czwartek, 11 stycznia 2018

Franceschi Chocolate 60 % Venezuela Carenero ciemna z Wenezueli

Ostatnia tabliczka Franceschi z linii Fina była najbardziej tajemniczą, bo z wenezuelskiego regionu, z którym jeszcze się nie spotkałam (przynajmniej świadomie). Po dwóch próbowanych byłam skłonna uznać raczej, że to dlatego, że nie jest zbyt ciekawy (i dobre marki się nim nie interesują?), niż że to jakieś niezbadane cudeńko, lecz obszar Barlovento ma ponoć długą historię związaną z hodowlą kakao, sięgającą czasów niewolnictwa, więc... pozostało zjeść, by się przekonać, jak będzie.

Franceschi Chocolate 60 % Venezuela Carenero to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao trinitario (szczep Carenero) z Wenezueli z regionu Barlovento ze stanu Miranda położonego na północnym wybrzeżu.

Od razu po otwarciu poczułam ciepłą woń drzew i rozgrzanej ziemi w towarzystwie silnej słodyczy kojarzącej się z waniliowym kremem, sosem lub nawet lukrem (w pewnym momencie bałam się, że zaraz zrobi się bezowo mdląco). Dało się w niej jednak wywąchać też nutę delikatnych i słodkich owoców - gruszek i może jakiś czerwonych.

Przy łamaniu tabliczka trzaskała; wydała mi się krucha. W przekroju wyglądała na ziarnistą, a w ustach rozpływała się maziście-kremowo, wręcz lepko i... chrzęszcząc. Taka proszkowo-chrzęszcząca struktura odegnała poczucie tłustości i bardzo mi do gustu przypadła (kojarzyła się z połączeniem dawnych Menakao i kremu z wafelków Lusette).

W pierwszej chwili poczułam silną słodycz wanilii, jakby wkomponowaną w mleczny krem. Wydała mi się ciężka, ale nagle została przełamana soczystością.

To wybiła się nuta czerwonych owoców. Pomyślałam o słodkich, dojrzałych porzeczkach i wiśniach, ale z czasem jednoznaczność została zachwiana.

Otóż rozwinęła się ciepła nuta drzew, rozgrzanej ziemi i orzechów. Nie było w tym jednak nic palonego, to taka... ciepła, nawet nie taka gorzka, kakaowa nuta czekoladowej esencji, sosu. Wraz z soczystością owoców zmieniła wyczuwalny początkowo waniliowy mleczny krem w kefir, a w owocach zaplątał się grejpfrut (co skojarzyło mi się wręcz z Madagaskarem).

Wanilię jednak wciąż czułam. To ona, choć w tle, wywalczyła w cieple i soczystości miejsce łagodnym owocom, takim jak "egzotyczna gruszka" (wiem, dziwnie to brzmi, ale nie znalazłam lepszego określenia), może mango.

Całe to drzewno-ziemisto-orzechowe ciepło przełożyło się na to, że do wanilii dołączyły też inne przyprawy - korzenne i słodkie. Goździki?

Mimo ciepła i soczystości końcówka znów robiła się bardziej waniliowa, wręcz trochę lukrowa ("uważaj, bo zaraz zrobię się bezowa"), ale a szczęście już nie mdląca.

Posmak należał do niej, ale i do soczystości wiśni, gruszek, porzeczek, grejpfruta (miksu, a nie wyrazistych owoców). Miało to rozgrzany i soczysty klimat.

Całość bardzo mi smakowała. Było słodko, ale na szczęście wiele soczystych i ciepłych nut drzew, przypraw nadały temu lekkości. Kupiło mnie skojarzenie z Madagaskarem i taka "pierwotna",  wręcz "byle jaka" konsystencja. Czuję jednak, że gdyby zaczęto robić te czekolady z 70 % kakao i np. zastąpiono zwykły cukier (może to on odpowiada za te lukrowe i bezowe nuty Franceschi?) jakimś ciekawszym (trzcinowy? kokosowy?), mogłaby zgarnąć dychę bez problemu.

Gdy już zwątpiłam we Franceschi, na koniec linii Fine trafił mi się taki smaczny kąsek. I dobrze! Ciemne czekolady pewnie jeszcze nie raz mnie zaskoczą, dlatego już zacieram ręce na linię Premium.


ocena: 8/10
cena: 13,99 zł (dostałam zniżkę)
kaloryczność: 533 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa

12 komentarzy:

  1. Carenero ma także Idilio, tak więc Twoja teoria się nie sprawdza :D

    Zastanawia mnie, jak to jest z cukrem w czekoladach z Ameryki Łacińskiej. Tam wszędzie jest cukier trzcinowy, trzcinę cukrowa uprawia się na potęgę. Czasem myślę, że tamtejsi producenci czekolad nieścisłość w składzie traktują jako normę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o ten tekst, że dobre marki się nim nie interesują? To nie teoria, tylko pytanie-żarcik, mające zachęcić do dalszego czytania.

      Z tym cukrem to się pewnie nie dowiemy.

      Usuń
  2. No popatrz, a mi właśnie Caranero mniej smakowała i przypominała bezowość Amedei :D Co tylko dowodzi, że recenzje recenzjami, ale o niektórych rzeczach trzeba się przekonać na własnym podniebieniu. No ale dla mnie te różnice w odbiorze stanowią część uroku dobrej czekolady :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Ta taka tajemniczość "na co trafię?", emocje i... dzięki temu nigdy nie jest nudno. Zarówno jeśli o próbowanie, jak i czytanie chodzi.

      Usuń
  3. Czyli jakaś Franceschi, którą odebrałaś pozytywnie. Teraz czekam na recenzje premium, ale też uważam, że powinni postawić na 70%. To nie są czekolady dla marketów, nie muszą być takie słodkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby pozytywnie, ale nie tak bardzo, jak bym chciała.

      Usuń
  4. Bardzo ciekawe ma w sobie te różne nuty smakowe :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Opakowanie czekolady coś mi mówi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że już ją na jakiejś stronie internetowej widziałam :)

      Usuń
  6. Przerwałaś wstęp w złym momencie, bo gdy zaczęło się robić ciekawie. Gdybyś potrafiła streścić historię, co jest bardzo trudne, wiem, byłoby super. A czekolada wydaje się super. Zwłaszcza po tym, jak zagrałaś na moim sercu nutą Lusette.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To po prostu tyle, ze było tam już hodowane w czasach niewolnictwa. Na czekoladę (wtedy do picia, bo nie wiedzieli, że można i zrobić taką do jedzenia).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.