wtorek, 4 czerwca 2019

Chateau Winter Kipferl mleczna z kremem mlecznym z waniliowymi ciasteczkami

Pewnego weekendu chodziła za mną jakaś zimowa nadziewana czekolada. Wszystkie jednak z jakiegoś tam powodu odrzucałam: nie pomarańczowa Scholetta czy Ambiente, bo ostatnio i tak skumulowało mi się trochę pomarańczowych (Cachet z Biedry tylko co zjedzony, a na dniach miałam otwierać J.D. Gross 56% z pomarańczą i migdałami), a nie chciałam mieć przesytu w dniu otwarcia Grossa; Scholetta cynamonowa? Nie, za blisko a'la Spekulatius. Wielkie granatowe opakowania czekoladek-batoników za to jakoś mi tak dużo miejsca zajmowały, ale... migdały? Miałam ochotę na nadzienie! Jako że niedawno strasznie rozczarowałam się jednym mlecznym nadzieniem, nagle naszło mnie na dobrze zrobione nadzienie mleczne, więc sięgnęłam po smak, który kiedyś chciałam zdobyć w wykonaniu Ritter Sport, ale mi się nie udało. Dopiero przy otwarciu uzmysłowiłam sobie, że to też, jak okropne zaskoczenie Ce'Real, Chateau. Oj, wiele ryzykowałam!
Zanim jednak do recenzji, pozwolę sobie napisać czym są kipferl (spokojnie, też nigdy ich nie jadłam, ale google mi pomogło) - to austriackie tradycyjne bożonarodzeniowe waniliowo-maślane ciasteczka z migdałami wewnątrz, posypane cukrem pudrem o wyglądzie rogalików. Ma to być kształt półksiężyca (symbolu państwa tureckiego), bo ponoć powstały w czasach bitwy pod Wiedniem w 1683. Oznaczały "pożarcie" wrogiej armii.

Chateau Winter Kipferl to mleczna czekolada o zawartości 32% kakao z nadzieniem mleczno-śmietankowym (38%) z kawałkami ciastek waniliowych (6,8%); w formie batoników.
Opakowanie zawiera 11 szt. (po ok. 18,2g), czyli 200g.
Edycja limitowana, która pojawiła się w Aldi w listopadzie 2018 r.

Po otwarciu poczułam bardzo słodki, ale przyjemny zapach jednoznacznie kojarzący się z mlekiem waniliowym. Osnuty delikatną, niemal uroczą czekoladą wydawał się taki... wręcz od słodyczy zagęszczony. Wanilia... była nie tylko ta naturalna, prawdziwa, ale też taka... mleczna.

Czekoladki przy łamaniu pykały. Warstwa czekolady była gruba, a zwarte nadzienie kryło sporo całkiem dużych kawałków.
W ustach czekolada rozpływała się powoli bagienkowiejąc i zalepiając, przeistaczając się w tłusty, aksamitny krem. Także wnętrze okazało się tłustym, gładkim kremem, bardzo z czekoladą spójnym. Nie było w tym proszkowości. Wydał mi się nieco rzadszy od czekolady w mleczno-oleistym kontekście.
Zmienną wprowadził chrupiący dodatek ciasteczek. Mimo lekkiej tłustości, do końca zachowywały trzeszcząco-skrzypiącą chrupkość, nie rozpływały się. Mimo twardawości, zaskoczyły mnie tym, jak lekkie się okazały. Takie urozmaicenie w sumie wyszło dobrze, ale miałam wrażenie, że skrzypią trochę nazbyt kojarząc się z cukrem.

W smaku czekolada okazała się uroczo-słodka, głęboko mleczna. Sama w sobie wydała mi się lekko waniliowa, o ciepłym wydźwięku.

Mleczność podbiło nadzienie, ale na jego mleczno-śmietankowej fali wypłynęła także słodycz. Miała waniliowy wydźwięk niczym jakieś waniliowe mleko, coś sowicie dosłodzonego, ale wciąż wyraziście pełnomlecznego, wręcz śmietankowego (bo podkreślonego czekoladą). Po paru chwilach wyłoniła się też mdła nuta margaryny.

Słodycz podbił, ale i trochę zmienił, dodatek. Podkreślił smak czekolady nutą pszenicznych ciastek i jakby olejku do wypieków (migdałowego?). Przy ciasteczkach zrobiło się jeszcze bardziej "waniliowato" (bo nie po prostu waniliowo) i maślanie. Wpisały się w margarynowość / oleistość.

Końcówka była kumulacją różnorakiej, ale smakowitej słodyczy zestawionej z mleczno-oleistym smakiem. Cudna czekolada to otulała, a waniliowo-oleiste ciastka z jakimś sztucznym posmakiem pobrzmiewały zaraz za nią.

Po dwóch batonikach na ustach czułam tłuszcz i nieprzyjemny posmak: oleju w sensie margaryny, jak również olejku... co prawda wpisanych w smakowitą czekoladę i mleko waniliowe, z ciepło-pieczonym klimatem, ale miałam dość. Nie mogę wprawdzie powiedzieć, by batoniki były niesmaczne... one po prostu były typowo "ot, można zjeść (w domyśle: ale nie trzeba)", bez "tego czegoś". Owszem, przyjemnie czuć wanilię, ale tu nie było niczego nadzwyczajnego - ot, jakby z ciasteczkami, w dodatku tłusto.

Było mi smutno, że to druga czekolada Chateau, która mnie zawiodła w ciągu sąsiednich dni, więc zagryzłam ją Chateau Weisse Kokos. Ta nadal była boska, więc uznałam, że ot, może tak trafiłam, a np. cała reszta posiadanych jest ok.
A poza tym... te batoniki i tak były o wiele pyszniejsze i urocze od Kinder Chocolate.


ocena: 6/10
kupiłam: Aldi
cena: 6,99 zł (za 200g)
kaloryczność: 566 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada mleczna (cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, maślanka w proszku, laktoza, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), tłuszcze roślinne (palmowy, shea), cukier, pełne mleko w proszku 10,4%, produkt z serwatki, mąka pszenna, tłuszcz mleczny, skrobia pszenna, lecytyna sojowa, aromaty, syrop glukozowo-fruktozowy, odtłuszczone mleko w proszku, sól, substancje spulchniające (wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu), wyciąg z wanilii burbońskiej 

6 komentarzy:

  1. Wow, lepsze niż kinderki? No to bym zjadla... Zwłaszcza te ciasteczka brzmią kusząco. Chętnie bym sprobowala takich oryginalnych ciastek w ksztalcie półksiężyca ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież nie trudno o to, by smakować jak mieszanka cukru i mleka w proszku.

      Usuń
    2. No nie wiem, niektóre podróbki kinderków są paskudne ;)

      Usuń
    3. Nie lubię określenia "podróbki", bo nie wydaje mi się, by Kindery miały monopol na czekoladki z mlecznym kremem. Według mnie same Kinder obecnie też są paskudne, ale zgodzę się, że kiedyś smakowały lepiej.

      Usuń
  2. Jetem niemal pewna, że mnie tłustość by nie obrzydziła. Nawet ciasteczka są spoko, bo choć drobinki, to do tego typu czekoladek pasują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłusta konsystencja może i nie, ale jestem ciekawa, czy tłuszczowy posmak też byś tak wyłapała. Z nim mogłoby być już gorzej.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.