piątek, 29 grudnia 2017

Wawel ciemna 43 % ze słonym karmelem i solą morską

W związku z przeprowadzką narzuciłam sobie  pewne ograniczenia w kwestii wydatków. Mając wiele na głowie, oszczędzając, a kochając czekoladę ponad wszystko postanowiłam dać szansę paru tańszym, zwykłym tabliczkom. Po naprawdę smacznych Baronach (70 % z miętą, biała z jagodami) i nie takim złym Wawelu z pomarańczą, mimo kilku paskud, wiedziałam, że można i wśród nich znaleźć jakieś ciekawostki. Z dzisiaj opisywaną nie wiązałam wielkich nadziei, ale kiedy dostałam część od Mamy - która to spojrzała ostatnio na Wawel przychylniejszym okiem (z racji kilku "pysznych cukierków z Biedronki") i zainteresowała się solonym karmelem, "ciemniejszymi (bo jeszcze nie ciemnymi) czekoladami" - pomyślałam: "a może akurat?".


Wawel Czekolada ze słonym karmelem to ciemna czekolada o zawartości 43 % kakao z chrupiącym solonym karmelem i solą morską.

Po otwarciu poczułam trochę cukierkową słodycz toffi-karmelu, co podchodziło pod plastik w towarzystwie czekoladowego zapachu, który starał się być jak najbardziej ciemnoczekoladowy, a kojarzył się z przypaloną (?) polewą. Nie było to zachęcające do spróbowania.

Przy łamaniu twarda, niemal czarna tabliczka wydawała pełny trzask. Jak się potem okazało, była pełna średniej wielkości kawałków chrupiąco-skrzypiącego karmelu, który nie był zbyt twardy, ani nie przyklejał się do zębów.

W ustach rozpływała się w średnim tempie, jak nieco plastikowa polewa, trochę proszkowa, raczej niezbyt tłusta.

W smaku już w pierwszej chwili dała o sobie znać karmelowo-toffi słodycz, mająca w sobie taką... taniość, tandetę.
Ogólna słodycz szybko się rozprzestrzeniła, ale nie zrobiło się cukrowo. Plątał się w niej raczej posmak kiepskiego mlecznego karmelo-toffi.
Wraz z wyraźnym smakiem kakao (ale nie gorzkością) stworzyło to wrażenie, że to tabliczka polewy, nie zaś czekolady. Dodatkowo nakręcała to ogólna... mlecznawość. Nie mleczność, o nie. Tylko taki nijaki, mlecznawy smaczek polewy, która ma ciemny kolor, ale w smaku nie jest ani ciemnoczekoladowa, ani mlecznoczekoladowa. Nie było to ani trochę przyjemne - odebrałam to jako maskujący się posmak margaryny i wyrobów czekoladopodobnych.

Z czasem do tego wszystkiego dołączał też słonawy akcent, który niewątpliwie przełamywał słodycz i wraz ze smakiem karmelu jakości niższej, niż przeciętna sprawiał, że nie było strasznie cukrowo.
Karmel oczywiście najlepiej czułam pod koniec, przy rozgryzaniu go. Trudno go nazwać mocno karmelowym. To właściwie takie trochę mlecznawe, trochę palone karmelo-toffi, nie wiadomo co.

Pozostawiało to mocny posmak polewy pseudoczekoladowej, kiepskich karmelowych cukierków i poczucie słonawości.

Całość wyszła więc za słodko, ale nie jakoś strasznie, bo i z elementami przełamującymi. Zasadnicze dodatki czuć, ale nie w takim stopniu, jakby się chciało. A już na pewno nie jest to jakość, jaką chciałoby się poczuć nawet przy czekoladzie z tej półki. Jej największym problemem było bowiem to... że nie wyszła jak czekolada, a jak polewa. Średnia w dodatku, choć całkiem zjadliwa (tylko że np. ja nie widzę sensu jedzenia takich rzeczy).
Jakościowo, w kwestii "czekolada czy polewa" przegrała z kretesem z Wawelem Luximo z pomarańczą.


ocena: 4/10
kupiłam: Mama kupiła (chyba) w Tesco
cena: 2-3 zł
kaloryczność: 526 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, kawałki karmelu 10% (cukier, laktoza, tłuszcz mleczny, mleko w proszku odtłuszczone, sól 0,8%, aromat, lecytyna rzepakowa), tłuszcz kakaowy, tłuszcze roślinne (palmowy, Shea), sól morska 1%, lecytyna sojowa, E467, aromaty

10 komentarzy:

  1. Nowe mieszkanko? Mam nadzieję, ze wszystko minie bez większych komplikacji (lub minęło) ;)

    Marce Wawel nie ufam tak samo jak tłuszczom roślinnym (palmowemu itp) w składzie czekolady... E 476 też zniechęca... takie pójście na łatwizne aby wyprodukować czekoladę jak najtańszym kosztem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie, dopiero przeprowadzka przede mną.

      Nie warto im ufać.

      Usuń
    2. Życzę mało nerwów i stresu przy przeprowadzce :)

      Usuń
    3. Dzięki, chociaż nerwy duże już są, a dopiero etap użerania się z biurem mieszkaniowym. :<

      Usuń
  2. Jakoś tak intuicyjnie trzymamy się od czekolad z Wawel z daleka :P

    OdpowiedzUsuń
  3. W pewnym punkcie recenzji poważnie zaczęłam się obawiać, że Ci to... el produkto ;) posmakowało. Na szczęście efekt jest taki, jak zawsze. Cenię Wawel za jako stałość, bo nie powoduje, że rozważam zakup jakichkolwiek nowości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię czasem tak postraszyć, albo przynajmniej ziarnko niepewności zasiać.

      Usuń
  4. Zgadzam się z każdym zdaniem, choć może szkoda, niestety, energii na każde. Żaden to smak, żadna to jakość, żadna przyjemność. Nie rozumiem jak można tak trwonić markę! Ale lubię śledzić Twoje emocje. Uśmiecham sie, bo wiem, co przeżywasz. Też jestem z tych, którzy w degustacji szukają uniesień. Zatem zatykam uszy (wszyscy się śmieją, ale posłusznie milkną - również tak masz?) i podróżuję... Ile było tych podróży, nie zliczę, ale jak już okażą się moim celem, ciągle kupuję bilet:) I zabieram ze sobą innych. Od niedawna przez moje delikatesy online Smaki Wysokie. Bon voyage dla Ciebie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, że szkoda na Wawel słów i emocji. Obecnie nic nie jest w stanie skłonić mnie do sięgnięcia po ich wyroby.
      Cieszę się, że lubisz czytać moje teksty.
      O taak, chwile z czekoladą, to chwile... tylko moje i czekolady. Uszu nie zatykam, w tle leci muzyka, w miejscach publicznych na uszach słuchawki. "Wszyscy" - mieszkam tylko z Mamą i każda z nas ma tak, że jak coś je (głównie odnosi się to u mnie do czekolady, u niej do słodyczy ogółem), to druga jej nie przeszkadza.
      Podróż przez nuty czekolad jest piękną podróżą. Życzę Ci jak najwięcej tych najlepszych!
      I dziękuję za taki miły komentarz.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.