwala wypłynąć na wierzch wiodącym nutom z kakao. Spróbowałabym tego dominikańskiego skubańca. Coś mi mówi, że to zupełnie coś innego niż moja Maria Tepoztlan. Zresztą, peruwiański Zotter z gościem w gaciach też był przecież zupełnie inny - a wykonany na podobną modłę.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, konkretne ziarna i... już coś kompletnie innego. Tak, to diametralnie inne tabliczki, ale zarazem i paradoksalnie... podobne (przynajmniej po opisie Twojej).
UsuńSwoją drogą, ta czekolada jest chyba stworzona dla Was - nie dość, że coś tam z Meksyku w sobie ma, to jeszcze te dwa dyski. :D
Cóż, kolejna czekolada, której bałabym się spróbować :D
OdpowiedzUsuń