Tę czekoladę zupełnie nieświadomie wybrałam na dzień po zjedzeniu Zottera Kir Royale. Może ktoś z uważniejszych czytelników zauważył, że lubię sobie serwować "smakowe serie", a więc układać czekolady wedle jakiegoś porządku, czasem robić porównania. W tym przypadku jednak kumulacja ciemnych tabliczek z nadzieniem porzeczkowym i czekoladowym była... przypadkiem. Skojarzyłam je ze sobą dopiero w dniu jedzenia Czekolaterii, która bardziej przypominała Lindta Edelbitter Mousse Schwarze Johannisbeere. Niestety, nie wiedziałam, czego po czekoladzie się spodziewać, bo nie wiedziałam nawet, kto za nią stoi. Owszem, Lidl, ale który dokładniej producent dla niego produkujący? Czekolateria wydaje mi się marką własną, dla której robią różni, bo np. na czekoladzie sernikowej z truskawkami było jeszcze wyraźnie First Nice, tu nie. Ta tabliczka w ogóle odstawała od jeszcze trzech posiadanych przeze mnie Czekolaterii (opakowaniem, gramaturą). Trochę zgłupiałam, zwłaszcza po spróbowaniu.
Czekolateria Czekolada deserowa z nadzieniami o smaku czekoladowym i czarnej porzeczki to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z 24 % nadzieniem o smaku czekoladowym i 16 % "nadzieniem czarna porzeczka" produkowana dla Lidla. Tabliczka ma 145 g.
Gdy rozchyliłam sreberko, uderzył mnie kontrast. Brzydko wyglądająca, trochę pokryta szarym nalotem tabliczka pięknie zapachniała bardzo słodką konfiturą / dżemem z czarnych porzeczek. Po przełamaniu zaplątał się w tym kwasek tychże owoców i świetnie wpasował się w kakaową, ale przede wszystkim słodką, czekoladę.
Przy łamaniu tabliczka była dość twarda, ale nie trzaskała. Trochę to dziwne, bo warstwa czekolady okazała się gruba, zaś nadzienia... Były dziwne i dziwnie rozmieszczone. Czekoladowe ciągnęło się przez cały rządzik czekolady, a owocowe okazało się skąpą grudą pośrodku każdej kostki.
Sama czekolada rozpływała się powoli, mimo że była tłusta w maślanym kontekście. Odznaczała się gładkością, choć suchawy efekt pozostawiała. Z czasem robiło się bardziej miękko-tłusto.
Tłustość czekolady bowiem szybko zwielokrotniało nadzienie czekoladowe, które mimo silnej tłustości łączącej w sobie masło i margarynę, wyszło sucho-proszkowo. Czuć, że dużo w nim mleka w proszku, jednak nie sam proszek jako taki. Było zbite i ciężkie. Rozpływało się łatwiej od czekolady, ale jakby niechętnie, idąc w grudki.
Część owocową odebrałam jako podeschnięto-scukrzoną, choć wciąż plastyczną i lepiącą. To ani dżem, ani sos, a gęsty żel... właściwie może prawie żelka (którą można było uformować językiem w kulkę) powoli rozpływająca się. Soczystość znikoma, za to ciężkość podtrzymana.
W smaku sama czekolada przywitała mnie mocno paloną, wręcz przypaloną gorzkością, do której szybko doszła słodycz i maślaność. Kakao i jego cierpkość czuć, ale wyszło trochę chamsko, niewytrawnie. Słodycz siłą nie poraziła, ale zagrała w tym samym, ordynarnym tonie.
Słodycz rosła, wzmocnił się nijako-maślany smak, do którego dołączył nieprzyjemny posmak margaryny i mleko. To nadzienie czekoladowe, które wyłuskane osobno wydało mi się raczej mleczno-sztucznie-"kakałkowe", niż czekoladowe. Nie smakowało zbyt wyraziście, więc i tu słodycz szybko przejęła pałeczkę.
Elementem dokładającym cukrowość okazało się nadzienie owocowe. To przede wszystkim cukier, sztucznie cukierkowy smak bliżej nieokreślonych owoców i... w końcu, po długim, długim czasie posmak zacukrzonego co niemiara dżemu z czarnym porzeczek. Pod sam koniec pojawiła się namiastka owocowego kwasku, ale nikła w cukrowości i chemii, a także dziwnym poczuciu sztucznego tłuszczu.
Po zjedzeniu zostało poczucie przesłodzenia, nieprzyjemny posmak oleju palmowego i sztuczności oraz lekka cierpkość kakao.
Mimo pozornej od-biedy-zjadliwości, czekolada szybko zaczęła mnie obrzydzać. Dobrze zaczęła apetycznym zapachem, a potem było już tylko gorzej. Sama czekolada nie była najwyższych lotów, ale w innych okolicznościach można by ją uznać za satysfakcjonującą, za to środek... to cukrowa nijakość o strukturze starocia (data ważności obiecywała 5 miesięcy). Nadzienie czekoladowe? W życiu bym nie powiedziała. Czarną porzeczkę trochę czuć, ale... to właściwie tylko zmarnowanie potencjału tego owocu.
Jakość beznadziejna i tyle. Smak? Niesatysfakcjonujący, kiepski, cukrowy, ale bywało gorzej. Niestety, większość wywaliłam, bo mimo szczerych chęci, nie mogłam przez to przebrnąć, a oddać nie mam komu.
ocena: 3/10
kupiłam: Lidl
cena: 3,99 zł (za 145g)
kaloryczność: 512 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, nadzienie czarna porzeczka (cukier, syrop glukozowo-fruktozowy z pszenicy, syrop glukozowy z pszenicy, przecier z czarnej porzeczki 14%, substancja utrzymująca wilgoć: sorbitole; woda, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; koncentrat soku z czarnej marchwi, aromat naturalny, substancja zagęszczająca: pektyny), tłuszcz roślinny w zmiennych proporcjach (palmowy, shea z masłosza Parka), tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii, aromat naturalny
Eee, przecież już po opakowaniu, gramaturze i czekoladowym nadzieniu w czekoladzie było widać, że to lipa. O składzie to nawet nie wspominam, bo długi jak opisy przyrody w "Nad Niemnem" :)
OdpowiedzUsuńPoniekąd tak, ale np. sernikowy Wedel, ten nowy Orange Mocha też mają złe składy, a uważam je za pyszne.
UsuńZ tej firmy kupiłam teraz czekoladę ciasteczkową, sernikową i szarlotkową. Mam nadzieję, że się nie zawiodę, ale raczej jakość nie będzie wybitna...
OdpowiedzUsuńPróbowałam wszystkie już, bo w tamtym roku kupiłam. Okropne, acz nie aż tak, jak ta. Jedynie sernikowa warta uwagi, ale życzę, byś odebrała je lepiej ode mnie.
UsuńWidzę koniczynę, więc to Millano - zagadka rozwiązana. Zresztą ogólny odbiór też się zgadza, haha. Ja mam ją w wydaniu biedronkowym z nieco innymi proporcjami. Mam nadzieję, że będzie mi smakowała, mimo iż już wiem, że wolę mleczne Millano.
OdpowiedzUsuńPS Kostki: http://livingonmyown.pl/2017/04/10/millano-baron-magnetic-ulubiona-mleczna-czekolada-nadzieniem-o-smaku-biszkoptowym-ciasteczkami/ oraz http://livingonmyown.pl/2017/02/03/millano-baron-magnetic-peanut-butter/
Nie byłabym taka pewna, bo wnioskując tak jak Ty, napisałam maila do Lidla i mi odpisali, że w żadnym wypadku nie jest to Millano, "a wszelkie podobieństwa to zbieg okoliczności".
UsuńTo niech cwaniaki napiszą kto. Czemu robią ze zwykłej informacji taką tajemnicę? Moim zdaniem konsument ma prawo wiedzieć.
UsuńWłaśnie mi też się to strasznie nie podoba. Tym bardziej, że w takim razie to poniekąd podszywanie się pod Millano. No ok, ja tego producenta nie lubię, ale jak ktoś lubi, zobaczy koniczynkę i... Lidl i te żonglowanie markami coraz bardziej mnie wnerwia.
Usuń