niedziela, 2 września 2018

J.D. Gross Orzechy laskowe 32 % mleczna z musem orzechowym i orzechami laskowymi

Mimo że J.D. Gross Trufle 56 % nie była spełnieniem marzeń, okazała się w porządku. Gdy stanęłam przed sięgnięciem po drugą z serii, istotne dla mnie było, że mousse tamtej był autentycznym mousse'em, a nie tłustą grudą. Mus (pozwolicie, że w recenzji będę używać tej formy) w połączeniu ze smakami rodem z J.D. Gross mlecznej 33 % z mielonymi orzechami laskowymi brzmiał jak coś wyjątkowo smacznego. Skład co prawda podszeptywał swoje, ale zdarzało się już przecież, że w niektórych tabliczkach kiepskie składniki jakoś w smaku udanie się kamuflowały.
Martwiło mnie jednak jeszcze coś: ta czekolada nie zawierała dwóch warstw nadzienia jak Trufle 56 %, a sam mousse, do którego dodano kawałki orzechów. Na wszelkie potencjalnie twarde / stęchłe dodatki do musu patrzę krzywo i niezbyt podobał mi się pomysł dodania ich.

J. D. Gross Orzechy laskowe 32 % to mleczna czekolada o zawartości 32 % kakao nadziewana 34% musem orzechowym i 7% kawałkami orzechów laskowych.

Gdy tylko rozwinęłam złoty papierek, poczułam intensywną, w pełni naturalną woń orzechów laskowych w otoczeniu mlecznej czekolady tak słodkiej, że aż o toffi zapędach.

Tabliczka miała bardzo jasny kolor, w pewien sposób była konkretna, ale łamiąc miałam wrażenie, że ona się niemal rwie (w dodatku trochę "krucho"). Przekrojenie i przegryzienie kostki skutkowało jej lekkim wgnieceniem się. Środek jednak dało się jakoś tam od niej oddzielić, ale nie tak łatwo jak w przypadku ciemnej Trufle 56 %.
Okazało się bowiem (czuć to zwłaszcza w ustach), że całość jest straszliwie tłusta. Czekolada była tłusto mleczna, topiła się na bagienkowaty, gładki krem.
Nadzienie było okropnie tłuste, co reprezentował oleisty tłuszcz osiadający także na ustach. Kojarzyło mi się to z połączeniem nugatu ze strasznie tłustymi bitymi śmietankami z deserów mlecznych. Mimo całej tej tłustości, która chwilami mnie obrzydzała, nie mogę nadzieniu odmówić pewnej... nie tyle lekkości, co takiego napowietrzonego roztrzepania. Mus nie był zbity, a spulchniony... jak na mus kojarzący się z bitą śmietanką przystało. Tylko to go ratowało.
W musie tym kryło się sporo większych i mniejszych świeżutkich kawałków orzechów. O dziwo nie przeszkadzały, stanowiły nawet przerywnik od tłustości, coś do chrupnięcia, choć bardziej niż chrupiące wydały mi się soczyste.

W smaku sama czekolada była... mocna. Mocno słodka, mocno mleczna. Tsunami mleka zderzało się z tsunami słodyczy, która przybrała wydźwięk cukrowego toffi. Przesiąkła też orzechami laskowymi z nadzienia, co przełożyło się na skojarzenie z grossową mleczną z mielonymi.

Smak orzechów laskowych nasilał się oczywiście, gdy czekolada odsłaniała mus. Było to przejście spójne, takie właśnie "nasilające się". Mleczność i orzech laskowy były niczym nieskończony egipski Praocean. Nadzienie wydało mi się również śmietankowo-maślane, a także bardzo słodkie. Smakowało niczym nugat. Nugat i orzechowo-śmietankowe toffi. Orzechy laskowe nie wydały mi się nazbyt podkręcone. Raz i drugi wychwyciłam tłuszczową nutkę (margaryna?).

Cukrowa słodycz nadała temu pralinkowy charakter. Im bliżej końca rozpływania się kawałka, tym wyraźniej oczami wyobraźni widziałam czekoladki z nadzieniem o smaku cappuccino (czyżby przez śmietankowość nadzienia mieszającą się z czekoladą?), ale też nugatowe i z toffi. Można powiedzieć, że to wszystko w jednym i równocześnie.

Rozgryzanie kawałków orzechów jeszcze bardziej podkręcało ich smak. Były zaskakująco wyraziste i świeże. Przy niektórych kawałeczkach zaplątała się nawet gorzkawa skórka.

Po czekoladzie pozostawał posmak orzecha laskowego - zaskakująco naturalny, poczucie nugatowo-toffi zasłodzenia (co poniekąd nie jest taką 100 %-ową wadą), ale niestety też poczucie zatłuszczenia, wręcz zalepienia tłuszczem. Moja mama stwierdziła, że to "taki pozytywny tłuszczyk", ale mi przeszkadzał.

Tabliczka na pewno miała swój urok. Miała też kilka niedociągnięć, kwestii, które rozwiązałabym inaczej. Na pewno zrezygnowałabym z takiej ilości tłuszczu (oleju palmowego). Podobała mi się jednak cała "mleczno-nugatowa" oprawa, to miało taki "słodziuteńki" wydźwięk, że rozumiem, dlaczego i czekolada taka, a nie np. z większą zawartością kakao. Rozumiem, choć nie do końca wpisało się w "moją czekoladę wymarzoną".
Mus mógłby być lepszy, ale był dobry. Na pewno był musem. Myślałam, że będę się wściekać na kawałki orzechów (bo nie pasowały mi tam "na logikę"), ale wyszły zaskakująco dobrze, że nawet się z nich cieszyłam.
Poniekąd mi smakowała, mimo że miała w sobie coś, co równocześnie mnie odrzucało... Dziwna, z pomysłem, niezła, ale niedopracowana. Jako ciekawostka w tej cenie na pewno warta spróbowania, szkoda, że tylko o takiej gramaturze (spokojnie mogli zrobić tradycyjną tabliczkę 100 g).

Wyszła gorzej od J.D.Gross z mielonymi orzechami, ale biorąc pod uwagę, że wspólne jest tu tylko to, że to "mleczna orzechowa czekolada", raczej nie ma co porównywać. Wyszła jednak lepiej od J.D.Gross Trufle 56 %, bo zabrakło w niej części, która "rozrzedzała by smak czekolady", smak orzecha wyszedł bardzo smakowicie, naturalnie, no ale... mi było zdecydowanie za tłusto i nieco za słodko (choć w kwestii słodyczy potrafię zrozumieć, że taka konwencja).


ocena: 8/10
kupiłam: Lidl
cena: około 6 zł chyba? (za 182,5 g)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, mleko w proszku pełne, tłuszcz kakaowy, 8% orzechy laskowe, olej palmowy, tłuszcz Shea z masłosza parka, mleko w proszku odtłuszczone, miazga kakaowa, lecytyna słonecznikowa, naturalny aromat, ekstrakt z laski wanilii

13 komentarzy:

  1. byłabym pewnie zachwycona... ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu ja ich nie widziałam? Czemu?! :( Byłabym oczarowana, na 10000%...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby trochę ją "podrasować" dałabyś jej 10? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego nie? Wszystko może mieć u mnie 10.

      Usuń
    2. Ale nie wszystko na 10 zasługuje ;)

      Usuń
    3. No tak, ale jak nie ma wad i jest boskie, to zasługuje, więc gdyby podrasować ją tak, jak bym sobie życzyła, to... :D

      Usuń
  4. No grrr!!! Przez fakt, że nie zwracam uwagi na czekolady tego rodzaju, przegapiłam ją. Wszystko tu brzmi absolutnie mojo, nawet tłustość. Cała kostka wypełniona musem jest tysiąc razy lepsza od dzielonej. Do tego bagienko i smak... Dawno ją kupiłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde... Niestety, bardzo dawno, jakoś wczesną zimą, a data była chyba do kwietnia.

      Usuń
  5. Zgadzam się z Twoją recenzją w 100 % zdecydowanie za tłusta i trochę muląca ze słodkości ;) ale jak za tę cenę to naprawdę dobra czekolada :) lepsza niż Lindt ostatnimi czasy ;)
    Pozdrawiam Gwiazdeczka*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat Lindta z orzechowym musem nie jadłam i nie mam go, ale nie zdziwiłabym się, gdyby wyszedł gorzej. Szkoda tylko, że J.D.Gross wypuszcza tak mało nowości.

      Usuń
  6. Gdyby dali masło zamiast palmowego, to mogłabym przeżyć poziom tłustości przy tak mało intensywnej orzechowości. A tak to pozostaje niesmak. Płaska dużo lepsza.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.