wtorek, 26 grudnia 2017

Endangered Species 72 % Dark Chocolate with Hazelnut Toffee ciemna z Afryki z orzechami laskowymi i toffi

Nie lubię sytuacji, gdy ktoś, kto zna mój gust tylko częściowo i kupuje mi coś ciesząc się na starcie, że tak dobrze trafił. Takim prezentem była właśnie czekolada amerykańskiej firmy Endangered Species wspierającej różne organizacje chroniące środowisko, zwierzęta itd. Marka mnie zaintrygowała (niektóre tabliczki mają naprawdę ciekawe dodatki), ale akurat gdybym to ja wybierała, na pewno nie padłoby na ten wariant. Poniekąd czekolada wyglądała dobrze, ale miałam wątpliwości, czy dodatek nie okaże się specyficznym amerykańskim toffi, które mi nie podchodzi (myślę o takim twardym z posmakiem smażenia, np. Hershey's Nuggets Milk Chocolate with Toffee & Almonds).

Endangered Species 72 % Dark Chocolate with Hazelnut Toffee to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Afryki Zachodniej z kawałkami prażonych orzechów laskowych i toffi.

Po rozchyleniu papierka i sreberka poczułam mocno palony zapach podbudowany maślaną słodyczą. Gdy palony motyw nieco się rozszedł, ukazał ciepło i kawę. Było smakowicie, po przełamaniu trochę mniej, bo do palonej kawy doszedł wyraźniejszy zapach masła i toffi.

Przy łamaniu ciepło ciemnobrązowa tabliczka była twarda, trzaskała. Już w przekroju widać całkiem spore kawałki orzechów i toffi.

Rozpuszczała się tłustawo-kremowo, raczej gładko, ale z minimalnie suchawo-pylistym efektem neutralizującym ewentualne poczucie tłustości. Powoli odsłaniała dodatki, którymi były średniej wielkości kawałki orzechów i toffi (też orzechów w toffi). Laskowce miały strukturę świeżych (ale były prażone), czyli miękkawo-soczystych i lekko chrupiących. Toffi zaś skrzypiało, przy rozgryzaniu, było miękkawo-chrzęszczące i klejące, ale szybko miękło, rozpuszczało się. Kilka kawałków było co prawda twardszych, chrupiących, ale nie była to zła twardość.

Od pierwszego kęsa czuć równowagę między słodyczą a gorzkością. Oba smaki były wyważone i raczej proste.
Początkowo słodycz wydała mi się trochę tandetna. Silna, ale wcale nie tak bardzo... po prostu nie należała do tych bogatych i głębokich. Dzięki temu, że była jakby złączona z gorzkawością, zaraz zaczęła kojarzyć się z jakimś syropem do kawy (nie używam, a to skojarzenie było neutralne).

Ogólnie zrobiło się kawowo, słodycz robiła się zwyczajna (poczucie tandety znikało zupełnie), palony charakter nabrał pewności siebie, a mi do głowy przyszło przypalone, może nawet nieco piernikowe czekoladowe ciasto. Mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że ta czekolada była mocno palona, bo zaraz nadeszły też skojarzenia ze słodkim i kakaowym zakalcowym murzynkiem, może brownie. W oddali odzywał się orzechowy posmak.

Mniej więcej od połowy słodycz robiła się bardziej toffi-opalana. Pojawiała się słodko maślana nuta otwierająca drogę dodatkom. Te bowiem przebijały się tu i ówdzie, a wyraźnie było je czuć dopiero, gdy już czekolada nieco je odsłoniła. Okazały się bardzo do niej pasujące.

Toffi nie było czystym cukrem, wyraźnie czuć w nim maślaność i minimalnie opalano-słonawy posmak. Orzechy laskowe cieszyły jakością, wyszły raczej wyraziście, ale też nie jakoś wyjątkowo. Ich smak został maksymalnie podkręcony ni to grillowaniem, ni podsmażeniem (nuta karmelizowania w maśle). Świetnie wpisały się w palony charakter czekolady.

Całość pozostawiała palono gorzkawy posmak, tylko trochę silniejszy niż również palona toffi-karmelowa słodycz.

Czekolada wyszła bardzo harmonijnie: nie za słodko, nie za gorzko. To bardzo przystępna propozycja, bo wszystko było... wyśrodkowane (i smaki, i konsystencja). Toffi zaserwowano takie, za jakim nie przepadam (ale mogło być jeszcze "takie, jakiego nie cierpię"), coś mi nie grało w słodyczy czekolady, ale muszę przyznać, że to dobra tabliczka, choć wyszła o wiele bardziej toffi niż orzechowo. Nie wyróżnia się niczym specjalnym (wolałam też nie do końca w moim stylu, ale smaczną Ghirardelli Intense Dark Toffee interlude).
Żałuję, że nie dostałam np. tabliczki z solonym karmelem, bo ta po prostu nie wpisała się w mój gust, a oprócz tego była zwyczajna (zwyczajnie całkiem w porządku).


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam
cena: dostałam
kaloryczność: 488 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: czekolada (miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, wanilia), orzechowe toffee (masło: śmietana, sól; cukier trzcinowy, prażone orzechy laskowe, syrop z tapioki, lecytyna sojowa)

9 komentarzy:

  1. A ja zjadłabym ją bez tego toffi, smak samej czekolady mnie zachęcił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, by i wtedy była przepyszna, ale też bym wolała coś bez toffi.

      Usuń
  2. Pozbyłabym się z niej toffi :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba odstraszyłoby mnie kakao z zachodniej Afryki, ten rejon jakoś mi nie pasuje. Tak jak napisałaś, czekolady z tego rejonu są takie proste, niezbyt ciekawe. Jeśli chodzi o Afrykę, to Kongo jest już zdecydowanie lepsze, a najlepszy Madagaskar :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A my byśmy właśnie bardzo chętnie ją spróbowały z tym toffi :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sytuacja do przewidzenia, czyli mnie się czekolada bardzo podoba :P Za to podpisuję się rękami, nogami i wszystkim pod pierwszym zdaniem. "Olga lubi mleczną czekoladę z karmelem? Kupię jej klasyczny polski Wawel z nadzieniem o smaku ukochanego karmelu, będzie wniebowzięta!". Najczęściej tego typu błędy popełniała moja mama, dlatego obecnie dostaję od niej żarełko bardzo rzadko. Nawet jak powiem, co dokładnie chcę :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie, przez wspólne mieszkanie + wizja dalszego takiego w nowym mieście, teraz jest tak, że robimy razem wszystkie spożywcze zakupy i jakoś "role tak się podzieliły", że przynajmniej ze strony Mamy nie ma już niechcianych prezentów, a "dobra, jak nie zjesz, to ja z chęcią zjem".

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.