sobota, 18 stycznia 2020

Cote D'Or Praline Dessert 58 mleczna z praliną z orzechów nerkowca i migdałów

Po pysznym Zotterze G.Nuss.Tafel Cashews i lodach Syrenka Podwójna Czekolada szłam za ciosem (a napisana recenzja długo poczekała sobie w kolejce, bo tamte puściłam przodem). Jak zaczęłam nerkowcową serię, tak trwała w najlepsze. Najśmieszniejsze jest to, że tę czekoladę kupiłam jeszcze przed moim pędem na nerkowce i przed spróbowaniem Cote D'Or Lait Amandes Caramelises. Gdybym wiedziała, jak smakuje tamta, to nie wiem, czy kupiłabym tę. W obecnej sytuacji (chcica na nerkowce) pewnie miałabym problem.


Cote D'Or Praline Dessert 58 to mleczna czekolada z 50 % pralinowym nadzieniem z migdałów i orzechów nerkowca.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach kremu-smarowidła orzechowo-czekoladowego, zalatującego tanią, bardzo słodką czekoladą i olejem, ale również smakowitą śmietanką / mlekiem. po przełamaniu doszukałam się migdałowo-maślanego wątku. Wtedy to orzechowość wyrosła ponad czekoladę.

A przełamanie... to kwestia umowna. To było raczej rwanie. Nadzienie bowiem biegło przez całą tabliczkę, wypełniało nie tylko kostki. Niewątpliwie go nie pożałowano, i to nie kosztem czekolady, gdyż i w jej przypadku postawiono na grubą warstwę.
Ona sama raczyła tłustą kremowością i miękkością, jednak prawdziwie miękkie było nadzienie. Bardzo plastyczne i tłusto-oleiste, lekko się ciągnęło, bez problemu można je kulkować.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo, zalepiając na dość długo. Stawała się gęstą i tłustą masą. Z nadzieniem mieszała się, gdyż ono kontynuowało zalepianie. Robiło to niemal sadystycznie, ponieważ przypominało tłusto-oleiste, wyjątkowo gęste smarowidło-krem orzechowo-czekoladowy albo bardzo rzadkie (oleiste), tłuste masło orzechowe. To po prostu definicja miękkości. Nie było gładkie, a proszkowe z poczuciem silnego przemielenia. Wydawało się trzeszczące. Znalazłam w nim parę drobinek orzechów / migdałów.
Jedząc miałam wrażenie, że to jakaś "kremolada".

Czekolada przywitała mnie smakiem mleka wymieszanego z cukrem w równych proporcjach. Cukier błyskawicznie zrobił się motywem wiodącym. Doleciał do tego orzechowy wątek, którym na pewno przesiąkła od nadzienia, a ja doszukałam się jeszcze lekkiej sztuczności.

Wnętrze uderzyło migdałami i maślanością. Ta druga wydała mi się w dużej mierze duszno-orzechowa. Szybko pełną parą rozbrzmiała także cukrowo-pudrowa słodycz. Już w połowie rozmiękania / rozpływania się kęsa poczułam, jak przyspiesza mi serce.
Na pierwszym planie z ogromem cukrowości starły się wyraziste, ale łagodne w charakterystyczny dla siebie sposób, wręcz słodkawe orzechy nerkowca i, nieco wyrazistsze, jakby lekko podprażone (tym samym podkreślone) migdały. Mleczno-maślane tło umożliwiło im wybicie się i dominowanie przez pewien czas, mimo że zrównały się z cukrem. Przełożyło się to na skojarzenie z masłem orzechowym.
Jako że odrobinę zalatywało olejem, podchodziło pod orzechowo-czekoladowe smarowidła, jednak wraz z rosnącą słodyczą, poczucie to schodziło na dalszy plan. Potem to się rozmyło, a nadzienie zrobiło się po prostu cukrowym, mdlącym "nugatem z orzechów bliżej nieokreślonych".

Sama czekolada stanowiła raczej tło, acz była istotna, bo całość miała wydźwięk cukrowego kremu orzechowo-czekoladowego, z aluzjami do fistaszkowego. Niestety, wszystkie poszczególne wątki były otoczone cukrem. Im bliżej końca, tym drapanie w gardle robiło się bardziej męczące.

Po zjedzeniu pozostał posmak orzechowo-tłuszczowo-słodki. Wyraźnie czułam migdały i nerkowcowe zaleciałości, ciasno osaczone przesadzoną słodyczą. Czułam olej na ustach i przesłodzenie, ale... nie było w tym nic ohydnie taniego czy coś. Po około 60 gramach myślałam, że umrę i miałam wrażenie, że cukier płynie moimi żyłami, a mimo to nie wstrętu nie odnotowałam.

Całość zaskoczyła mnie. Niebezpiecznie lawirowała między specyficzną smakowitością, a okropnością. Migdały i nerkowce wkomponowane w mlecznoczekoladową i mocno przecukrzoną toń igrały skojarzeniami ze smarowidłem orzechowym, napędzanym przez posmak oleju. To trochę taka... ekskluzywna cukrowa plebejskość. Nieziemsko wysoka cukrowość w tak miękko-tłustym wydaniu zmogła mnie i zamuliła, ale że smak był w sumie niecodzienny i pozytywny, udało mi się w to wciągnąć. Wprawdzie nie podołałam porcji, jaką sobie wzięłam do degustacji, ale mimo zacukrzenia się po pierwszym gryzie, zjadłam 5 kostek, 6 zawinęłam na drugi dzień. Miękkość tak pasowała do smaku, że zdziwiona odkryłam, że tym, co uniemożliwiło mi dojedzenie, był cukier. W końcu sprawiał, że robiło się strasznie mdło.
Drugie podejście i gdy zaintrygowanie niecodziennym smakiem opadło, a pozostało przecukrzenie, darowałam sobie po niecałej kostce. Smacznie, ale tak cukrowo-miękko, że dla mnie nie do uporania się. Resztę oddałam Mamie (lubi miękkie ulepki).
Mama smakiem zachwycona, ale: "kiedyś nadziewane (orzechowe) czekolady nie były takie miękkie; gdyby ta nie była, byłaby idealna". Mama zdecydowanie w kwestii orzechowych nadzień woli batony Pierroty / Bajeczne, a tej czekoladzie bliżej do połączenia Freihofer Gourmet Gefullte Schoko Tafelchen Nuss-Nougat z Lindt Lindor Hazelnut.


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 18,99 zł (za 200 g)
kaloryczność: 538 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: pralina 38 % (cukier, migdały, orzechy nerkowca), cukier, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, olej palmowym serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, aromaty

6 komentarzy:

  1. Chyba nigdy nie jadłam czekolady z nerkowcami, to nie jest raczej zbyt częsty dodatek a szkoda, bo są pyszne ^^ z taką praliną też bym chętnie spróbowała :) w sumie miękkie i tłuste czekolady mi nie przeszkadzają, ale chyba tak jak Twoja Mama wolę coś w stylu Pierrota :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście rzadko się pojawiają - i jedna z moich najukochańszych czekolad tak ogółem to Zotter właśnie z kremem czekoladowym na ich bazie. Tak szczerze jednak, po paru czekoladach z nimi, stwierdzam, że tak w większości przypadków to wolę je osobno, czekoladę osobno.

      To by pewnie lepiej wyszło, choć ja pewnie i tak bym narzekała.

      Usuń
  2. Budowa + konsystencja = 100% mojej bajki. Aż czuję w ustach to przebagienko. Jak widzę, że podczas dzielenia rządki się odrywa, a nie odłamuje, wzrasta we mnie nadzieja na udaną degustację. Mleko, masło, orzechy, migdały - same pozytywy. Cukrowość mi nie straszna. Zaskoczyło mnie, że zjadłaś aż tyle mimo cukrowości. "Ekskluzywna cukrowa plebejskość"? Yep, poproszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież ja nie zawsze krytykuję przesłodzenie - dopuszczam tam, gdzie pasuje. Pomyśl o tej mojej z Aldiego albo Grossie bananowym. Nie zawsze cukier przytyka, cukrowość cukrowości nierówna.

      Czuję, że Ciebie w ogóle mogłaby zachwycić. Konsystencja na pewno.

      Usuń
  3. Nie lubię jak w smaku nie czuć deklarowanego przez producenta smaku. To przykre. Za każdym razem jak człowiek się nastawi na nieziemskie doznania pozostaje przy ziemskiej realności i smaku orzechowym poprostu. A Szkoda wybór orzechów i ich charakterystycznych nut smakowych jest ogromny. Gdyby się postarać to paleta smaków byłaby nieograniczona :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! A najlepiej jak jeszcze skarmelizują i wtedy już w ogóle, czy to w ogóle orzech może być nie do wyczucia. Ta logika producentów... Pięknie w teorii.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.