czwartek, 5 listopada 2020

SuroVital CoCoa Raw Czekolada Klasyczna Gorzka ciemna 70 % z Peru

Dzisiaj prezentowana czekolada na jej nieszczęście trafiła do grupy słodyczy, które od dawien dawna mnie ciekawiły; obiecałam sobie je kupić, ale wciąż odkładałam to w czasie. Powód był wyjątkowo śmieszny. Po prostu, jak na dobrą czekoladę, jest ona dla mnie łatwo dostępna - stacjonarnie epizodycznie przed oczami mi się przewija. Zawsze wyskakiwało a to większe zamówienie, a to kumulacja limitek, a to możliwość zamówienia czegoś, jaka mogła prędko się nie powtórzyć. Ciemne surowe czekolady bardzo lubię, a że wszystkie ciemne marki Surovital z dodatkami mi smakowały, byłam pewna, że ta gorzej nie wyjdzie. Interesowało mnie, co ma sama w sobie do zaoferowania, ponieważ większość dodatków firma zdecydowała się dodawać w formie sproszkowanej i wmieszanej w miazgę. Bardzo mi to do gustu przypadło, ale sprawiło, że niemożliwym jest stwierdzenie, jakie nuty płyną z samej czekolady (choć akurat w przypadku CoCoa 70 % z pekanami coś tam się dało - już przy niej w 2015 obiecałam sobie zdobycie czystej).

SuroVital CoCoa Raw Czekolada Klasyczna Gorzka to ciemna czekolada o zawartości 70 % surowego kakao z Peru.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, zaskoczona odnotowałam intensywną woń ciasteczek korzennych o mocno karmelowo-melasowym charakterze. To były mocno wypieczone ciastka (jak takie aż czasem kojarzące się z przypieczoną skórką kurczaka), bogate w przyprawy i wysoce słodkie, może wręcz miodowe, a jednak z pewną rześkością. Mglista słodycz i ten efekt nasunął mi na myśl lukrecję. Poczułam również gorzkość jakby sadzy / palenia, a w tle leciuteńki, nieco cytrusowy kwasek.

W dotyku średnio ciemna tabliczka wydawała się tłusta oraz bardzo zwarta.
Łamała się z głośnym trzasko-chrząknięciem, gdyż była bardzo twarda. Na pewno zarówno przez grubość, jak i to, że istotnie zwarta była, co zdradzał już "nabity", ziarniście-skrzący się przekrój.
W ustach rozpływała się w stylu dość specyficznym, bo raczej powoli, ale nie opornie. Zachowywała zwartą formę, szybko opływając wodnistymi, potem bardziej wodniście-oleistymi i wreszcie wodniście-soczystymi smugami. Pozostawiała je na podniebieniu, zatłuszczała usta. Wszystko to trwało, a kęs zachowywał formę, przejawiając chwilami jakby wręcz grudkowość ukrytą w idealnej, tłustej gładkości, by na koniec po prostu zniknąć.

W smaku w pierwszej chwili poczułam słodycz melasy, która jakby przełamywała samą siebie na stałe wpisaną gorzkawością. Do głowy przyszły mi te mocno karmelowe ciastka korzenne, z przyprawami, które akurat w tym momencie wielkiej roli nie grały. Istotniejsza była bogata słodycz, kojarząca się również z miodem. Wydało mi się to... zwiewnie-rześkie, chłodzące jak lukrecja czy mięta, ale bez ich smakowego szczególnego udziału.

Rześkość / zwiewność okazała się już po chwili raczej... zamgleniem? Zadymieniem! Nie była bowiem lekka; myślałam, że zrobi się sucho. Poczułam gorzkość dymu i sadzy, a klimat zrobił się jakby... wilgotny od gęstej mgły. Pojawiła się ziemia wraz z lekkim kwaskiem. Gorzkość rosła jako splot dymu i ziemi. Ziemistość po paru chwilach, a w połowie już na pewno, stała się smakiem wiodącym. To w nią przeniknęły lekko ostrawo-goryczkowate przyprawy z ciastek korzennych oraz wydobyła się cierpkość.

Jednocześnie słodycz nie odpuszczała. Płynęła obok, a gdy kwaśność ziemi na nią trafiła, pomyślałam o cytrynie... cytrusach... bardziej "na słodko", czyli w końcu o pomarańczy.
Sama w sobie ziemistość i pewne zawilgocenie odlegle podsunęły miękkie, cierpkie wiśnie. Te tutaj nie były jednak zbyt zdecydowane, a mimo to ściągnęły cierpkością bez dwóch zdań. Przemodelowały ziemistość na czerwone, dość słodkie wino.
Kwaśno-słodkie owoce splatały wszystko inne, wydobywając rześkość i umacniając znaczenie soczystości, w którą wpisało się także wino.

W drugiej połowie zrobiło się trochę niejednoznacznie rześko i soczyście. Owocowo, a jednak tak... mgliście-wodniście. Pomyślałam o twardych, niedojrzałych gruszkach i melonach, acz tylko przez chwilę, bo ogólna wysoka karmelowość i gorzkość zaprawiona kwaskiem znów podszepnęły lukrecję / anyż. Nie było jednak specjalnie ostro, to i o mięcie pomyślałam.

To jednak słodka korzenność i ziemia pod koniec wyszły na przód, nie chcąc się usunąć. Wciąż po głowie snuły mi się odważnie przypieczone ciastka korzenne, ale też zgorzkniałe orzechy, leciutkie podfermentowanie, narastającą cierpkość. Czułam się, jakbym piła grzane wino sowicie dosłodzone miodem, co przełożyło się na lekkie drapanie w gardle.

W posmaku pozostała kwaskawo-gorzka ziemia, cierpkawe wiśnio-wino oraz słodko-gorzkawa słodycz łącząca karmel i melasę. Czułam lekką pikanterię, odrobinę kwasku owoców na "posmak" wyrównane, ale... to kwaśność jakby miała większe znaczenie.

Czekolada wyszła niewątpliwie inaczej od wielu 70%tek, ale wcale nie dzięki specyfice i głębi kakao. Wydaje mi się, ze prowodyrem głębi był tu cukier, nadający smaku melasy, karmelu, miodu i osładzający surowo-peruwiańską ziemię, wino czy owoce. Te ostatnie, dzięki nucie przypraw korzennych, bardzo zacnie się połączyły, co sprawiło że tabliczka nie była mocno owocowa (mimo że wiśnie i cytrusy czuć). To jak z chłodzącym lukrecjowo-miętowym efektem.
Może więc nie było to tak wyraziste w nuty, jak bym chciała, bo były wyczuwalne przez pryzmat słodyczy, ale to przyjemnie gorzko-cierpkawa, lekko kwaskawa propozycja. Mimo silnej słodyczy nieprzesłodzona i z charakterem.
O ile jednak to, że tak znacząca słodycz wyszła tu niemal jako główna ciekawostka to i plus, i minus, tak struktura do mnie po prostu nie przemawia.

Wydaje mi się, że to, co w wersji z orzechami nazywałam "niesłodką słodyczą", melasa oddaje doskonale. Tu również czułam ziemię, jednak ta była mniej orzechowa, co jest oczywiste. W ciemno stwierdzam, że baza była inna, ale czuć specyfikę marki.

*W dniu pisania recenzji w "czy znów kupię" wpisałam: "możliwe", zrobiłam to i... uznałam, że jednak więcej powrotów na pewno nie będzie właśnie przez to, jak znacząca była tu specyfika cukru, nie kakao. Owszem, to smaczna i intrygująca czekolada, ale żeby poznać, nie zaś wracać częściej.


ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 6 zł (za 50g; promocja)
kaloryczność: 590 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie*

Skład: ziarno kakaowca, cukier z kwiatu palmy kokosowej, tłuszcz kakaowy, wanilia Bourbon

6 komentarzy:

  1. Czasami wącham słodycze i czuję aromaty od czapy, zupełnie niezwiązane z wąchanym produktem. Weźmy na przykład tabliczkę Cookies & Cream od Ciebie, w której czułam sernik. Z Twoją dzisiejszą wydarzyło się to samo. Dymu, sadzy, ziemi ani podobnych klimatów nie czułam. Czerwone wino zapewne było, jak w niemal każdej gorzkiej (gotujesz się, kiedy czytasz gorzka, a nie ciemna? ;>). Melasę czuję w niektórych zdrowych batonach i ciastkach z morwą albo figami. W czekoladzie chyba jeszcze mi się nie zdarzyło. Lubię tę tabliczkę. (I umieram na myśl, jak długo ją jadłaś, skoro rozpuszcza się z prędkością kamienia).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, gotuję się, bo od razu przypominają mi się wszystkie te o bardzo, bardzo wysokiej zawartości, a wcale nie gorzkie. Tak samo jak widzę "deserowa".

      O, Mama też w każdej ciemnej jak już wącha (czasami zdarza jej się powąchać, ale oczywiście nigdy nie je moich czekolad ciemnych) czuje wino / wiśnie (tak, przeważnie wiśnie).
      Z czekoladą potrafię spędzać kilka godzin (gotujesz się, nie? xD), ale to też dlatego, że uwielbiam je porządnie wąchać i te dobre mają obłędny posmak, więc szkoda by mi było go psuć kolejnym kęsem. Musi trochę zelżeć.
      Albo nawet nie w przypadku lepszych. Weźmy czekoladę z orzechami: muszę dokładnie powybierać językiem kawałki dodatku, trochę odczekać, by smak jego zelżał i dopiero kolejny kęs. Wtedy najpierw rozpływa się czekolada i w nią się wsmakowuję, potem idzie dodatek i tak w koło pier... :D

      Usuń
  2. Hej! Świetny blog. Niedawno dojrzałam do smaku gorzkiej czekolady. Szukając ciekawych smaków znalazłam się tutaj. Dodaję bloga do zakładek i z miłą chęcią będę odwiedzać. Pozdrawiam. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to czytać. Również pozdrawiam.

      Usuń
  3. Już raz jadłam czekoladę tej firmy, ale nie pamiętam dokładnie, po jaką wersję sięgnęłam. Wydaje mi się, że była to tabliczka z orzechami pekan. Zgodzę się z Tobą, że cukier z kwiatu palmy kokosowej w bardzo dużej mierze odpowiada za specyficzność tych czekolad. Jednak tabliczka, którą miałam okazję próbować, bardzo mi smakowała i myślę, że mogłabym kupić czekoladę tej marki ponownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie warto poznać propozycje tej marki, tak po razie chociażby. Wracać nie zamierzam już, ale bardzo się cieszę, że jadłam.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.