środa, 1 stycznia 2020

Zotter CHOCOshot Vampirikum płynny krem śmietankowy z czarnym bzem i malinami oraz krwią

Dawno, dawno temu trochę zainteresowały mnie tajemnicze zotterowskie strzykawki. Nie na tyle nawet, by doczytać co to, ale odnotowałam fakt ich pojawienia się. Koniec końców znalazła się u mnie jedna, poniekąd idealna dla mnie, i nie. Wampiryczna? O tak, mroczne klimaty to moje klimaty. Smak... Trochę mnie przerażał. Z krwią? Czekolada z krwią i krwawnikiem (Raspberry Blood) nie odpychała mnie ani trochę, ale ten twór już tak. Luźno cytując Zottera: "krwi tyle, co w kanapce po zacięciu się nożem przy robieniu jej", ale... Ogólnie wszelkie tubki, gęste słodzidła, czekolada do picia... Słodkie i smakowe picie mi przez gardło raczej nie przechodzi (kawa / herbata i alkohol to co innego). To? Kojarzyło mi się z ekstremalnymi czekotubkami dla dorosłych. Z jednej strony mnie odpychało, ale z drugiej byłam ciekawa... Ciekawska.
Producent zaleca trzymanie w lodówce, wyjęcie pół godziny przed spożyciem, by miało odpowiednią temperaturę. U mnie jednak wszystko musi swoje odstać, bo naprawdę nie lubię zimnych rzeczy, toteż strzykawka poczekała sobie jakąś godzinę do pierwszego podejścia, a pół dnia do drugiego.


Zotter CHOCOshot Vampirikum to (w tym przypadku bezalkoholowy) "shot" / płynny krem o smaku czarnego bzu i malin z krwią, na bazie śmietanki.

Po wyciśnięciu nad glutkiem rozniósł się słodki zapach mleka, natychmiast kojarzący się ze skondensowanym mlekiem z tubki: jakimś maślano-śmietankowo karmelowym z lekką soczystością owoców. Odnotowałam pudrowe maliny. Był w pewien sposób ciężki, podszyty czymś wytrawniejszym.

Wyciskany żel okazał się bardzo gęsty, lekko ciągnący.
Z ust znikał szybko, racząc śliskością i tłustością pełnego mleka / śmietanki. Gęsty i minimalnie soczysty udawał gładkość, z czasem jednak nie dał rady ukryć swej proszkowości. Otłuszczał usta, a na koniec pozostawiał efekt jak po śmietance z proszkiem.

W smaku najpierw odnotowałam dziwny posmak, po którym uderzała pełna, naturalna śmietanka. W pierwszej chwili słodycz była niska, ale szybko rosła w kierunku delikatniusim. Na myśl przyszło mi białoczekoladowe mleko.

Ogół był dość delikatniusi właśnie. Śmietanka i wręcz maślaność utworzyły neutralnie-czystą bazę. Przemknął po niej smak cierpkawy, trudny do określenia, konfiturowo-owocowy, trochę malinowy z nutą jakby przypalenia, która szybko odwracała uwagę od słodziuteńkości... Pojawił się dziwny posmak, w trakcie rozchodzenia się tego po ustach, metaliczny. Z czasem nakręcił wytrawność, która najpierw skojarzyła mi się z burakiem, a potem jednak z czymś bardziej owocowym. Okazało się, że to czarny bez - jak wiem, że to on, to rzeczywiście, ale nie był specjalnie wyrazisty i łatwy do określenia. Przez większość czasu smak wytrawnie-cierpki odgrywał najistotniejszą rolę, mimo że ze słodyczą jedynie zrównał się; nie zdominował jej. Były jakby obok siebie.

Poczułam "wytrawniejsze przyprawy" (wciąż jednak w małej ilości) i subtelny kwasek. Należał do owoców, ale jakieś niezbyt soczyste i bliżej nieokreślone (cytrusy i jakieś drobne leśne, ciemne). Maliny wydały mi się konfiturowo-pudrowe. Bliżej końca niby wyłoniły się, ale w jakimś dziwnym, stłumionym wydaniu. Słodycz nie zniknęła ani na moment, jedynie lekko zmieniła wydźwięk. Ze słodziuteńkiej stała się... zwykła, ot. Rozmaryn nie dawał zapomnieć o metaliczności.

Po wszystkim pozostał lekko pudrowy posmak, śmietankowość i coś owocowawo-dziwnego. Maliny i wytrawność bzu z przyprawami, ta metaliczność... a jednak także słodziuteńkość i wręcz płaska baza... Najdłużej ostała się metaliczność ("smak szpitala").

Ostrożnie liżąc odrobinkę z łyżeczki poczułam wstręt, przy większej ilości już nie aż tak, ale ogółem raczej się krzywię, myśląc o tym. Nie było po prostu złe, ale takie... dziwnie żadne. Pełno jakiś nutek w nijakości, dziwny posmak... Słodkie, a jednak nie... Odpychające, o dziwnej formie.

Twór ten budzi we mnie emocje negatywne i skrajnie negatywne. Przy pierwszym podejściu wyjątkowo zwracałam uwagę na - wcale nie takie mocne! - posmaki. Były natrętne. Wszystko mi przeszkadzało. Wszystko było obok siebie, niepasujące. Białoczekoladowo-pudrowa słodycz i wytrawna cierpkość, niby owocowo... ale w sumie nie. Przy drugim odebrałam to mniej skrajnie, bardziej po prostu jako niesmaczne i... nawet przyszło mi do głowy, że mogłaby to być baza pod coś alkoholowego. Nie wiem, do czego to. Tak na czysto się bowiem nie sprawdza. Chyba tylko na prezent z przymrużeniem oka.
Większość powędrowała do Mamy, która też nie umiała się wypowiedzieć. Stwierdziła: "Właściwie jadłam i nie wiedziałam, co ja jem. Jakby mleko wymieszane z czekoladą i... jakieś wiśnie? Nie, ale chyba. Bzu na pewno nie czułam. No niesmaczne. Tak pomyślałam, że to coś na zasadzie tego Czekodżemu Łowicza. Zjadłam, bo zjadłam. Może to jakiś sos do lodów?".
Skojarzyło mi się to ze znacznie słodszą i śmietankową wersją "mleko w tubce" Georgia Ramon Beetroot & Coconut. (Co ciekawe, w pierwotnej wersji tego ChocoShota były właśnie buraki, nie bez... więc chyba miałam szczęście).
Może powinnam pozostawić bez oceny, ale... nope, mój blog, mój gust.


ocena: 2/10
kupiłam: biokredens.pl (dostałam)
cena: 22,50 zł (za sztukę, czyli 12 ml) - jak wyżej
kaloryczność: 401 kcal / 100 g (nie wiem, jak to się ma do mililitrów)
czy znów kupię: nie

Skład: śmietanka*, syrop glukozowy z cukru inwertowanego, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, koncentrat soku z czarnego bzu, krew wieprzowa 5%, suszone maliny, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, sól, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sproszkowana wanilia, olejek rozmarynowy
*właściwie w składzie jest "schlagobers" co dokładnie oznacza bitą śmietanę

8 komentarzy:

  1. Ale dziwadło! Strasznie mi się podoba ten zamysł, można poczuć się jak wampir :D może nie brzmi zbyt smacznie, chociaż ja całkiem lubię na przykład kaszankę z krwią no ale właśnie krew to mi się kojarzy na wytrawnie :p ale z ciekawości ucieszylabym się z takiego prezentu! Wygląda genialnie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaszankę z krwią lubię. Krwiste steki lubię. Nie odrzuca mnie od podrobówy z krwią. To jednak jest jedzenie, w których krew jest normalna.
      To... Było okropne. I nawet nie wiem, czy tylko przez krew. Może to ten bez? Kilka rzeczy z nim jadłam i te bardziej białoczekoladowe właśnie dziwnie wychodzą, więc tego konkretnie wariantu na pewno Ci nie polecam.

      Usuń
  2. Za nic w świecie nie zjadłabym czekolady z krwią. Kiedy dowiedziałam się, że kaszanka składa się m.in. z krwi, rozstałam się z nią na zawsze (a uwielbiałam kaszankę i na każdym grillu z mięsnych dań jadłam przede wszystkim ją, bo nie cierpiałam kiełbas). Krew w produkcie słodkim to dla mnie podwójne nie. Jest mi niedobrze, jak myślę o tym, że to zjadłaś (albo raczej: miałaś w ustach). Metaliczny posmak cudzej krwi, fuj. Na dodatek zwierzęcej. Mimo iż w mięsie też jest krew, albo w podrobach, które bardzo lubię, odbieram ją inaczej. Tam pojawia się jako niechciana resztka (której pozbywamy się podczas obróbki termicznej), a nie bohater kompozycji. Na tym tle nijakość czy płaska baza to mały pikuś. Powiedziałaś mamie przed jej degustacją, że tam jest krew?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie odrzuca, że miałam TO w ustach, ale od czekolady z krwią mnie nie odrzucało, więc obstawiam, że tu ogół był zły.

      Za nic nie zrezygnowałabym z kaszanki! Podroby też lubię.
      A tak ogólnie, wiem, że jesz go mało, ale... Lubisz mięso?

      Rozumiem, że mimo wszystko od tego może bardzo odrzucać.

      Wiesz, że już nie pamiętam? Pamiętam, że jak tylko to zobaczyłam, narzekałam długo, że dostałam "dziada z krwią", a nie np. Choco Shota z whisky (obczaj sobie, ileż tam whisky właśnie!). Mówiłam jej, co to, ale zjadła jakieś parę godzin później... Gdy jadła, to też omawiałyśmy, więc chyba miała świadomość jeszcze przed spróbowaniem. Chyba że... Zapomniała. Chociaż nie wiem, czy po moim narzekaniu to byłoby łatwe.

      Usuń
    2. Tak, bardzo lubię mięso. Nie każde, bo np. dziczyzny i gęsi nie, ponieważ to guma.

      Usuń
    3. Ostatnio z Mamą rozmawiałyśmy, że nigdy chyba nie jadłyśmy gęsiny. Czyli chyba nie warto, więc nasz "problem" się rozwiązał. :>

      Usuń
  3. Co to jest? 😱

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wciąż to samo pytanie rozbrzmiewa także w mojej głowie.
      Co razi Cię najbardziej?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.