środa, 19 grudnia 2018

Lindt Hello Frozen Yoghurt Caramel & Cookies mleczna nadziewana kremem jogurtowym z kakaowymi ciasteczkami i kakaowym karmelem

Pewnego dnia wybrałam sobie 100gramową, potencjalnie bardzo słodką, mleczną czekoladę (Tesco Swiss z nadzieniem z wiśniami). Miałam na taką ochotę i już. Niestety, po malutkiej ilości stwierdziłam, że nie będę jej jadła. Otworzyłam więc serek wiejski (po którym miałam zjeść część Kaufland Classic Edel Herbe Sahne, którą zawsze mam na zagrychę), jednak okazał się nadpsuty, a więc do wyrzucenia. Znalazłam się w kropce, bo przeszła mi ochota na zagryzanie czymkolwiek. Zasiadłam do herbaty czarnej, jak mój humor w tamtym momencie. I oto przyszedł kurier z czekoladami. Gdy zajęłam się wpisywaniem na kartkę ich dat ważności, humor jeszcze mi przyciemniło to, że w dzisiejszych czasach ludzie nie dość, że nie szanują jedzenia, to jeszcze nie patrzą na daty. Nie, w sumie nie to mnie zasmuciło. Zasmuciło mnie, że gdy niektórzy kupują coś komuś / na czyjeś zlecenie (np. moje!), to albo i tak źle przechowują albo nie patrzą na daty właśnie... Trafiły do mnie aż cztery tabliczki z datą jedynie 2-3 miesięcy. Chwila... i już wiedziałam, co robić. Sięgnęłam po jedną z nowo przybyłych (po którą też nie było łatwym wyborem).

Lindt Hello, Nice to Sweet You Frozen Yoghurt Caramel & Cookies to mleczna czekolada z kremem jogurtowym (21%) z kawałkami ciastek kakaowych (2%) oraz nadzieniem kakaowo-karmelowym (10%).

Po otwarciu poczułam bardzo słodką i głęboko mleczną czekoladę, której słodycz nakręcała karmelowa nuta. Po przełamaniu doszła do tego rześka nutka jogurtu, która nabrała odwagi, gdy zbliżałam nos (już w trakcie degustacji) do talerzyka z a to przekrojoną, a to przegryzioną kostką. Wtedy i akcent "karmelu z czymś" się nasilał.

Tabliczka zaskoczyła mnie swoją twardością. Wprawdzie nie trzaskała i już w dotyku czułam jej tłustość, ale nie ma na co narzekać. Gruba warstwa czekolady skrywała sporo białego nadzienia i mniej, skupionego na środku kostki, karmelowego.
W ustach czekolada rozpływała się niczym tłusty i gładki, gęsty krem powoli odsłaniając nietłuste nadzienie jogurtowe, które okazało się lżejsze i rzadsze od czekolady, ale za to podobnie jak ona gładkie. Było hojnie wypełnione twardawymi kawałkami konkretnych ciastek o zróżnicowanej wielkości (średnie i dość duże). Chrupały tak właśnie dziwnie "twardo", ale nie przypominały kamieni. Niegryzione, a zostawione samym sobie, nawet nieco miękły, ale nie rozpływały się specjalnie.
Karmel zwieńczający to wszystko był ciągnący i lepiący, a także gęsto-śliski, choć wzbogacony o proszkowość (za sprawą kakao? odebrałam ją jako neutralną, na pewno nie negatywną).

Najpierw poczułam silną słodycz i ogrom wyrazistego mleka. Splotły się, wypuszczając nutkę orzechowo-paloną, kakaową.

Mleko nie krępowało się i wyszło na prowadzenie, gdzie ze słodkiej toni wyciągnęło leciutki kwasek jogurtu. Nadzienie jogurtowe ewidentnie szybciej dochodziło do głosu, w momencie, gdy karmel jeszcze jakby się zastanawiał i trzymał w tle. Nabiałowy kwasek skutecznie przebił się przez słodycz i tchnął w całość lekkość.

To właśnie jakby w tym delikatnym kwasku odnalazł się najpierw niepewny karmel. Kwasek stanowił przejście do palonej nuty. Ta jednak była dość delikatna i wymieszana z "czymś". Najpierw miałam problem z nazwaniem tego. Smak karmelu był bardzo słodki, trochę palony, ale nie wyszedł tak czysto karmelowo. Podchodził bardziej pod kajmak, skondensowane mleko - może to mleczność i jogurt tak go przemodelowały? Z czasem jego słodycz trochę słabła, wkradła się nuta taniości, ale przysłoniła ją kakaowa nuta (mignęło mi skojarzenie z kakaowymi krówkami, ale to jeszcze nie było to). Wszelkie gorsze posmaki nikły, gdy nadzienia porządnie się przemieszały, czyli mniej więcej w drugiej połowie rozpływania się kęsa.

Bliżej końca do akcji wkraczały kakaowe ciastka. Początkowo wydawały się mdłe, ot po prostu pieczono-pszeniczne, ale po chwili dorzucały do całości całkiem wyraźną gorzkość kakao i przypalonych ciastek. Gdy zostawiłam ich sporo na koniec, w ogóle wykończyły kompozycję przyjemnie gorzko-kakaowym smakiem, rozganiając przesłodzenie.

Kiedy kakaowo-karmelowa warstwa przemieszała się z kwaskiem, a kakaowe ciastka już zaczęły zaznaczać swoją obecność, nadzienie skojarzyło mi się z kawą. Cała słodka mleczność sprawiła, że chwilami czułam się, jakbym jadła coś z nadzieniem cappuccino (wreszcie udało mi się ustalić, co czułam).

Po wszystkim pozostał posmak mleka i kajmaku, goryczka kakaowych ciastek, a także niewyraźna sugestia jogurtu. Czułam silną słodycz, może zasłodzenie, ale nie przecukrzenie.

Całość wyszła zaskakująco lekko, mimo właśnie przesadzonej słodyczy. Jogurt zaskoczył mnie, jak wiele zdziałał. Nie był mocnym kwachem, tylko właśnie wyraźnie jogurtowym, delikatnym kwaskiem. Karmel... był zadowalający, choć nie idealny, a kakaowe ciastka wyszły smacznie, bo... smakowały sobą. Podobała mi się mnogość przełamujących słodycz elementów, ale niestety i tak nie wystarczyły, bo było bardzo słodko - na tyle, że mogłoby być mniej, ale nie aż tak, by jakoś bardzo się czepiać.


ocena: 8/10
kupiłam: ktoś kupił na moją prośbę w Niemczech
cena: 6 zł
kaloryczność: 537 kcal / 100 g
czy znów kupię: chyba kiedyś mogłabym

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, olej palmowy, syrop glukozowy, sproszkowany jogurt z odtłuszczonego mleka 2,7%, masło klarowane, odtłuszczone mleko w proszku, mleko skondensowane, laktoza, mąka pszenna, kakao w proszku 0,5%, glukoza, emulgatory (lecytyna sojowa, lecytyna słonecznikowa), naturalne aromaty, środki spulchniające (wodorowęglany: amonu, sodu, potasu), sól, aromat: wanilina

8 komentarzy:

  1. Mnie też denerwuje to, że ludzie nie patrzą na daty :/ Kiedyś w prezencie dostałam przeterminowaną o 3 miesiące Milkę i to jeszcze dużą zwykłą mleczną, a więc...no tylko na ciasto się nadawała :P Ja strasznie chcę zamówić rzeczy Lindt na Allegro, ale niestety większość sprzedających nie podaje dat ważności i kurcze trochę boję się ryzykować, bo nie ma opcji aby zamówienie wyniosło mnie mniej niż 150 zł.

    Co do czekolady bardzo chciałabym jej spróbować. Obecnie mam kalendarz adwentowy Lindt i umacniam się w przekonaniu, że ich czekolady są wybitne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale osobiście nie rozumiem podejścia, że co złe czy przeterminowane, to na ciasto. Jak bym już miała ciasto jeść, to wolałabym, by nic mi go nie psuło.
      Dlaczego nie ma możliwości mniej niż 150 zł? Poza tym, zawsze możesz napisać do sprzedających i po prostu zapytać o datę. Ja mojej kotce, Lunie, kupuję karmę na Allegro właśnie i zawsze pytam o termin ważności.

      Ja też lubię ich czekolady, chociaż i kilka baboli im się zdarzyło. Jednak no właśnie... każdemu coś może nie wyjść.

      Usuń
    2. A ja nie rozumiem żadnej z Was. Kto to pomyślał, żeby przeterminowaną czekoladę dodawać do ciasta albo wyrzucać? Przecież każdy wie, że co stare i zepsute, to do bigosu.

      Usuń
    3. Tak mnie nauczono - babcia zawsze czekolady, których nikt nie chciał jeść dawała na ciasto i nigdy złe nie wychodziło ;) Po prostu w cieście nie będzie ''czystej czekolady'' tylko czekolada z ciastem, a więc jej smak/struktura/ czy też biały nalot nie jest problemem.

      Bo jestem bardzo niezdecydowaną osobą i moje zakupy zawsze są...duże :P Właśnie sobie zrobiłam prezent za 200 zł i będzie kilka pyszności z Lindt właśnie :D I następnym razem spytam o daty. Dodałam prośbę o jak najdłuższe przy uwagach do zamówienia.

      Usuń
    4. O, prezenty muszą być pokaźne, w końcu to nie jakieś tam byle jakie zamówienie. :D

      Usuń
  2. Nie przeszkadzają Ci pokreślenia na kartce z datami słodyczy? Czy za każdym razem przepisujesz od zera? Chyba kiedyś o to zapytałam, ale nie pamiętam.

    Tłusty, mlecznoczekoladowy, lindtowski krem opływający język. Oj tak, jestem w stanie to sobie wyobrazić. Śliski i ciągnący się karmel też brzmi niebiańsko. Szkoda, że tej wersji nie było w wakacje, gdy robiłam zakupy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam wykreślanie! Robię taką poziomą linią, a potem kółeczkami, starannie. Tym samym kartka z białej robi się coraz bardziej granatowa i jak wygląda za ciemno, przepisuję od nowa, co też uwielbiam robić, bo przypominam sobie, co mam. Gdy zobaczę, że jakieś podobne smaki mają podobne daty, idę do komody, wykładam, przekładam... Kocham to.

      To dziwne, bo to właśnie letnia limitka była... Może schowali przed Tobą pod ladą.

      Usuń
    2. Wykładać, przekładać oraz układać i ja kocham.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.