czwartek, 20 października 2016

Pralus Madagascar Criollo 75 % ciemna z Madagaskaru

Próbując po kolei neapolitanki czekoladziarni Pralus, zrobiłam sobie listę, w jakiej kolejności sięgać po pełnowymiarowe. Były takie, które smakowały mi tak bardzo lub wydały mi się tak dziwne / nieodgadnione, że nie mogłam się doczekać dłuższego spotkania z nimi. Paradoksalnie, jedną z bardziej mnie ciekawiących, okazała się czekolada z Madagaskaru i to wcale nie dlatego, że lubię (a wręcz kocham) kakao stamtąd... Zależało mi na spróbowaniu 100 g, bo neapolitanka stamtąd smakowała mi najmniej ze wszystkich.

Pralus Madagascar Criollo 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Madagaskaru.

Po rozchyleniu sreberka poczułam lekko kwaskowaty zapach dżemu z czerwonych owoców, soczystego grejpfruta i suszoną skórkę cytrusów.
Pod tym wychwyciłam jeszcze motyw chleba z bardzo przypieczonymi brzegami i prażonymi pestkami oraz akcent nieco ciężko-pieprzny (?) rysujący się na rozgrzanej ziemi.

Ciemna, czerwonawa tabliczka okazała się bardzo twarda, ale mimo to, przy łamaniu nie usłyszałam specjalnie głośnego trzasku. Dlaczego, wyjaśniło się, kiedy włożyłam kawałek do ust. Rozpuszczał się gładko, w bardzo kremowy, wręcz maślany sposób. Wydało mi się to aż za maślane i chyba była to najbardziej maślana z czekolad z Madagaskaru, jakie jadłam dotychczas.

W smaku najszybciej pojawiała się soczystość i gorzkość, które przypisałam do cytrusowej skórki. Tu pojawiał się przyjemny kwasek przełamany słodyczą dojrzałej pomarańczy.

Równocześnie od gorzkości zaczęły rozchodzić się prażone nuty, w których wyraźnie czułam orzechy (ale żadne konkretne) oraz prażone ziarna kawy. Od tego momentu zaczynała się idealna kontynuacja zapachu, bo za kawą skrywały się... pestki słonecznika, wyraźnie podprażone i suche. W ich goryczce przejawiały się też nieco ciężki motyw pieprzu, ale takiego ziołowego i łatwego do przeoczenia.

Ponad gorzkimi smakami dominowały bowiem owoce. Słodko-kwaśne i nadzwyczaj soczyste. Przede wszystkim czułam pomarańcze i cytryny. Biorąc pod uwagę mgiełkę wanilii pojawiającej się w tle, mocniejsze wydały mi się słodkie pomarańcze. Do nich szybko dołączały grejpfruty ze swoją charakterystyczną goryczką, w której, niczym pasażer na gapę, skryły się czarne porzeczki.
Przy nich więcej takich jagódkowych owoców zaczęło się ujawniać. Pomyślałam o jagodach lub borówkach, które jednak szybko zalała cytryna, co stworzyło motyw podchodzący pod średnio dojrzałe nektarynki / brzoskwinie. Kwasek się wzmocnił i przez moment, przez wyżej opisane gorzkawe nuty, zrobił się mniej owocowy, a ja wyobraziłam sobie nektarynki polane octem balsamicznym.
Maliny, które zaraz też się pojawiły, nie były jednak tak bierne i dosłodziły nieco grejpfrutowe nuty. Taka czerwoniasta, soczysta mieszanka!

Dzięki grejpfrutowi znów pojawiała się kawa (Basia zwróciła tu uwagę na ziemistość, która mi do głowy przyszła dopiero przy poprawianiu recenzji i porównywaniu jej z innymi) i te dwa smaki pozostawały w ustach jeszcze na długo po zniknięciu ostatniego kęsa.

Ta czekolada to przede wszystkim pomarańcze, grejpfruty i cytryny, ale także brzoskwinie, orzechy czy wyraziste ziarna kawy i owoce leśne (jagody, duużo malin) przełamujące słodko-kwaśną soczystość. Główne nuty wydają się w końcu dość nudnawe, więc całą dynamikę napędzają tu szczegóły.

W przypadku tej czekolady skojarzenia z innymi aż same pchają się do głowy (tak, po powrocie do tamtych recenzji).
Zacznę od porównania do neapolitanki: główne smaki oczywiście te same, ale... przy niej zupełnie umknęła mi kawa. Skupiając się na cytrusach pominęłam wachlarz gorzkich smaków, nie zwracając też uwagi na pomniejsze nutki ukryte pod cytrusami (np. cudowne maliny). A to właśnie one sprawiły, że ta czekolada była naprawdę pyszna!
Wspomniane maliny i nektarynki / brzoskwinie podsunęły mi skojarzenie z jedną z ulubionych Akesson's 75 % Criollo Cocoa Madagascar. W Domori Sambirano 70 % wystąpiły korzenne przyprawy, a tutaj... sam pieprz i to bardzo malutko, ale jednak. 
Najdziwniejsze połączenie smaków (maliny i ocet balsamiczny) wydało mi się bardzo podobne do tego, co czułam w Morinie 70 %.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 24 zł
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie wiem, nie wykluczam

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa

środa, 19 października 2016

Domori Morogoro Tanzania 70 % ciemna z Tanzanii

Z ogromnym żalem sięgnęłam po ostatnią posiadaną plantacyjną Domori.

Na szczęście miałam jeszcze dwie neapolitanki (jeszcze nigdy tak dużo Domori na raz <3), które do degustacji niosłam niczym Gollum pierścień z tekstem "mój ssskarbie" z ogromnym podekscytowaniem.

W zasadzie nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać: czy będzie to godne ukoronowanie mojej degustacyjnej podróży po różnych zakątkach świata?


Domori Morogoro Tanzania 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario pochodzącego ze wschodniej części Tanzanii z regionu Morogoro z pobliża gór Uluguru.

Od razu po wyjęciu z folii ciemnej czekolady o fioletowo-granatowym przebłysku poczułam ciepły, mocno prażony zapach kojarzący mi się z rozgrzaną ziemią i zarumienionym waflem. Było w tym także coś alkoholowo-owocowego. Przez moment pomyślałam o winie, ale potem w głowę weszły mi raczej śliwki w alkoholu i czekoladzie. Taak, było bardzo czekoladowo, zdecydowanie i już dość dynamicznie.

Przy łamaniu czekolada wydała dźwięk niczym gałązka odłamywana od drzewa, a w ustach rozpuszczała się kremowo, ale opornie i leniwie. Z czasem zaczynała robić się wręcz lepiąca i smolista, czemu towarzyszyła ciężka wilgoć.

Początkowo czułam wykwintną gorzkość, z której ociągając się, wyłoniły się czarne porzeczki i słodkawa wyschnięta śliwka w alkoholu i czekoladzie. Gdzieś tu zawitało odległe skojarzenie z wiśniami, ich cierpkością, ale szybko zniknęło w jednostajnym, lecz głębokim (niczym tajemnicza studnia w ciemnych, nieznanym lesie) gorzko czekoladowym smaku. 

Właśnie wraz z tą gorzkością smak powoli zaczął przechodzić do lekkiej, ciepłej słodyczy. Mignęła tu pikanteria przypraw, przez moment pomyślałam o cynamonie, ale w końcu przybrała postać po prostu dymno-paloną. I tutaj słodycz nasiliła się, ukazując mleczny karmel-toffi, jednak wciąż o podpalanym charakterze. 

Zawisł nad nim kwasek, a oczami wyobraźni widziałam złoty, niemal żółty... karmel? Nie, toż to były jakieś żółte owoce, bliżej nieokreślone. Na pewno soczyste, dojrzałe głównie słodkie, ale z lekkim kwaskiem. (Czytając później recenzję Basi natrafiłam na "brzoskwinie i mango" i muszę przyznać, że to chyba trafne określenie.)

Miałam problem z nazwaniem tych nut, bo obok nich wciąż rozwijała się gorzkość. Wizja ciemnego lasu stawała się coraz realniejsza. Wszystko było jakieś mokre, zawilgocone. Zarówno studnia, jak i ziemia, ale... powoli zakrywał je dym, który wywołał poczucie pewnej suchości. Taki suchy, pylisty dym na mokrej ziemi...

Od tej ziemi znów nasilił się smak kawy, z jakimś... syropem alkoholowo-karmelowym? Nie wiem, coś i z syropu tutaj było. Nasilała się słodycz, która ten posmak potęgowała, ale niosła także coś nowego. Silna, ale nie straszliwie zasładzająca... jak... wodnista gruszka? Taka, która wciąż jest jeszcze dość twarda, ale leje się z niej sok. A może jednak coś mniej owocowego? Nalewka? Nie, nie. Ale coś z alkoholem... wino (winogrona?)?
Przydymiona kawa sprowadziła moje myśli na ziemię i to ona, wraz ze słodyczą, pozostała ze mną na naprawdę bardzo, bardzo długo. Godzinę po degustacji czułam jeszcze gorzkawy, kawowy motyw.

Wszystkie poboczne nuty były mocne, ale zarazem niezbyt jednoznaczne. Najpewniej mogę powiedzieć, że czułam śliwki w alkoholu, kawę, karmel i mnóstwo dymu i ziemi. To mocne, ciężkie nuty pasujące do zalepiającej konsystencji. Jednak mimo tej ciężkości, ta czekolada nie była strasznie gorzka, właściwie... sporo w niej słodyczy, tylko takiej subtelnej. Mimo nut owoców, wydała mi się raczej taka mrocznie alkoholowo-przydymiona i lesista niż owocowa. Świetnie trafiła w mój gust.

Z Pralusem Tanzanie 75 % (neapolitanką) wyraźną wspólną nutą był chyba tylko karmel. Dopóki nie spróbuję pełnowymiarowego Pralusa, nie jestem w stanie napisać nic więcej.
Zauważyłam jednak podobieństwo nut z Akesson's 75% Madagascar Trinitario Cocoa & "Wild" Voatsiperifery Pepper - wprawdzie Madagaskar jest dość blisko, ale tamta jednak jest z dodatkiem i... no, to dość dziwne, że nuty są takie podobne.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 16,15 zł (zniżka <3) za 50 g
kaloryczność: 549,5 kcal / 100 g
czy kupię znów: z chęcią

Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy

wtorek, 18 października 2016

Zotter G.Nuss.Tafel Mandel biała karmelowa z migdałowo-mlecznym nugatem z całymi migdałami

Nie ukrywam, że z czekolad Zottera interesują mnie głównie Labooko i nadziewane, jednak po recenzji na blogu Sex, Coffee & Chocolate spojrzałam o wiele mniej krytycznie na tabliczki z orzechami. Wcześniej wydawały mi się za "słodziaśno-nugatowe", ale koniec końców, kiedy postanowiłam i zotterowych nugatów popróbować... dlaczego nie? Przy tej ilości kupowanych czekolad jednak czy dwie (bo z serii G.Nuss właśnie dwie zamówiłam) nie robi różnicy.


Zotter G.Nuss.Tafel Mandel to biała karmelowa czekolada z migdałowo-mlecznym nugatem z całymi migdałami.
Tabliczka ta waży 65 g i... hm, mi trafiło się jeszcze stare opakowanie. Nie umiem jednak powiedzieć, które podoba mi się bardziej.

Po otwarciu poczułam prażone migdały w morzu wanilii i mleka oraz z nutą złożonego karmelu, takiego podkręconego cynamonem świetnie grającym także z migdałami (zamknięty krąg smakowitości).

Przy łamaniu okazała się zaskakująco (jak na tego typu tabliczkę) twarda, a w ustach rozpuszczała się tłusto i idealnie kremowo, dość powoli, a także niezalepiająco.

Wierzchnia warstwa karmelowej czekolady była dość cienka, ale jej smak utrzymywał się długo, prawdopodobnie dlatego, że warstwy były niemal idealnie scalone, a rozdzielenie ich graniczyło z cudem.

Najpierw poczułam słodkie połączenie karmelu i mleka, do którego z oddali docierały lekko waniliowe nuty. Gdy zaczęły się nasilać, wraz z nimi dotarła do mnie pewna kwiatowa rześkość, coś odrobinkę soczystego... Takiego sprawiającego, że kompozycja nie wydawała się słodko-ciężka. Czuć było subtelny palony posmak nakręcany przez odrobinkę kwasku cytryny i smak prażony wydobywający się spod karmelowej toni.

Prażono-migdałowe nuty zawłaszczały sobie coraz więcej uwagi, w czym pomogła im szczypta cynamonu. Zrobiło się bardziej tłusto i nieco bardziej słodko. Wyraźnie poczułam migdały w nugatowo-maślanym kontekście. Ich smak, ten bardziej prażony, nasilał się przy całych migdałach zatopionych w nugacie. Tu, raz po raz, pojawiała się nieśmiała słonawość - taka dla podkreślenia wszystkiego.

Mocno prażone i niezwykle chrupiące migdały zostały obrobione idealnie. To po prostu ideał migdałów, jednak nie mogę powiedzieć, by było ich wyjątkowo dużo.

Po rozgryzieniu, migdały momentalnie zdominowały resztę smaków, a potem powoli wsunęły się w te bardziej nugatowo-mleczno-maślane nuty. Na koniec rozpuszczania się kawałka pożegnała mnie wanilia i cynamon.

Całość okazała się doprawiona w zdecydowany sposób, co wyszło naprawdę pysznie. To charakterne połączenie przypraw sprawiło, że czekolada nie wydaje się przesadnie "milusia", a migdały i rewelacyjna karmelowa czekolada sprawiły, że całość nie wydaje się specjalnie słodka (chociaż niesłodką nie można jej nazwać). Odebrałam ją jako bardzo złożoną i równocześnie jakoś... mniej migdałową od np. Bellarom Almond Milk Chocolate. I nie mówię tu o samych migdałach, tylko o "przesiąknięciu" nimi. Forma czekolady nasunęła skojarzenie z Ragusa Blond Caramelise i... jak pomyślę o nijakości tamtej, tym bardziej jestem pod wrażeniem trafnego doboru przypraw!
To naprawdę dobra czekolada, ale, nie wiem dlaczego, nawet przez moment nie pomyślałam, że mogłaby trafić na listę ulubionych.


ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 599 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: tłuszcz kakaowy, migdały (25%), surowy cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, słodka serwatka w proszku, syrop glukozowo-fruktozowy, odtłuszczone mleko w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, wanilia, sól, cynamon, płatki róż, proszek cytrynowy (cytryny, skrobia kukurydziana)

poniedziałek, 17 października 2016

Domori Donkey's Milk (Cioccolato al latte d'Asina) mleczna 45 % z oślim mlekiem

Nie lubię momentów, gdy kończy mi się jakaś seria słodyczy w szufladzie. Po tym, jak w moje ręce trafiła prawie cała oferta Domori, mogłam w nich przebierać, wybierać, jak mi tylko się podobało. Podobnie z nadziewanymi Zotterami, po danym zamówieniu czuję, że mam czekolady nadziewane dodatkami na każdą okazję... A tu ostatnio coraz mniej Domori, coraz mniej Zotterów... Prawda, że mam wiele innych czekolad, ale nie umiem pozbyć się takiego żalu, jaki zaczął rosnąć w moim sercu: otóż przyszło mi sięgnąć po ostatnią z mlecznych Domori, dla mnie chyba najbardziej zagadkową.

Domori Donkey's Milk (Cioccolato al latte d'Asina) Cacao Criollo 45 % to mleczna czekolada o zawartości 45 % kakao criollo z mlekiem oślim, stanowiącym 22,5% czekolady.

Po otwarciu poczułam ciekawy zapach, któremu jednak daleko było do typowej mlecznej czekolady. Poczułam się, jakbym wąchała jakieś orzechowe-ryżowe mleko i orzeszki ziemne. Pojawił się nawet wyraźny akcent soli, a kakao... było bardzo, bardzo daleko w tle. 

Wygląd czekolady mnie nie zachwycił, bo wydała mi się jakaś blada, pomyślałam, że na pewno jest miękka (mimo że nic nie wskazywało na to, że jest tłusta). Przełamałam, a ta... głośno trzasnęła.
Okazała się dość twarda, ale w ustach ustąpiła i rozpuściła się... także w dość dziwny sposób.
Okazała się przede wszystkim mało tłusta, choć dość lepiąca, a przy tym... nieco wodnista, rzadka. 

Od samego początku na prowadzenie wyszła silna słodycz. Sekunda, dwie i smak zrobił się czysto karmelowy. Ta wyrazistość karmelu miała w sobie coś delikatnie palonego, może odrobinkę miodowego. Z czasem dotarł do tego smak mleka, ale nie taki typowo mleczny. Wydał mi się odrobinę orzechowy, może owsiany czy ryżowy (nie znam się za bardzo na tych mlekach). Przez parę sekund pomyślałam o "futerkowej nutce" zwierzaka, ale zaraz utonęła w orzechach i karmelu.
Smak orzechowy odegrał tu chyba największą rolę spośród tych "innych mlek", bo związał się z nutką kakao, która to z kolei też wydała mi się wręcz mglista.

W tym czasie, słodycz trochę zmieniała swój wyraz, bo... przez pewien czas robiła się taka "zimna", jakby słodzikowa. Wrażenie to na pewno napędzała rzadka konsystencja, ale po chwili znów to karmel odwracał uwagę.

Na koniec do karmelu doszedł akcent słonawości, takie mlecznej, a w ustach pozostał słodki posmak, nie wskazujący jednak na czekoladę Domori.

To, co przeczytałam potem w internecie o mleku oślim, pasuje do tej czekolady. Ponoć jest bardzo słodkie i mało tłuste, przez dużą zawartość laktozy i wody, a także bardzo przypomina ludzkie.
Trochę żałuję, że była tak słabo kakaowa, ale zdaję sobie sprawę, że większa ilość kakao zaburzyła by smak mleka. Konsystencja okazała się taka sobie.
Ogółem smakowała mi najmniej ze wszystkich mlecznych Domori, ale to chyba przez słodycz, bo ostatnio szukam coraz mniej słodkich rzeczy. A tu mimo, że nie zacukrzona, to jednak ta słodycz mleka... Tak czy inaczej, to wciąż bardzo dobra czekolada!


ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 21,25 zł (za 25 g) - dostałam zniżkę od sklepu
kaloryczność: 581 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko ośle (22,5%), masa kakaowa, lecytyna sojowa

niedziela, 16 października 2016

Chocolate Amatler Ecuador 85 % ciemna z Ekwadoru

Kiedy będąc w Warszawie uparłam się kupić jakieś czekolady Blanxarta przy okazji wpadły mi w oczy także maleństwa od najstarszej (bo z 1797 r.) barcelońskiej marki Amatller. Bardzo spodobały mi się fikuśne grafiki na opakowaniach (jak się później dowiedziałam: stworzone przez artystów takich jak Alfons Mucha, Panagos czy Vicente Segrelles), ale z kolei skład tych z niższą zawartością kakao nie zachęcał. Wybrałam więc dwa bezpieczne procenty, zachęcona małą gramaturą (18 g).

Chocolate Amatler Ecuador 85 % to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao forastero z Ekwadoru.
Po rozchyleniu papierka zobaczyłam naprawdę bardzo ciemną, niemal czarną i tak jakby z granatowym, chłodnym przebłyskiem, czekoladę o mocnym, ale niezbyt złożonym zapachu. Był niezwykle jednoznaczny: sucha ziemia i kwiaty bez dwóch zdań. Kwiaty pod postacią nieco perfumową, taką słodkawą, ale dość ciężkawą z akcentami ziół i przypraw korzennych (goździki?). Całość była dodatkowo jakby zadymiona, ciężkawa, ale wciąż nie topornie ciężka.

Przy łamaniu usłyszałam bardzo głośny trzask, a kiedy włożyłam kawałek do ust, zaczął się rozpuszczać bardzo powoli i początkowo kremowo-gładko (choć nie był zbyt tłusty). Z czasem zaczął mi się kojarzyć z topiącymi się gęstymi lodami, w których skrywała się pewna sucha pylistość, do której nie dane było mi się dostać. Wydało mi się to lekko lepiące, ale nie mogę powiedzieć, bym odebrała to negatywnie czy pozytywnie. 

W smaku jako pierwsza pojawiła się lekka i przyjemna gorzkawość, niosąca smak mocno prażonych orzechów i ziaren kawy. Wraz z tym, jak kawałek się rozpuszczał, smak ziaren kawy zrobił się po prostu kawowy. Mocno kawowy. Podchodził on z czasem pod smak kojarzący się z suchą czarną ziemią.
Wcale nie równa się to mocnej goryczy, bo szybko zjawiła się słodycz o wyrazie korzenno-kwiatowym. Z przypraw wyróżniłabym tu chyba mieszankę kardamonu i słodkich goździków. Kwiaty podchodziły pod suszone, albo raczej... jeszcze suszące się, a nie zupełnie ususzone i momentami zmieniały się w zioła świetnie pasujące do prostej, ale nienachalnej słodyczy o lekko waniliowym wyrazie.

W tle tego wszystkiego czaiła się delikatna "ziemista" spalenizna, ale wydała mi się jakby zupełnie niezwiązana z prażeniem, tylko wypływająca z kakao. Skrywały się w niej jakieś kwaskowate owoce, ale kwasek ani razu nie wypłynął na wierzch.

Końcówka była głównie słodka, a gdy już ostatni kawałek czekolady zniknął, pozostał posmak wanilii, ziół i dymu. 

Muszę przyznać, że choć byłam trochę sceptyczna, nie znalazłam w tej czekoladzie nic, co by mi nie pasowało.
Bardzo dobrze wyważona, smakowite kwiatowo-korzennie-perfumowane nuty zmieszane z dymem i wanilią (której nie ma w składzie) trafiły w mój gust. Na szczęście nie było tu ani trochę kwasku, bo zupełnie nie pasowałby tu do kompozycji.

Zmieloną kawę i orzechy czułam także w neapolitance PralusaZotterze Ecuador "Arriba - Los Rios" 75 % (tu także mocno kwiatowe nuty), Domori Arriba Ecuador 70 % (a tu to nawet także kardamon i ziemię).
Czekolada była jednak bardzo łagodna jak na 85 % kakao i nie taka mocno gorzka. Żałowałam, że miała tylko te 18 g, mimo że nie miała w sobie "tego czegoś" by zwalić mnie z nóg i trafić na listę ulubieńców z dziesiątkami.


ocena: 9/10
kupiłam: Piccola Italia & Mediterraneo
cena: 2,80 zł (za 18 g)
kaloryczność: 614 kcal / 100 g
czy kupię znów: jakbym większą znalazła to tak (bo nie lubię takich maleństw)

Skład: miazga kakaowa, cukier

sobota, 15 października 2016

ciastka: Caprisse Ciastka kruche z cukrem; Krakuski Herbatniki deserowe z cukrem

Może zabrzmi to masochistycznie, ale wiecie, że lubię czasem zjeść jakiś gorszy słodycz, który z góry jest u mnie skazany na porażkę? Dzięki temu jeszcze bardziej cieszą mnie potem moje czekolady, mam wrażenie, że doceniam je jeszcze bardziej. Co więcej, dodałam recenzję ciastek związanych z wizytą ojca i po prostu źle bym się czuła nie poświęcając drugiego postu mojej Mamie, z którą to jestem o wiele bardziej związana, a wspólne herbatki z Nią zdarzają się o wiele częściej. Zazwyczaj wygląda to tak, że ona sobie coś do swojej herbaty przynosi, a ja po prostu delektuję się samą herbatą, ale tym razem usłyszałam przez telefon, że nic sobie nie kupiła i żałuje, a jako, że akurat byłam w Żabce, postanowiłam jej coś kupić.
Padło na zwyklaka, którego naprawdę nigdy w życiu nie jadłam, ale tego typu słodycze zapamiętałam z dzieciństwa, bo zawsze leżały na stole gdy lata temu moja Mama co tydzień spotykała się z jedną swoją koleżanką mającą córkę w moim wieku (i dziwiły się, jakie to z nas dziwne dzieci, że nigdy słodyczy i paluszków ze stołu nie ruszałyśmy).

Caprisse Ciastka kruche z cukrem to ciastka maślane produkowane specjalnie dla Żabki przez firmę Cukry Nyskie.


Po otwarciu paczki poczułam bardzo słodki, maślany zapach.
W plastikowym korytku znalazła się cała armia ciastek o pospolitym kształcie i grubości.

Cukier osypywał się na wszystkie strony i dało się go z łatwością zdrapać palcem (z mojej porcji ciastek tak pozbyłam się - na oko - łyżeczki cukru... a mówią "nie baw się jedzeniem"). Ciastka same w sobie okazały się chrupiące, kruszyły się minimalnie, a przy nacisku zębów nie rozpadały się.

Po zamoczeniu w herbacie trochę miękły, w ustach zaś się rozpływały się uwalniając przy tym neutralną tłustość.
Wraz z nią rozchodził się słodki smak, a zaraz za nim lekka maślaność i "ciastkowość" przez co rozumiem nieco neutralny posmak mąki i sody. Ciężko tu mówić o jakimś pieczonym smaku, bo były raczej blade (chociaż w tym przypadku nie była to wada).

Nawet po pozbyciu się większości kryształków cukru, ciastka same w sobie dalej były mocno słodkie, tak że spod słodyczy czułam tylko leciutką maślaność.
Obrzydliwe posmaki, jeśli były, skutecznie się ukryły, a ciastka, w towarzystwie z gorzką herbatą, smakowały nawet nieźle, sęk w tym, że swoją słodyczą i herbatę zasładzały.
Ogólnie uważam je za nieco przesłodzone (i tak, wiem, że piszę to o ciastkach z cukrem), ale ogółem dobre. Może sama sobie bym ich nie kupiła, ale jak ktoś takie rzeczy lubi... Powiem Wam, że moja Mama była bardzo zadowolona.


ocena: 7/10
kupiłam: Żabka
cena: 2,39 zł (za 140 g)
kaloryczność: 443 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: mąka pszenna, cukier 22%, tłuszcz roślinny (palmowy i rzepakowy), skrobia ziemniaczana, syrop cukru inwertowanego, jaja, mleko odtłuszczone w proszku, substancje spulchniające: wodorowęglan sodu i wodorowęglan amonu; sól, aromat

-----------------

Krakuski Herbatniki deserowe z cukrem to ciastka maślane, których producentem jest Bahlsen.


Podczas kolejnej herbatki z Mamą z uśmiechem stwierdziłam, że przypomniałam jej o ciastkowej klasyce, bo zobaczyłam, że wyjęła podobne ciastka, ale znanej firmy, której w dodatku niedawno próbowałam ciastka korzenne. Nadarzyła się świetna okazja małego porównania!

Po otwarciu paczki poczułam trochę krakersowy zapach, zmieszany z jakąś taką nutą... po prostu tanich ciastek? Chyba tak. Słodycz, aromat i te sprawy, wiecie.
Ciastka kruszyły się niemiłosiernie. Cukier natomiast mocno się trzymał i nie dało się go zeskrobać. Jedno wzięłam do ręki, a ono już się złamało. Pod naciskiem zębów rozpadały się na kilka kawałków, o okruchach nie mówiąc. Mimo to, w życiu nie nazwałabym ich chrupiącymi, były raczej miękkie. W ustach jednak okazały się po prostu tłuste, nie rozpływały się nawet po zamoczeniu w herbacie. Cały czas utrzymywały swoją tłustą-suchość (nie wiem jak to możliwe).

W smaku najszybciej pojawiała się słodycz i smak najpierw niemożliwy do określenia. Potem jednak wychodziło, że to tłuszcz (margaryna z dodatkiem masła) i posmak aromatu (z opakowania dowiedziałam się, że migdałowego, ale jedząc nie mogłam sprecyzować).
Podczas gryzienia ponad to wszystko parę razy wyszedł słonawy, trochę krakersowy, posmak. To dzięki niemu zjadłam aż trzy ciastka (przy drugim miałam kompletnie dość - za słodko i za tłusto, ale trzecie, żeby się upewnić, że naprawdę tam tę krakersowość czuję).

Te ciastka to coś, co idealnie odzwierciedla zwrot "tanie ciastka" jeśli o smak chodzi, no może z całkiem niezłą (słonawą) nutą, jednak nawet ona nie neutralizuje cukru. Nie wiem też, czy ktoś szuka słonawości w ciastkach z cukrem, wiem jednak, że w porównaniu do tych żabkowych znana i reklamowana marka wypadła niczym kpina. I tak, pamiętam, że oceniam słodycz ze zwykłej półki. Moja Mama stwierdziła, że "w sumie... <odkłada resztę zostawionych przeze mnie ciastek do swojej szafki> mogą być", czyli... pewnie zje je na cukrowym głodzie, bo normalnie skończyłaby tamtą resztę od razu. :P


ocena: 2/10
kupiłam: -
cena: - (np. w Tesco kosztują 2,89 zł / 150 g)
kaloryczność: 498 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: mąka pszenna, olej palmowy, cukier (18%), syrop cukru inwertowanego, substancje spulchniające: węglany sodu i difosforany, emulgator: lecytyny, serwatka w proszku (z mleka), sól, mleko w proszku odtłuszczone, skrobia (pszenica), aromaty, syrop glukozowo-fruktozowy, jaja w proszku

czwartek, 13 października 2016

Zotter Nougsus Walnut Nougat mleczny nugat z orzechów włoskich z kawałkami orzechów

Po nugacie z orzechów włoskich w formie Labooko, chciałam dość szybko sięgnąć po podobną tabliczkę z serii Nougsus. To fakt, że do tej serii specjalnie mi się nie spieszy, bo jednak nugaty za bardzo kojarzą mi się z tłustością i słodyczą, ale... kocham orzechy włoskie do tego stopnia, że nie da się znaleźć Zottera z nimi, do którego by mi się nie spieszyło. A dodatkowo... cóż za porównanie mnie czekało!

Zotter Nougsus Walnut Nougat to mleczny nugat z orzechów włoskich z ich kawałkami.

Kiedy tylko rozchyliłam srebrny papierek poczułam bardzo silny zapach orzechów włoskich, taki o ciepłym wyrazie, nieco prażony, może nawet karmelizowany. Zaraz za nimi czułam mleczną głębię, odrobinkę podkolorowaną wanilią. Całość wydała mi się jedynie słodkawa (jak na nugat).

Tabliczka o dość jasnym, ale intensywnym kolorze lekko trzasnęła i zobaczyłam przekrój z paroma drobinkami orzechów. Pod tym względem była bardzo podobna do Cinnamon Nut (chociaż wiadomo - grubsza).

Po zrobieniu pierwszego kęsa, nieco zdziwiona, poczułam głównie mleczną słodycz. Wyrafinowaną, na pewno nie przesadzoną, a już po chwili...
Przełamaną przez odrobinkę soli. Tak dosłownie odrobinkę, jakby pochodziła z naturalnego mleka czy leciutko podpalonego smaczku, bo i on się tutaj znalazł. Mam tu na myśli podpieczone czy podprażone orzechy włoskie.

Właśnie ich charakterny smak zdominował wszystko inne dość szybko.
Niczym niezakłócone i zdecydowane orzechy odsłoniły odrobinkę goryczki charakterystycznej dla nich, a nieco podpieczony smak w akompaniamencie subtelnych przypraw sprawił, że nugat ten wydał mi się... naturalnie korzenny i wytrawny, mimo słodyczy.
Przy słodyczy także warto zatrzymać się na dłużej, bo oprócz typowo waniliowo-nugatowego wyrazu, kryło się w niej coś minimalnie karmelowego, zwłaszcza przy ogólnie dość neutralnych (za małych, by wnieść coś więcej) drobinkach orzechów.

Swoista wytrawność cały czas się przewijała i najpierw nie mogłam jej nazwać. To jakby chwilami nasilająca się, leciutko roślinna nutka. To soja, która  zagrała niezwykle harmonijnie ze słodyczą, albo raczej nadała jej innego wydźwięku.
Wydaje mi się, że wszelkie dodatki po prostu zostały idealnie dobrane do orzechów włoskich, tak, że stworzyły nierozerwalną jedność.

Ta chyba smakowała mi bardziej niż wersja z cynamonem, na pewno odebrałam ją jako mniej słodką, mimo że różnica w zawartości orzechów to około 1 %. Tutaj były po prostu bardziej wyeksponowane i, nie wierzę, że to mówię, ale cynamon trochę za bardzo odwracał od nich uwagę.


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: nie pamiętam :P
kaloryczność: 609 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym kiedyś wrócić, ale raczej nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, orzechy włoskie (21%), pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), lecytyna sojowa, sól, wanilia, anyż

środa, 12 października 2016

Akesson's 75% Madagascar Trinitario Cocoa & "Wild" Voatsiperifery Pepper ciemna z Madagaskaru z dzikim madagaskarskim pieprzem

Jak wiecie uwielbiam sobie urządzać serie porównań... nawet się potem specjalnie do nich nie odnosząc w recenzjach. Wtedy łatwiej wyłapuję różnice, ale nigdy nie staram się na siłę ze sobą czekolad zestawiać.

Po dodanej wczoraj Akesson's 75% Madagascar Trinitario Cocoa & Pink Pepper, przyszła pora na drugiego pieprznego Akessona, różniącego się rodzajem pieprzu. Tym razem mamy do czynienia z dzikim pieprzem Voatsiperifery, rosnącym jedynie w lesie pierwotnym i wtórnym Madagaskaru. Mieszkańcy tamtejszych wsi zbierają go ręcznie od czerwca do października. Przypomina małe jagódki z ogonkami, a w smaku rzekomo jest ostry, ale mniej niż pieprz czarny, a także o wiele bardziej od niego cytrusowo-kwiatowy.

Akesson's 75% Madagascar Trinitario Cocoa & "Wild" Voatsiperifery Pepper to ciemna czekolada, o zawartości 75 % kakao trinitario pochodzącego z Madagaskaru, z dzikim madagaskarskim pieprzemVoatsiperifery

Po otwarciu folii, czekolada mnie zaskoczyła. Nie, nie wyglądem, bo wyglądała normalnie - pięknie jak to Akesson's ale kolor był zwyczajny. Zaskoczyła mnie zapachem papryczek jalapeno i jałowca na zdecydowanym, słodkim tle z nutą kompotu z czerwonych porzeczek. Daleko znalazła się lekko gorzkawa kora drzewa i ziemistość w ciepłej tonacji. Bardzo intensywne, specyficzne zapachy sugerowały pieprzność, ale nie czułam zapachu, o którym mogłabym napisać: "o, to był pieprz".

Przy łamaniu dość twardej czekolady usłyszałam przyjemny trzask i umieściłam kawałek w ustach. Zaczął się rozpuszczać w kremowy, ale niezbyt tłusty sposób, z czasem ujawniając drobinki pieprzu (dwa-trzy nawet z "ogonkami" a'la jagody), jednak zaraz do niego przejdziemy.

Pierwszą rzeczą, jaką poczułam w smaku była słodka soczystość cytrusów, ale nie tylko zwykłej cytryny. Bardziej mango, mandarynki, z których sok aż się leje. Z czasem pojawiły się też jagódki-porzeczki, trudne do zaklasyfikowania.
Równocześnie, może z małym opóźnieniem, pojawiała się gorzkość kawy, a może i lekka ziemistość, w towarzystwie łagodnego posmaku pieprzu. Wydał mi się taki... subtelnie zadymiony? Nie jak pokój palacza, a pomieszczenie w którym pali się kadzidełko. 
Tutaj, od tego kadzidełka, rozszedł się smak nieco kwiatowy, słodki, ale wciąż dymny. Nałożył się on na cytrusy, teraz głównie cytrynę. 

Gorzkość kawy zabłysła wyraźniej, pojawiło się skojarzenie z miękkim i wilgotnym kakaowym ciachem, a przy nim nasiliły się czerwone porzeczki. Było to mniej więcej w połowie rozpuszczania się kawałka, czyli wtedy, gdy lekko pieprzna pikanteria zaczęła się nasilać. Raz i drugi zapiekła w gardle, ale... na sposób mało pieprzny. Żeby było ciekawiej, cały czas podlewał ją sok cytrusów. Gorzkość też zrobiła się jakaś taka cytrusowa, jak skórka cytryny. Przy niej debiut ostrości był najgłośniejszy, ale, to dość dziwne, bo ta pikanteria wcale nie była jednoznacznie "pieprzna". 

Czekolada, pod koniec, przybierała smak kojarzący mi się z korą drzewa, która opadła na ciepłą, ciemną ziemię. Pozostawiało to gorzki posmak na bardzo długo. Trwał jeszcze jakiś czas po zniknięciu ostrego motywu pieprzu (mało pieprzny, ale jednak wciąż pieprzny) i smakowitej soczystości.

Muszę przyznać, że spodziewałam się po prostu mocniejszego smaku pieprzu, niż w tej z różowym, a tutaj... wcale nie było bardziej pieprznie. Owszem, wyraźnie czułam pieprz, ale zachwyciła mnie przede wszystkim... cytrusowa soczystość. Cytryna, mandarynki, mango... w towarzystwie czerwonych porzeczek, kawowo-ziemisto-pieprznej gorzkości i kwiatowo-dymnej słodyczy. Po prostu obłęd! Ta czekolada rzuciła mnie na kolana i o tyle, o ile w Akesson's 75 % Criollo Cocoa Madagascar było mało typowo madagaskarskich nut, tak ta czekolada to czysty soczysty Madagaskar. O wiele bardziej soczysta od Menakao Dark Chocolate 63 % combava & pink pepper i... w dodatku z wyższą zawartością kakao. 
Teraz to zdecydowanie jedna z moich ulubionych czekolad.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25 zł (za ok. 60g)
kaloryczność: 575 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: kakao (min. 75 %), cukier trzcinowy, czysty tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, różowy pieprz (2%)