czwartek, 12 lipca 2018

wafelek KitKat Green Tea

Kiedyś lubiłam Kit Katy, obecnie mi nie smakują, bo są cukrowe. Uwielbiam cierpką zieloną herbatę, słodycze o jej smaku przeważnie wychodzą według mnie niesatysfakcjonująco. Normalny człowiek dodałby dwa do dwóch i miał spokój. Ja nie. Ja koniecznie chciałam coś, co wiedziałam, że mi nie posmakuje, ale po prostu wiedziałam, że muszę. Masochistyczne zapędy? Być może. Uzależnienie od recenzowania dziwnych rzeczy? Na pewno. Gdy tylko usłyszałam mamine pytanie, czy chcę (prawie obojętnym tonem: "patrz jakie dziwne rzeczy w Stokrotce były")... zgarnęłam miniaturkowego wafelka.


Kit Kat Green Tea to "paluszki waflowe z kremem o smaku zielonej herbaty w białej polewie o smaku zielonej herbaty"; produkowane przez Nestle - w moim przypadku miniaturka 17g.

Po otwarciu poczułam zaskakująco delikatnie słodki zapach zielonej herbaty i mleka. Był... kuszący.

Paluszki okazały się twarde z racji względnie grubej polewy. Miała konsystencję tłustego, lekko proszkowego, plastelinowego ulepka z margaryny, który rozpuszczał się powoli i niekremowo. Kremu w środku było bardzo, bardzo mało, a same warstwy waflowe chrupały w chrzęszczący sposób i wydały mi się dość twardawe (ale świeże).

W smaku w pierwszej chwili wierzch zaskoczył mnie niską słodyczą. Nakręcała się dopiero z czasem. Sama polewa nie była jednak bardzo słodka. Czułam w tym przede wszystkim łagodną, słodko-ziołową zieloną herbatę i śmietankę. W duecie tym doszukałam się jakby algowego pierwiastka i posmak margaryny.

Algowo-ziołowy smak szybko wzrastał i zaczynał przewodzić reszcie, gdy zajęłam się chrupaniem, odnotowywałam coraz bardziej algowe, a w końcu kojarzące się z karmą dla rybek akcenty. Robiło się też coraz bardziej słodko i mdło. Przez chwilę nawet cukrowo, ale to szybko przełamały dobrze wypieczone, lekko słonawe wafle.
Krem wyłuskany osobno miał tylko lekki posmak zielonej herbaty (w kontekście akwariowatym), a tak to był... nijaki i cukrowy. Było go jednak tak mało, że "uchodził w tłumie" podczas jedzenia.

Na koniec pozostawał posmak słodko... słodkowafelkowy i słodkoherbaciany. Całkiem w porządku.

Całość wyszła zaskakująco... smacznie. Mimo okropnej konsystencji, naprawdę bardzo wyraźnie czuć smak zielonej herbaty i to właśnie jakby matchy (taki algowo-słodki). Mleczność wyszła ok, bez strasznych posmaków i - o dziwo! - bez przecukrzenia.
Nijaki krem ze środka (chyba cecha charakterystyczna KitKatów) schował się, ustąpił miejsca ciekawej polewie i waflom dobrej jakości. Nie wiem, jak by było z większym waflem, ale miniaturka robi dobre wrażenie mimo ohydnego składu.


ocena: 7/10
kupiłam: Mama kupiła w Stokrotce
cena: coś mówiła, że 6 zł (?!)
kaloryczność: 526 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: tłuszcze roślinne (z nasion i miąższu palmowego, illipe, shea, sal, pestek mango, kokum), mleko, cukier, mąka pszenna, maltodekstryna, zielona herbata w proszku, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; stabilizatory: wodorowęglan sodu (E500II), E170; sól, drożdże, wanilina

7 komentarzy:

  1. Kit Katy w wersji tradycyjnej jadłam jeszcze jak dopiero co wchodziły na rynek i mi smakowały... i chyba dobrze ze nie psułam sobie tych wspomnień ;)

    Kit Kat w tej wersji brzmi ciekawie ale nie czuje potrzeby próbowania ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham KitKaty własnie za tą cukrowość i no sama nie wiem...ta czekolada z wafelkiem są jakieś takie uzależniające :D Zielonej herbaty nie lubię, a więc na tego się nie skuszę. Ogólnie te japońskie smaki KitKat'ów do mnie kompletnie nie przemawiają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie też nie, ponoć wszystkie smakują jak słodkie mydło, ale temu nie mam wiele do zarzucenia, więc był ogromnym zaskoczeniem.

      Usuń
  3. Pamiętam, że odebrałam je jako tak dziwne, że aż nie umiałam określić, czy mi smakują, czy wręcz przeciwnie. Chętnie chrupnę je ponownie. Poczekam na czas sprzyjający dokupowaniu zagranicznych słodyczy, zwłaszcza takich o cenie mrożącej krew w żyłach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio wyjątkowo często trafiam na rzeczy tak dziwne, że aż albo najpierw nie mogę się zdecydować, co myślę, albo że aż piękne / fajne. Jednak to nie rzeczy związane z jedzeniem.

      Usuń
    2. Szafy, fotele, półki, poduszki, wzory tatuaży, buty. W przypadku tych ostatnich to aż ciągle ze zmarszczonym czołem chodzę, bo po prostu towarzyszę Mamie, a czego, jak czego, ale butowo-ubraniowych zakupów nie lubię.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.