poniedziałek, 19 września 2016

Lindt Creation Refreshing Lemon / Citron Frappe mleczna z cytrynowym kremem

Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam jakiegoś Lindta, a czasy kiedy oglądałam zagraniczne smaki w internecie śliniąc się do ekranu wydają mi się wręcz nierzeczywiste. Tak ze dwa lata temu szalałam za pewną czekoladą, która na letnią porę wydawała mi się ideałem. Mogłam o niej tylko marzyć, bo nawet mowy nie było żeby pojawiła się w moim mieście.
A tu proszę, gdy mi chcica na Lindta przeszła, przyszła okazja (dzięki Tacie mieszkającemu w Krakowie) na spróbowanie. Dobra, to połowa marzenia, a druga, dotycząca smaku...? Przyznam, że trochę się tego bałam po nieco ulepkowatej (ale koniec końców nie takiej złej) Lindt Creation Refreshing Coconut Dark z tej samej serii.

Lindt Creation Refreshing Lemon / Citron Frappe to mleczna czekolada z cytrynowym kremem, którą przed zjedzeniem zalecają schłodzić.

Po rozerwaniu sreberka poczułam słodko czekoladowy zapach, w którym najsilniejszym elementem wydawało się pełne, smakowite mleko i zapach cytryn będący na granicy świeżo-naturalnego, a troszeczkę takiego z aromatu. Skłaniał się raczej ku temu pierwszemu. 

Postanowiłam dwie kostki zjeść normalnie, a dwie po wyjęciu z lodówki, czyli tak, jak zaleca producent - resztę zamierzałam skończyć (jakby oczywiście okazała się godna kończenia) na sposób, który wyda mi się lepszy.
Kolosalnej różnicy nie ma, ale... zresztą sami przeczytajcie.

Czekolada stanowiła dość grubą warstwę, jednak i nadzienia było sporo. Po zrobieniu kęsa, to ją najpierw czuć. To typowy mleczny Lindt, a więc bardzo słodki i mleczny z minimalnym akcentem kakao. Czekolada rozpuszczała się w kremowo-tłusty sposób, który wydał mi się minimalnie bardziej proszkowy niż w przypadku innych, jednak mówię tu o takiej "minimalności", że raczej to sobie uroiłam. Chociaż... możliwe, że coś pomajstrowali przy czekoladzie, bo po jakiś 20-30 minutach w lodówce, zrobiła się twardsza, ale wciąż rozpuszczała się w ten sam kremowy sposób i dalej smakowała mocno czekoladowo, dobrze, a nie jak słodycze robiące się kamieniami bez smaku po wyjęciu z lodówki. Co więcej, wydała mi się nieco mniej słodka.

Kwasek nadzienia przebijał się dopiero po jakimś czasie. Był mocny, ale w pełni cytrynowy, soczysty, orzeźwiający, jak sok tylko co wyciśnięty z owocu. Słodycz także się tu znalazła, ale była tak trafiona, że po prostu zrobiła z tego nadzienia bardzo przyjemny krem, a nie "kwachowate coś".

Konsystencję miało raczej zbitą i plastyczną.
W wersji nie-z-lodówki nadzienie znikało dość szybko i wydało mi się nieco tłustawe, jak lody cytrynowe jedzone w straszny upał i topiące się prawie natychmiast.
W wersji schłodzonej... nadzienie przybrało formę gęstego sorbetu z cytryn, bardzo długo pozostającego w ustach. Wydało mi się niezwykle soczyste, smakowite i lekkie. Byłam zszokowana tym, że tak dobrze Lindtowi wyszło. 

Gdy już cytrynowy krem zniknął, w ustach pozostawała taka "lekkość", a czekolada z jakby wzmocnioną mlecznością i osłabioną słodyczą zamykała kompozycję. W tym momencie nie wydawała mi się mocno słodka, prawdopodobnie dzięki temu soczyście cytrynowemu nadzieniu.

Resztę oczywiście zjadłam z lodówki, mimo że normalnie nienawidzę słodyczy w niej trzymanych (i nigdy takich nie jem). 
I wiecie co? Rozczarowałam się. Chciałam ponarzekać, jaki to Lindt zły i jak zrujnował mi marzenia, wylać jad... a tu trafiłam na naprawdę pyszną czekoladę. Nadzienie "na zimno" budziło skojarzenia z Zotterem i jego cytrynowymi kremami, a wersja nie-z-lodówki też trzymała poziom, mimo że szybko znikała i jakoś bardziej słodko i tłusto było, ale też nie straszliwie. 
To chyba jeden z najlepszych Lindtów.


ocena: z lodówki 10/10; normalnie 8/10
kupiłam: za pośrednictwem Taty w sklepie z niemieckimi słodyczami w Krakowie
cena: 10 zł (za 150 g)
kaloryczność: 525 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić (ale gdybym np. miała dostać)

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, laktoza, cukier inwertowany, syrop glukozowy, koncentrat soku cytrynowego (2%), stabilizator (sorbitole), bezwodny tłuszcz mleczny, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt słodowy jęczmienny, aromat naturalny, wanilina

PS Na opakowaniu jest napisane, że wyprodukowane we Francji i... jest m.in. tłumaczenie na polski... dlaczego więc tej czekolady nie ma na polskim rynku?! Idiotyzm.

PS 2 Przeglądałam posty i zdziwiło mnie, że jeden prawie w ogóle nie ma wyświetleń. Chodzi o Akesson's 100 % Criollo Cocoa Madagascar Ambolikapiky Plantation. Wyświetla się Wam w ogóle ta recenzja?

22 komentarze:

  1. Bardzo fajna czekolada,spróbowałabym tej z Lodówki :D Szkoda ze nie mam sklepu z niemieckimi słodyczami u mnie,ale skoro jest polski napis,to powinni i w sklepach sprzedawać :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma u Ciebie nawet żadnych straganów czy coś? U mnie co prawda też akurat tej czekolady nie było, ale jakieś takie sklepiki-stragany to są (aż dziwne).

      Usuń
  2. Pamietam jak dziewczyny na blogach się nią zachwycały. Ja ja kupiłam jeszcze ze 14 zł zapłaciłam a ona mi tak bardzo nie smakowała:( kwasek cytryny mi przeszkadzał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah... A ogólnie jak u Ciebie z cytrusowymi słodyczami?

      Usuń
    2. Kiepsko nie za bardzo je lubię tzn Lind pomarańczowa z musem i mega smakuje:)

      Usuń
    3. Tamta w ogóle nie jest kwaśna! Dlatego mi nie smakowała. :P

      Usuń
  3. Z chęcią bym wróciła do tej czekolady, bo zarówna czekolada jak i nadzienie były świetne, ale co zrobić jak akurat jedna z lepszych Creation nie ma w powszechnej sprzedaży.
    W linku mi się wyświetla, sama nie wiem jak mogłam ją przegapić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, właśnie zauważyłam, że wszyscy przegapili i wydało mi się to nierealne. xD

      Usuń
  4. Cytryna to chyba najtrudniejszy smak w słodyczach ale nie tylko. Bardzo ciężko jest zrobić coś o tym smaku, co nie bedzie nadto kwaśne, gorzkie albo nie będzie przypominało odświeżacza do toalet ewentualnie choinki zapachowej do samochodu. Rzadko to też się udaje. Zwykle własnie czuć ten taki chemiczny smak jakby sody? Plus do tego kwach od którego krzywisz się jak na widok faceta z którym umówiłaś się na randkę w ciemno przez internet, którego nick przystojny-metr98 ma mało wspólnego z rzeczywistością. :D Czekolada - oj, ostatnio spisałam lindt na straty, a tu takie miłe zaskoczenie! Naprawdę z przyjemnością bym spróbowała - zwłaszcza z lodówki kiedy na dworze jest dzisiaj jakieś 25 stopni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wydaje mi się, że słodycze z czymś z cytryny nie tak ciężko, jeśli korzystali by z naturalnych składników. To chemia zawsze wszystko psuje. :(

      Usuń
  5. charlottemadness19 września 2016 12:33

    Ta wersja Linta mi smakowała.Była orzeźwiająca i lekka.Trudno mi odnieść się do Zottera,bo jadłam tą tabliczkę przed rozpoczęciem przygody z Zotterami :>
    Co do recenzji.. Jakiegoś września (chyba 12,coś w tych granicach) przeglądając inne blogi na pasku obserwowanych ,które bloger obserwuje,zauważyłam właśnie tą recenzję.Zdziwiłam się bo tego dnia była już inna.A ta z Akesson's 100 % była już opublikowana 4 wrz.,więc sądziłam,że to błąd i jakoś wcześniej Ci się opublikowała automatycznie,bo wiem,że takowe rzeczy się zdarzały.:>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Coś mi blogger najwidoczniej namieszał. :/

      Usuń
  6. Ciekawe co Lindt zmajstrował, że z lodówki lepsze?
    Coś jest nie tak, Akesson's mi sie nie pokazał, tak jak kilka komentarzy, które ostatnio dodałem (myślałem, że wyjechałaś i nie masz czasu zatwierdzać komentarzy). Skoro się nie pokazały, to napiszę jeszcze raz: napisz jak wyszły lody, jaką wersję zrobiłaś, jak smakują i wrzuć zdjęcia na Instagrama :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wyjechałam i rzeczywiście komentarzy nie było przez pewien czas, ale z tym Akesson's to wcześniej już coś nie tak było. ;> Lodów zapomniałam przed wyjazdem spróbować! Mam nadzieję, że przez tydzień w stanie zamrożonym im się nic nie stanie? Oby nie!

      Usuń
    2. Nic im się nie powinno stać, ale jak wyszła dobra gęstość, to możesz sobie kupić wafle do lodów i w nie powkładać :)

      Usuń
    3. O nie, nie! Nie cierpię wafli lodowych. :P

      Usuń
  7. Mimo, że smakowała to jednak z wiadomych przyczyn nie jest to tabliczka dla nas :D
    Wyświetla się, nawet jest nasz komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Wami zawsze wszystko spoko! :D To chyba Wasza pozytywna energia.

      Usuń
  8. Zdecydowanie coś dla miłośnika cytrusów ;) Ja podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakbym czytała swoją relację z Refreshing Coconut (może pamiętasz). Nienawidzę czekolad z lodówki, ale się poświęciłam. I było warto, bo - choć różnica nie była wielka - to jednak dało się ją jeść, na dodatek z przyjemnością.

    Tej rzeczywiście nie widziałam na polskim rynku, a skoro ma polskie napisy, to już w ogóle mind blow. Jak jestem obrażona na Lindty, tak tego bym zeżarła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, pamiętam, bo tamten także mnie zaskoczył, że był lepszy z lodówki.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.