Wraz z końcem lata 2018 Zotter wycofał wiele czekolad ze swojej oferty i wprowadził nowości. Z racji tego, jak wiele dobrych i wspaniałych tabliczek zniknęło, do nowych czułam jakąś niechęć. Kupiłam wszystkie nowe ciemne Labooko i nadziewane (+parę innych), nawet nie robiąc dokładnego rozeznania, więc nie wiedziałam, która będzie najlepsza na początek. Zdecydowałam się na dziś przedstawianą, bo... zamiast na Fakty przypadkiem przełączyłam na jakiś kanał, gdzie leciało "Casino Royale" i telewizor nie chciał się przełączyć. Potem tytuł zapadł mi w pamięć, data czekolady była o trzy dni krótsza, niż innych i tak to się stało.
Po rozchyleniu papierka poczułam wyrazistą, bardzo słodką woń alkoholu i czekolady. Jakoś tak odwinęłam, że zbliżyłam nos do spodu tabliczki - dochodziły od niego nuty migdałowo-orzechowo-chlebowe i niewątpliwie zaprawione alkoholem. Z wierzchu czekolada pachniała lżej, bo jakby... kwiatowo? Nasiliło się to po przełamaniu, kiedy kwiatowość, słodycz i alkohol przeszyły czerwone owoce.
W kwestii łamania... Hm, całość odebrałam jako konkretnie zbitą, ale nietwardą. Warstwa kremowo-gładkiej ciemnej czekolady nie była bowiem aż taka gruba, a wnętrze cechowała raczej kremowa miękkość. Oba kremy były plastyczne, ale porzeczkowy odznaczał się większą soczystością i zwartością, a czekoladowy mazistością. Doszukałam się w nim odrobinkę suchawości (alkoholowo-kakaowej, jak w cukierkach truflach).
Kawałeczek spróbowałam podzielić na warstwy, ale jest to możliwe tylko częściowo: nugat migdałowy i biała czekolada praktycznie przylegają na stałe do czekolady ciemnej. Wydaje mi się, że na górze była biała czekolada, a na dole cieńsza, momentami jako skumulowane grudki, nugatowa warstwa. Wydaje mi się, że dolna "biała część" rozpuszczała się oporniej, mniej gładko, ale w sumie były to takie znikome ilości, że przy jedzeniu (przegryzałam się przez całość), umykała większość ich cech.
Początek należał do czekoladowej gorzkości niosącej dymne akcenty z racji mocnego palenia.
To jednak szybko zostało osłodzone nutami ze środka, które mieszały się ze sobą. Dominacja przechodziła od nuty do nutki, jednak słodycz nieprzerwanie rosła. Do ciemnej czekolady zaczęły za jej sprawą dopływać wątki mleczno-maślane.
Oto biała czekolada i nugat migdałowy nakręciły mleczno-maślaną słodycz. Migdałowa nuta łączyła się z samą czekoladą, która zrobiła się palono-orzechowa, a raz i drugi przemyciła sugestię ciemnego chleba.
Słodycz wydobywała się również z czerwonego nadzienia. Ta miała wydźwięk pudrowy i alkoholowy. Owocowo-pudrowe cukierki w wersji nie dla dzieci zalatywały trochę różanym smakiem, co wyraźnie poczułam, gdy tę warstwę wyłuskałam osobno. Alkoholowa słodycz rozgrzała nagle, ja wychwyciłam cynamon i... pojawił się kwasek. Rozszedł się smak cytrynowo-porzeczkowy, wnosząc soczystość i lekkość. Czerwone porzeczki zaznaczyły się wyraźnie, choć nie zrobiły się smakiem wiodącym, a splecionym z alkoholem.
Mnóstwo alkoholu dobiegało również z czekoladowego kremu. Ten wydał mi się trochę maślany, nie tak mocno słodki, a nawet wyraźnie cierpko-kakaowy. Jego alkoholowość podkreślona cynamonem, budowała poczucie rozgrzewania. Łącząc się z paloną czekoladą i migdałowo-orzechowymi akcentami nadała kompozycji wytrawności. Szampan wyszedł tu zaskakująco mocno. Przyjemnie splatało się to z owocowym wątkiem, alkoholowość zyskała soczystość, choć dosadności nie utraciła.
Końcówka była kwiatowo-lekka, bardzo słodka, a zarazem cierpkawa. Kakao i alkohol stanowiły spoiwo dla poszczególnych smaczków. Oprócz jednak tych charakternych składników, bliżej końca po ustach rozchodziły się też maślaność i mleczność.
W posmaku pozostał słodki alkohol, ogólna słodycz i czerwone porzeczki w akompaniamencie suchawego kakao. Towarzyszyło temu poczucie takiego... alkoholowo-kakaowego podsuszenia jak po truflach, ale i tłustość nadzień.
W sumie nie mam większych zarzutów w stosunku do tej czekolady, ale czułam po niej niedosyt. Owszem, wyszła wyraźnie alkoholowo, lecz wydawało mi się, że to jakiś słodki alkohol bez charakteru. A właśnie! Słodycz była jakaś taka zbyt wszechobecna... Porzeczki czuć, kwasek też wyszedł przyjemnie, ale znów - nie było to takie jednoznacznie czyste, a podkręcone cytryną. Maślaność i mleczność nie próżnowały, ale niespecjalnie mi tu pasowały. Spodobało mi się za to, jak to wszystko zostało doprawione nutą cynamonu i róż, a także poziom wyczuwalności migdałów. Brzmi smacznie? Było smaczne, ale... jakieś mało czekoladowe, mimo kakao, które podszywało się pod trufle.
Z tego, co poczytałam, czym jest kir royal, muszę przyznać, że to esencja takowego w tabliczce, ale mam mieszane uczucia, bo takie coś, to wolę w kieliszku; w tabliczce chcę przede wszystkim czekoladę, no ale ciekawostka fajna.
ocena: 8/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70g)
kaloryczność: 506 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, syrop ryżowy, mleko, likier z czerwonych porzeczek, pełne mleko w proszku, Marc de Champagne, odtłuszczone mleko w proszku, suszone czarne porzeczki, koncentrat z czerwonych porzeczek, masło, migdały, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, wanilia w proszku, cynamon, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier)
Basia też pisała, że brak jej charakteru i narzekała, że warstwa białej czekolady przesładza. Mam nadzieję, że wkrótce sam się przekonam.
OdpowiedzUsuńŻyczę, żebyś Ty nie musiał narzekać. Mam nadzieję, że Zotterowi w końcu znudzą się te białe warstwy i słodzenie. Chociaż nie bardzo rozumiem, jak ktoś siedzący tak w temacie ciemnych czekolad może odczuwać chęć takiego zacukrzania tabliczek.
UsuńNooo, tutaj przy takiej ilości słodkiego i maślanego nadzienia, ta biała warstwa była wybitnie niepotrzebna. Kir royale piłam, schłodzony całkiem dobrze wchodzi!
UsuńCieszmy się, że chociaż wierzchnia czekolada to 70 %.
UsuńCzekolada wygląda bardzo interesująco! Koniecznie musisz spróbować ręcznie robionych od Mirosława Pelczara z wysoką zawartością kako oraz naturalnymi dodatkami :)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie ciekawią, bo opierają się na posypkach.
UsuńTy masz niedosyt, a mnie nadzienie kojarzy się z czymś przepysznym. Gdyby tylko zastąpić ciemny koszmarek mleczną pierzynką, albo w ogóle zostawić samą białą. I oczywiście odpowiednio ją pogrubić. Jedyny minus nadzienia to a la cytrynowy kwasek. Wolałabym już porzeczkę.
OdpowiedzUsuńO nie... Mleczna lub biała by to w ogóle zniszczyła. Alkoholową białą to dopuszczam tylko np.... Półtorakową. Musiało by to mieć sens. O, taką bym chciała.
Usuń