poniedziałek, 2 sierpnia 2021

McEnnedy Banana & Vanilla Sponge Dessert

Pewnego dnia przy lidlowych lodówkach, gdy wybierałam pastrami z amerykańskiego tygodnia, rzuciły mi się w oczy propozycje na słodko, na które normalnie nie zwracam uwagi. Przypomniały mi się też strasznie pogorszone niegdyś uwielbiane przez Mamę puddingi waniliowe i... dziwnie naszło mnie na coś słodko-tłusto-glutowatego, kompletnie niemojego. Dlaczego? Bo akurat mój wzrok padł na magiczne słowo "banana". A całkiem niedawno poznałam słowo "trifle", czyli popularny w Anglii deser m.in. z ciasta biszkoptowego, galaretki i owoców z dużą ilością śmietanki - i ten, na który patrzyłam wydawał się podobny - może to amerykański odpowiednik? Jeśli mam być szczera, nie łudziłam się, że będzie to coś pysznego, ale... po prostu mnie zaciekawiło. Był taki... obleśnie-intrygujący. W dodatku nie pomagał fakt, że opis producenta nie był zbyt jasny i osobiście bym go zmodyfikowała po skonfrontowaniu z rzeczywistością.
I tu wychodzi kolejna zaleta z mieszkania z Mamą, mającą słabość do "lodówkowych nowości". Na moje szczęście i ona uznała te desery za ciekawe (wg niej też po prostu piękne). Spozierała wzrokiem jeszcze na wariant z masłem orzechowym, ale w końcu przypomniała sobie, że ma traumę po alkoholowo-pseudomasłoorzechowym Pawełku, a tu jednak była obietnica waniliowości (a wszelkie waniliowe warianty to jej numery jeden).


McEnnedy Banana & Vanilla Sponge Dessert to wg producenta "deser z 47 % sosem o smaku bananowym, na spodzie biszkoptowym nasączonym 12 % sosem waniliowym i z 34 % musem o smaku waniliowym" wg mnie: mleczny deser waniliowo-bananowy z biszkoptem nasączonym alkoholem i bitą śmietanką z serkiem mascarpone; wyprodukowany dla Lidla na tydzień amerykański przez Dolcissimo srl / Solo Italia we Włoszech.
Opakowanie zawiera 170g, czyli dwa kubeczki po 85g.

Po zerwaniu wieczka poczułam denerwująco słodki zapach złożony ze sztucznego banana, ordynarnej choć nawet nie mocnej alkoholowej nuty i takiej... duszno ciastowej, "mokrej", zawilgoconej... Jakby ciasta z folii? Chemia miała z tym na pewno coś wspólnego.

Już zrywając wieczko poczułam intensywny zapach budyniu waniliowego i słodkiej bitej śmietanki. Jedno i drugie wydało mi się ciężko-słodkie i podszyte chemią, choć nie brak im też śmietankowo-mlecznej nuty deseru lodówkowego. Wąchając uważniej odkryłam, że za ciężkość odpowiadała kapciowo-biszkoptowa, morko-duszna nuta mieszająca się ze spirytusem i mulącym aromatem bananowym. Mimo iż bałam się tego ostatniego, w kompozycji okazał się marginalny.

Na wygląd w sumie deserowi nie mam nic do zarzucenia... oprócz tego, że między warstwami chwilami były szpary. Dziwnie to wyglądało.

Konsystencja deseru właściwie bardzo mnie zaskoczyła. Mus na wierzchu wyglądał jak typowa bita śmietanka, ale... W istocie okazał się ciężką, napęcherzykowaną chmurką o wysokiej, mazisto-śliskiej tłustości. Kojarzyła się z bitą śmietanką, ale... taką jakby z serka, wraz z jego zwartością.
Niżej był mokro-miękki, a jednocześnie trochę kruszący się biszkopt. Okazał się tłustawy i mokry, trochę lepki, ale zaskakująco lekki, też napęcherzykowany. 
Kolejne zaskoczenie to sos żółty. Za nic nie nazwałabym go sosem, ponieważ to gliniasto-gęsty budyń, zwarty i trzymający się opakowania. Był śmietankowo-maślano tłusty i idealnie gładki, śliski.
Poczynając od serkowej "bitej śmietanki", przez rozmoczony biszkopt po śliski i zbity budynio-"sos" całość uznałam za niemożliwie tłusto-ślisko-ciężko obleśną.

Co też mnie podkusiło...

W smaku "śmietanka" okazała się straszliwie słodka w waniliowo-bitośmietankowy sposób. Miałam wrażenie, że jej baza to cukier, który zaczął mnie drapać w gardle już po pierwszej łyżeczce. Wydała mi się pełna, niemal maślana i... aż kojarząca się z białą czekoladą. Nutka chemii oplatała ją nieodzownie, a bliżej dna chwilami cukrowość chyba podkręciła nutka alkoholu (którą pewnie "przeszła" na styku warstw). Ta część o dziwo nie wyszła tak źle, jak się zapowiadało.

Biszkopt... okazał się jednocześnie pszenicznie nijaki i spirytusowo-słodki. Smakował jak cukrowo-waniliowe, mokre biszkopty (typu twardego, tylko że rozmoczone zupełnie) o dość chemicznym smaku. Wydał mi się aż lekko... duszno-octowy w swym ordynarnym, naaromatyzowanym smaku. Nasączenie alkoholem jednak akurat wyszło mu na dobre.

Gęsta masa na dole kontynuowała cukrową słodycz i chemię. Smakowała głównie nimi, aż trudno rzec cokolwiek więcej, choć i śmietanko-mleczność charakterystyczna chyba dla takich budyni w niej czuć. W pierwszej chwili skojarzyła mi się ze sztucznie waniliowym budyniem, jednak zaraz po ustach buchnął duszny, sztucznie-ciężki aromat goryczkowaty, częściowo po prostu nieokreślony, a po chwili istotnie... laboratoryjnie bananowy. Dosłownie dziabnął mnie w język w ślad za alkoholem z biszkoptu (on też musiał "na styku" trochę przesiąknąć). Mieszał się z wanilią z aromatu, też trochę cierpkawo-dziwną, więc nie był aż tak ordynarny, jak można by się spodziewać, ale koło smakowitego banana nie stał.

Między warstwami nie było kontrastów, więc to deser w miarę logiczny...

Po zjedzeniu już małej ilości w ustach czułam wstrętny, chemiczny kapeć. Gryząca chemia aromatów, wręcz cierpkość i spirytusowa nuta, a do tego mdląca, bo właśnie sztucznie-naaromatyzowana i przesadzona słodycz... Czułam się, jakbym łyżeczkowała cukier z okropnymi posmakami. Wszystko to było o tyle bardziej dręczące, że tłustość i śliskość tego była po prostu obleśna.
Podołałam połowie jednej sztuki...

Całość okazała się strasznie, przeraźliwie i niemożliwie cukrowo słodka i chemiczna, ale w gruncie rzeczy... Przeciętna. Mam wrażenie, że to pewnie jeden z wielu waniliowych deserów z koroną, budyniem i biszkoptem... Wyszło to jak po prostu "jasny wariant" takich. Trochę alkoholu, wanilia z aromatu, śmietankowość... Nutę banana czuć... z jednej strony żałuję, że deser nie był bardziej bananowy, ale gdyby miał taki być za sprawą mocniejszego sztucznego smaku, to podziękuję. Sztuczny banan to coś strasznego, więc dobrze, że tu nie był pierwszoplanowy. 
Jak to chemicznie-słodki, tłusty deser z tymi duszno-ciężkimi motywami, dla mnie wydał się mdlący.
Mimo niskiej gramatury, strasznie to przytykająco-zalepiające (nie sycące!). 
Mama kończyła i orzekła, że: "rzeczywiście słodki, ale ta bita śmietanka normalna, fajna tylko że przesłodzona, a ten biszkopt bardzo dobry, taki alkoholowo-słodki, wilgotny. Najlepszy z tego wszystkiego, jak z tych różnych deserów tiramisu. Tylko dól... jakby z cukru, a banana to rzeczywiście trochę czuć. I wcale nie aż tak rażąco sztucznie, bo po prostu leciutko go czuć. Nie był okropny, ale ta cukrowość powala". Chwilę zastanawiała się, czy nie zasłużył na 4, ale przypomniawszy sobie cenę, co do oceny zgodziła się ze mną.


ocena: 3/10
kupiłam: Lidl
cena: 4,99 zł (za 2 sztuki po 85 g)
kaloryczność: 349 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie

Skład: mleko odtłuszczone odtworzone, syrop glukozowy, tłuszcz kokosowy, woda, 7% ciasto biszkoptowe (mąka pszenna, cukier, jaja, skrobia ziemniaczana, tłuszcz kokosowy, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych; substancje spulchniające: difosforany, węglany sodu; sól), cukier, białka mleka, 2% alkohol etylowy, żółtko jaja, stabilizator: sorbitole; skrobia kukurydziana, skrobia z manioku, serek mascarpone (śmietanka, regulator kwasowości: kwas mlekowy), substancje zagęszczające: karagen, guma guar, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych estryfikowane kwasem mlekowym; naturalne aromaty, naturalny aromat waniliowy, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; sól, barwnik: karoteny

4 komentarze:

  1. Szpary w deserze służą robieniu przystanków na refleksje :P Słodycz i sztuczność, hmm. Słodycz tak, bo produkt z Lidla. Natomiast chemiczność mogłaby mi odpowiadać. Laboratoryjne banany są spoko. Całość nie dla mnie przez stosunek kalorii do wielkości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... Refleksje na temat tego, że po deser nigdy nie powinnam sięgać. xD

      Nie wiem, jak cokolwiek sztucznego można uznać za spoko...

      Usuń
  2. Ojeeeej, ja uwielbiam sztucznego banana i tego typu desery :D gdybym to znalazła teraz w Lidlu to bym brała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas tygodni amerykańskich przeszukuj więc... dział z mięchem, haha. Nie no, żartuję (u mnie jest wydzielona strefa na produkty z tygodni, co w sumie uważam za beznadziejne, bo właśnie - amerykańskie wędliny obok amerykańskich deserów...).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.