sobota, 7 grudnia 2019

Krakakoa 75 % Saludengen Sulawesi ciemna z Celebes

Mając do wyboru jeszcze tylko dwie czyste ciemne Krakakoa, wahałam się, po którą najpierw sięgnąć. Najpierw tę chciałam zostawić na później jako zwieńczenie, ukoronowanie posiadanych, bo zwierzak na fioletowym tle skojarzył mi się z lemurem, ale... jednak to wyróżnienie postanowiłam zachować dla wyższej zawartości kakao. A zwierz z wielgachnymi oczami to mały drapieżny ssak, wyrak - taka ciekawostka.
Tu dodatkowo zaciekawiła mnie nazwa. Skąd ona, kurczę, jest? Sulawesi oznacza Celebes. Cóż, większości (w tym mnie) to nadal nic nie mówi, ale na szczęście żyjemy w dobie internetu. To dość spora, indonezyjska wyspa. Leży blisko Borneo, czyli wyspy, z której propozycję tej marki jadłam ostatnio. Dobrze się stało. Może jakieś podobne nuty wyłapię? Sama wyspa ma ponoć kształt skorpiona (w chmurach to się dopatruję różnych rzeczy, a tu... nie jestem przekonana), a także (to już na pewno) górzysto-wulkaniczne terytorium. Kakao wykorzystane do produkcji tej tabliczki pochodzi z jej zachodniej części, pełnej wzgórz tętniących życiem za sprawą deszczy monsunowych.

Krakakoa 75 % Saludengen Sulawesi to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao forastero z Sulawesi / Celebes, czyli jednej z wysp Indonezji, dokładniej z okolic wioski Saludengen.

Gdy tylko rozcięłam złotko, poczułam wyrazisty zapach prażonych orzechów o ciepłym wydźwięku, jak również ogrom mocnej słodyczy winogron fioletowych i granatowych. Soczyste, słodkie i odrobinę cierpkawe z rześkim, niemal kwiatowym wątkiem. Oczami wyobraźni zobaczyłam ukwiecone drzewa migdałowe (ok, najpierw wygooglowałam, czy to to, co widzę - mniej więcej potwierdziło się).

Przy łamaniu ciemna tabliczka była twarda; głośno trzaskała, ujawniając jakby gładki i gęsty przekrój.
W ustach rozpływała się łatwo, ale udając, że stawia opór, i powoli. Stawała się kremową, dość zwartą i niemiękką, idealnie gładką masą. Wysokiej tłustości towarzyszył efekt zawilgocenia, takiego bagniście-mulistego, jak i soczystego. Trochę ściągała pod koniec delikatnym, podsuszającym efektem.

Już robiąc pierwszy kęs poczułam mdławą słodycz fioletowych winogron. Upuściły trochę soku i rześkości. Słodycz jakby przygotowała scenę, a następnie odsunęła się na dalszy plan.

Nie spiesząc się, przybyła delikatna gorzkość. Wspierana przez cierpkość przedstawiła herbaciano-ziołowe smaki. W pewien sposób niosły ciepło za sprawą prażenia, ale w ich cierpkości było coś z fusów, roślinności... mokrej ziemi lub bagnistości... bagnistej maślaności? Obok cierpkawej, goryczkowatej i dość mocnej herbaty rozchodziła się łagodność masła.. Tylko że nie całkiem. Poprzez roślinność, pewną rześkość, a może nawet kwiaty do głowy przyszło mi awokado (takie bardziej "orzechowe" - odmiany hass?). Mieszało się z herbaciano-kwiatowym, trochę jak jakiś napar, motywem, nie było jednoznaczne.

Po chwili orzechowa maślaność awokado hass zaczęła się zmieniać. Migdały pozbawione skórek? Najpierw ich nuta była nieśmiała, jednak trafiwszy na cierpko-goryczkowatą herbatę i suszkowatość, nasiliła się dzięki motywu prażenia. Druga połowa należała właśnie do migdałów i orzechów, delikatnych a jednocześnie wyrazistych. Migdały wciągnęły w siebie "drzewa i herbatę". Migdałowe drzewa obwieszone kwiatami i migdałowa herbata? O tak. Słodycz wraz z suszkowatością chwilowo przywiodła na myśl figi, ale w końcu uznałam, że było za rześko jak na nie.

Rześkość bliżej końca znów wysuwała więcej kwiatowo-owocowych akcentów. Cierpkawość chwilami sugerowała kwaskawość, a mi do głowy przyszły skórki oraz pestki winogron. Po tym same winogrona fioletowe (i granatowe, ale raczej te pierwsze i silniejsze) znacząco osłodziły kompozycję lekko cierpkawą, ale głównie jednak esencjonalnie i wręcz muląco-mdławą, silną słodyczą.

W posmaku pozostały właśnie słodko-mdłe - choć soczyste - winogrona fioletowe, poprzez kwiaty i napary splatające się z migdałami / orzechami i herbatą. Prażono-suszkowato było, ale też i wilgoć, maślaność czułam. Ta ostatnia pozostała nawet na ustach, a w ustach... było tak bardziej suchawo, odnotowałam ściągnięcie.

Całość wyszła łagodnie i prosto, chwilami wręcz zahaczała o nudę i mdławość. Maślano-roślinne nuty, owszem także smakowite orzecho-migdały i herbata, ale w zestawieniu z fioletowymi winogronami (jakoś za tymi nie przepadam; co innego boskie granatowe Melody) nie porwały mnie.  Może i nie przesłodzona, ale też nie taka gorzko-cierpka. Raczej gorzkawa i cierpkawa. A jako że i konsystencja do mnie nie przemówiła, uważam, że tabliczka bez szału.
Po intrygującej Krakakoa 75 % Lidung Kemenci Kalimantan spodziewałam się więcej.


ocena: 7/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 18 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 620 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

8 komentarzy:

  1. Zwierzak na opakowaniu wydaje się sympatyczny ^^ ale wyrak? Pierwsze słyszę o czymś takim :D myślałam że to lemur ala król Julian :D czekolada wydaje się w porządku, ale raczej niczym się nie wyróżnia (może poza wyrakiem na opakowaniu xD). Ja zawsze rozróżniałam tylko winogrona ciemne i jasne, więc nie mam pomysłu, jaka jest różnica między granatowymi a fioletowymi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lemury to na Madagaskarze! :D
      Nie zwróciłaś nigdy w sklepach uwagi na to, że są takie fioletowe, czasem prawie różowe, oraz takie granatowe, że aż prawie czarne? A odmian... Jednych i drugich mnóstwo! Ale generalnie te pierwsze są po prostu słodko-mdłe, bardzo słodkie, a granatowe słodko-cierpkie (charakter mają jak wiśnie - ich słodycz jest taka niejednoznaczna).

      Usuń
  2. Mi wszystkie ich ciemne wydawały się takie nieco maślane - chyba nie żałują tłuszczu kakaowego. Za to te z dodatkami są bardzo fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie z dodatkami sobie odpuściłam. Jakoś z dodatkami to mnie tańsze zadowolić w miarę umieją, a takich wolę czuć nuty kakao. Tylko chili mnie skusiła.

      Usuń
  3. "Zwierzak na fioletowym tle skojarzył mi się z lemurem" - według mnie to nieślubne dziecko lemura i lamy :D Zgooglowałam wyraka. To dokładnie: wyrak upiorny. Okropna nazwa! Ten zwierzak jest przezabawny i przeuroczy. Jak na miłośniczkę chihuahua przystało, uwielbiam stworzenia z wytrzeszczem oczu.

    Ciekawostki googlujesz przed, podczas czy po degustacji? A może dopiero podczas pisania recenzji? Ja w większości przypadków w trakcie pisania recenzji.

    "Poczułam mdławą słodycz fioletowych winogron" - to mi się kojarzy z winogronami z działki, nie takimi ze sklepu. Zgoogluj "winogrona działkowe", chyba że wiesz, które mam na myśli ("winogrona granatowe" to właśnie te działkowe?). Moi dziadkowie je hodowali. Obrastały przód altany. Cierpkie były jak szlag, zwłaszcza ich skórki. Winogrona fioletowe (sklepowe) nie kojarzą mi się z niczym mdłym. Są słodkie, ale nigdy w życiu nie nazwałabym ich mdłymi.

    Wygląd tabliczki - sztos sztosów.

    Smaki - minus awokado - zacne.

    Werdykt: żarłabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham takie dziwne zwierzaki! Wytrzeszcz jest spoko, ale taki w granicach, bo np. mopsa bym nie mogła mieć, bo ciągle bym się bała, że biedakowi oczyska wyskoczą.
      Nawet ta upiorność w nazwie mi się podoba.

      Wstępy przeważnie piszę przed recenzją i wtedy często szukam ciekawostek. W trakcie raczej nie. Tak samo, jak nie mogłabym tego robić degustując, bo to już zbyt wymagające klikanie.

      O nie! Nie cierpię działkowych i to nie o te mi chodziło. Chodziło mi o takie granatowe - tak się nazywają, to nie mój wymysł - ze sklepów, co są bezpestkowe, drobne sprzedawane przeważnie w plastikowych pudełkach po 500g. Często nazywają się "crunchy". Nie są takie przeraźliwie cierpkie. Cierpkość jest subtelna, a one same bardzo słodkie.
      Nie są mdłe fioletowe sklepowe? Słodko-mdłe i wodniste jak melony. Mam wrażenie, że różnie nazwy rozumiemy. One, te mdłe, mają taki jasnofioletowy, wręcz różowawy kolor. Takie duże, z pestkami. O te Ci chodzi?

      Usuń
    2. Wygooglowałam granatowe i działkowe. Na moje oko to jest to samo. W sklepach są białe (zielone) i fioletowe (różowo-fioletowe). Ja tak je dzielę.

      Usuń
    3. Ziomek, no nie! Działkowe są inne zupełnie - niesłodkie, mają grubą skórę, a te moje granatowe nie. W sumie kolor mają prawie czarny i... No to nie działkowe. Chociaż w ogóle ich jest tyle odmian, winogron tak ogółem, że ech. Granatowe = nie z działki, a z plastikowego opakowania 500g, ha! xD Swoją drogą, nigdy nie występują na wagę czy coś.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.