sobota, 22 grudnia 2018

Terravita CocoaCara 77 % Cacao Orange & Chili Dark Chocolate ciemna ze skórką pomarańczy i chili

Idąc tropem ciekawych połączeń dodatków w czekoladach, zaczynając od Cachet z cytryną i pieprzem, przez Heidi z miętą i cytryną, zawędrowałam do tabliczki... której zdobycie ma dłuższą historię. Gdy dowiedziałam się o serii Cocoacara, z której ona jest, zapragnęłam zjeść wszystkie smaki z niej (są trzy). Terravitę darzę bowiem ciepłym uczuciem - wydaje mi się, że nie kombinują, a czekolady mają tanie i zwyczajnie smaczne. Niestety, nigdy nigdzie nie widziałam tej linii. Zdesperowana napisałam do producenta i... czekolady otrzymałam w prezencie.

Terravita CocoaCara 77 % Cacao Orange & Chili Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 77 % kakao ze skórką pomarańczy i chili.

Po rozwinięciu sreberka poczułam smakowity, intensywny zapach soczystej, głównie naturalnej pomarańczy (połączenie soku i skórki), wybijający się ponad mocno palony motyw bardzo słodkiej (ale niewątpliwie ciemnej, z zaznaczonym kakao) czekolady oraz chili. Po przełamaniu i w trakcie degustacji aromat odebrałam jako bardzo rozgrzany za sprawą pikanterii chili, obok której pojawiła się sugestia aromatu pomarańczowego.

Tabliczka łamała się z głośnym trzaskiem. W jej przekroju znalazło się mnóstwo małych kawałków skórek, jak dla mnie zbyt drobnych.
Czekolada rozpływała się powoli, ale raczej łatwo. Nieco miękła, zachowując swoją formę, później coraz bardziej oblepiając usta. Raczej kremowo-tłustawa i minimalnie suchawa wydała mi się całkiem w porządku pod względem struktury. Leniwie odsłaniała pomarańczowe kawałki, które odebrałam nie jako kandyzowaną skórkę, a jako pomarańczowe kawałki zrobione głównie ze skórek. W pierwszej chwili wydawały się twarde, ale potem, gryzione, trzeszczały jak takie podsuszono-świeże.

W smaku pierwsza pomknęła słodycz o dość ordynarnym charakterze. Skojarzyła mi się z bardzo słodkimi, maślanymi wypiekami oraz biszkopcikami, przy których pojawiło się poczucie paloności i smak odtłuszczonego kakao.

Zaraz za słodyczą uderzyła ostrość chili, która szybko rozgościła się w gardle, rozgrzewając je oraz przypiekając język. Smak samego chili nie był zbyt wyrazisty, ale czułam go - to na pewno jego pikanteria. Pikanteria... bardzo silna.

Ostrość weszła w palony smak kakao, podkręciła (rozgrzała?) go do tego stopnia, że wydał mi się już przepalony i... suchy, trochę taki płaski. Wtórowały mu orzechy zmieszane z maślanością. W dziwny sposób podeszło to pod smak piernika z pobrzmiewającym odtłuszczonym kakao.

Akcenty pomarańczy zaczęły przebijać się mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa. Nie były nachalne z racji tego, że mocno je dosłodzono. Miałam wrażenie, jakby były to kawałki pomarańczowe na bazie skórek z cukrem, a nie kandyzowane skórki. Chwilami czułam w nich nie tyle skórki, co sok pomarańczowy. Podbijały więc słodycz, ale też nie jakoś bardzo. Znikomą soczystością podkręcały smaczek chili, goryczką zaś kakao.

Końcówka należała do ostrości przechodzącej na tyły i palonego smaku kakao, złagodzonego piernikowo-maślanymi i soczyście-skórkowopomarańczowymi akcentami.

W posmaku pozostało poczucie silnej, prostej słodyczy oraz palono-kakaowy, nieco piernikowy smak ciemnej, acz bardzo słodkiej czekolady, odległy posmak pomarańczy i ostre ciepło (prawie palenie) w gardle.

Czekolada wyszła smacznie, ale z wadami. Bardzo silna ostrość przypadła mi do gustu (zwłaszcza, że chwilami przysłaniała te gorsze nuty odtłuszczonego kakao, maślaność itp.), bo pokazała moc, ale w sumie... czekolady i pomarańczy nie zabiła. Czekolada wyszła bardzo słodko, raczej niegorzko i w sumie tak sobie, a pomarańcza... cieszy jej naturalność, ale z kolei delikatność smaku wzbudza niedosyt. Może to dlatego, że ją tak podrobili? Myślę, że większe kawałki wyszłyby o wiele lepiej. Tak ogółem coś mi w nich nie grało, a w całości przeszkadzał mi posmak odtłuszczonego kakao.
Z tych ogólnodostępnych... wyszła o wiele pikantniej i mniej słodko od Lindta Excellence Chili, ale podobnie do niego tłusto, a przy tym ewidentnie "taniej" (wcale nie bardziej kakaowo), więc w sumie i tak wolę Lindta. Na pewno wolę smakowiciej kakaową J.D.Gross z wyraźnie wyczuwalnym chili.
Terravita to trochę taki... mocarnie ostry, przypalony piernik z nutą pomarańczy. Można się wciągnąć, ale bez większych refleksji.


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od Terravity
cena: -
kaloryczność: 490 kcal / 100 g
czy kupię znów: raczej nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, skórka pomarańczowa 5% (skórka pomarańczowa 53%, cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, regulator kwasowości: kwas cytrynowy), tłuszcz kakaowy, emulgatory (lecytyna sojowa, E476), aromaty, naturalny aromat chili 0,2%

2 komentarze:

  1. Rozumiem entuzjazm, bo ja też mam ciepły stosunek do Terravity, niestety ta czekolada nie pasuje do mojej bajki. Doskonale pamiętam to uderzenie chilli. Nope.

    PS Miałam zapytać i zapomniałam. Kiedy dostałaś zagraniczne Lindty Hello?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostałam i zaraz potem zjadłam je na przełomie lipca i sierpnia, a daty miały do listopada.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.