czwartek, 27 grudnia 2018

In 't Veld Angelitos Negros 84 % Kakao Ella ciemna z Meksyku i Peru

Czekolady In 't Veld wydawały mi się dość tajemnicze, a przeczytawszy opis dzisiaj przedstawianej i trafiwszy na przytoczone pytanie dziecka, dlaczego anioły zawsze są malowane na biało... doszłam do wniosku, że rzeczywiście, tajemnicze to i dziwne. Jakby właśnie w odpowiedzi, marka stworzyła bardzo czarne tabliczki - linię Angelitos Negros. Jako że to dwuregionowe blendy, założyłam że kakao zostało do każdego dobrane bardzo starannie. Nawet nie umiem wyrazić, jak bardzo żałuję, że z tej linii kupiłam tylko jedną. Mój żal zwiększył się po stokroć, gdy dowiedziałam się, że w lutym spłonęła im pracownia (ponoć małe młynki do czekolady są dość niebezpieczne), więc prawdopodobnie to koniec całej marki.

In 't Veld / Intveld Angelitos Negros 84 % Kakao Ella to ciemna czekolada o zawartości 84 % kakao trinitario z Meksyku i Peru.
Na stronie producenta była też Panama, ale na moim opakowaniu o niej ani słowa.

Po otwarciu poczułam słodko-kwaskowaty zapach cukierkowo-jogurtowych truskawek i wiśni. Był lekki; nic nie wskazywało na tak wysoką zawartość kakao. Osnuwała go pewna kwiatowość, stanowiąca jakby most dla śliwek, które wyłapałam nieco później. Za ich (i kwiatów) sprawą przyszedł mi do głowy nawet jakiś likier, a więc i konkret... może w tych kwaskach znalazła się też ziemistość?

Przy łamaniu tabliczka trzasnęła, wydała mi się zupełnie nietłusta, a może nawet sucha. Dźwięk był dziwny: jakby pustej rurki-pałeczki (skojarzyło mi się to z A. Morin Panama noir 70 %).

W ustach jednak okazała się dość znacząco tłusta, ale... poczucie tej tłustości uciekało, pewnie w dużej mierze z racji nie do końca gładkiej struktury - mało, że chwilami podchodziła pod chropowatość, to jeszcze zaplątało się w niej całkiem sporo drobinek kakao. Czekolada pozostawała zbita i opływała coraz to kolejnymi, bardzo soczystymi falami.

Już w chwili umieszczania kawałka w ustach poczułam słodycz, jednak szybko nadciągnęła i zawisła nad nią cierpkość. Pojawił się kwasek podchodzący pod smoliście-siarkowe nuty, by potem zniknąć na rzecz owoców.

Na przód wyszła jednak kawa niosąc gorzkość i harmonijnie łącząc się z oszczędną, karmelową słodyczą. W pierwszej sekundzie ta kawa wydała mi się jakaś dziwna: "skarpetkowa", lecz to nie negatywne określenie (jakkolwiek brzmi - nie umiem znaleźć odpowiedniejszych słów). Może to bardziej ziemia?
Klimat zrobił się palony, a ja poczułam całą mieszankę orzechów wpisujących się w paloność.
Gorzkość i słodycz pociągnęły za sobą cierpkość, przez co kwasek ogólnie osłabł, ale jego charakter pozostał niemal surowo-dziki.

Pojawiły się bardzo wyraziste śliwki: duże, soczyste i jędrne, a także kwaskowate węgierki (na myśl o "wysysaniu" węgierkowych farfocli przylegających do pestek - normalnie czułam je! - aż mi się ślina zebrała).

I oto, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, ze smoliście-siarkowych nut spłynęła charakterna kwaśność cytrusów. Gorzka kawa wyciągnęła skądś ziemistość, po czym schowała się przed nią, czasem się wychylając - i tak aż do końca. Igrały ze sobą, dzikuski! Niejednoznaczne orzechy trwały niewzruszenie w tle, lecz były tak delikatne, że czasem zastanawiałam się czy to już nie bardziej maślana nuta.

Słodycz, podłapawszy owocowe akcenty, na końcówce rozbrzmiała wiśniami i truskawkami, przy których miałam też lekko likierowe skojarzenia, po czym i one zrobiły się kwaśniejsze.

Degustację zakończył kwasek owoców i połączenie wilgotnej ziemi z paloną kawą.

Po wszystkim pozostał posmak kwaśnych cytrusów i śliwek oraz, wpisujących się w bardziej "jogurtową" niż świeżych konwencję, truskawek i wiśni. Nie brakowało orzechów i palono-gorzkawych, a jednak wciąż soczystych akcentów wręcz nibsowych (palono-cytrusowo-ziemistych).

Czuję, że dużo w tej tabliczce było kakao z Peru o kwaśnych siarkowo-cytrusowo-ziemistych nutach, ale wyraźnie czułam także znane mi z meksykańskiej Mokai Cluizela połączenie śliwek, kawy i likieru czy ogólną cierpkość i kawę z Morina, z którym czekoladę łączyła także akustyka.
Śliwki i jasny alkohol czułam w In 't Veld Jungle Please 80 % - tu zastanawia mnie pewna nuta: w Ella 84 % "skarpetkowość kawy" była strasznie ulotna, tamta .... wydała mi się serowa... czyżby tutaj to była odrobinka "skarpetowo-serowej nutki"? (Kręcą mnie sery-śmierdziele)

Czekolada bardzo mi smakowała. Jej dość mocna paloność toczyła się swoim torem, pozwalając działać soczystym kwaskom. Ogrom kwaśnych owoców nie wyszedł tak strasznie kwaśno za sprawą gorzkości, na którą ogromny wpływ miała wilgotna ziemia. Kawa wyszła tu bardzo ambitnie: była ewidentnie czarna i jakby sama w sobie z nutami. Słodycz była znikoma, a jednak była i dopowiadając poszczególnym nutom swoje trzy grosze, chwilami fajnie je przekierowywała.
Początkowo struktura miała problem z przekonaniem mnie do siebie, jednak przy tylu soczystych nutach, z czasem to jej soczystość i niegładkość (sprawiająca wrażenie dzikiej) przyciągały główną uwagę.
Może to nie 10-tka, "która rozkłada mnie na łopatki, bo jest tak bosko-arcypyszna, że dla kolejnej tabliczki zrobiłabym wszystko", ale... była pyszna i intrygująca, a w dodatku tak skonstruowana, że nie mam jej nic do zarzucenia.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 16,59 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 594 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, nierafinowany cukier trzcinowy, surowy tłuszcz kakaowy 2%

6 komentarzy:

  1. Czekolada bardzo ciekawa, miejmy nadzieję, że byli ubezpieczeni i się odbudują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam, że to definitywnie koniec, ale osobiście wątpię. Kto normalny, siedzący w jakimś biznesie z pasją, ot tak by sobie odpuścił?

      Usuń
  2. Anioły nie zawsze są malowane na biało. To chrześcijańskie anioły są białe, bo biel = czystość. Każda religia ma swoje magiczne istoty i ich wizerunki. W starożytności były wcieleniem bóstw i miały coś tam ze zwierząt.

    Czekolada jakoś tak... nie. Kwach i ziemia, sama rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale mowa o tych chrześcijańskich i czasach obecnych (to, co wyczytałam mocno skróciłam, bo nie potrzebuję wstępu dłuższego od recenzji). Nie wpadłam na to z czystością. Pewnie kiedyś coś słyszałam, ale nie takie rzeczy wylatują mi z głowy.
      Swoją drogą, w moim mieście nie widziałam białego anioła, ha! Wszystkie niebiesko-srebrne. Metalowcy z nich.

      Usuń
  3. Czekolada no nie kusi mnie jakoś te skarpetowy nuty odrzuciły mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poniosłam klęskę bo one nie powinny odstraszać. To nie tyle skarpeta, co takie... czasem w kawie lub serze można coś takiego poczuć, to nie jest obrzydliwe!

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.