czwartek, 15 listopada 2018

Manufaktura Czekolady House Blend Dark 70 % ciemna

Po nieprzyjemnej szorstkości Mesjokke Natural Blonde, naszło mnie na szorstkość, jaką lubię. Taka cechuje tabliczki Manufaktury Czekolady, więc na rękę było mi sięgnięcie akurat po ich nowość: blend. Chyba jedyny taki w ich ofercie, choć występujący w różnych opakowaniach. Od razu kupiłam też wersję mleczną, ale uznałam, że ona sobie poczeka na otwarcie.

Manufaktura Czekolady House Blend Dark 70 % cocoa to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao (blend).

W pierwszej chwili po otwarciu hermetycznie zamkniętego sreberka poczułam intensywny zapach, który jednak po chwili złagodniał. Najpierw byłam pewna, że trafiłam na tabliczkę pachnącą rozgrzanymi słońcem drzewami, ale później na myśl przyszły mi bardziej drzewno-chlebowe, jakieś rogalikowe ("croissantowe" - niechaj będzie ekskluzywniej) rzeczy. Obok tego czułam dużo owoców, rześkości i róż (kwiatowo-perfumowych). Czerwone owoce wkradały się w klimat wina, a pomarańcza z goryczką robiła jakieś wybiegi do ziemistości.

W dotyku i przy łamaniu tabliczka wydawała mi się sucha, głośno i "pusto" trzaskała, choć była bardzo twarda.
W ustach rozpływała się łatwo i dość szybko. Tłustość odebrałam jako znikomą, szorstkość... bardziej ziarniście-kryształkową, niż po prostu szorstką. Nie wyszło to ani dobrze, ani źle, a neutralnie.

Gdy tylko odgryzłam kawałek, moje usta zalał ziemiście-winny smak. Leciutka goryczka pędzona głęboką słodyczą czerwonego, niemal kwiatowego wina nierozerwalnie splatała się z przyjemną, leciutką taninową cierpkawością i jakby wręcz pieprznością.

To wino bardzo lekkie i soczyste... do którego już po chwili doleciały nuty innego napoju: soku z pomarańczy. Słodki, a jednak z lekkim kwaskiem i goryczką - taak, znowu te pomarańcze z zapachu.

W tym czasie jednak w siłę rosła gorzkawość taka... esencjonalnie czekoladowa. Czułam się, jakbym jadła gęsty, obłędnie czekoladowy krem. O ile zapach nie mógł się określić, tak smak to były (moje wyobrażenie) przypieczone niemal na chrupko z wierzchu, mięciutkie w środku, wyidealizowane croissanty nadziane przepysznym kremem czekoladowym. Najpierw to on dominował, ale z czasem chyba uznał, że pomarańcza to dobra partnerka i przed oczami zaczęły mi się pojawiać rogaliki z konfiturami z pomarańczy z gorzkawymi skórkami, a od złocistej kolorystyki (rogaliki, żółte konfitury) i kryształkowej struktury poszło dalekie skojarzenie z miodem.

Konfitury, konfitury takie też odważniej przyprawione... i nagle pojawiła się wyraźniejsza różaność. Różane nadzienie - bardzo słodkie i specyficzne, wyidealizowane. Wcześniej tylko zaznaczyła, że jest, a dopiero, gdy większość kęsa się rozpływała, wysuwała się na prowadzenie. Za jej sprawą słodycz rosła.

Pod koniec jednak zebrały się wszelkie "gorzkawości", większą rolę chyba odegrał akcent przypieczenia (ale nie palenia, całość była znikomo palona) i sprawiły, że znów to wykwintny, czekoladowy... a może właśnie bardziej truflowy (bo taki... czekoladowo-kakaowy z nutami wina) krem pozostał w posmaku.

Całość była dość słodka, ale... w tej słodyczy doszukałam się naturalnego przełamania, bo była jakby wpisana w gorzkie i kwaskowate nuty. Wino i kwiaty... no, ale jednak wino... rogaliki - jak mocno przypieczone i z jakimi wykwintnymi, gorzkawymi nadzieniami! Ta czekolada widziała mi się trochę jak niezależna kobieta, która nic nie musi, wszystko może i sączy jakieś łagodne wino do słodkiego śniadania, bo nikim się nie przejmuje, prawdopodobnie jest na urlopie...

Czekolada bardzo mi smakowała. Jej smak był stateczny, raczej prosty, ale jakże udany. Uwielbiam, gdy czekolada jest wyważona, ale właśnie w kontekście: niczego jej nie brak, a nie "wszystkiego tylko odrobinkę". Same rogaliki (nuta zupełnie nie w moim typie) na szczęście stanowiły tylko tło dla owocowo-kwiatowych, zabarwionych winem ekscesów kakao, które i ziemistości nie pożałowało. Zdobyło mnie połączenie pomarańczy i róż - chyba jeszcze na nie nie trafiłam (obstawiam połączenie kakao z Ekwadoru i Madagaskaru).
Podoba mi się też to, że mimo iż w zdecydowanie niższej cenie, marka nie przestała przykładać się do swoich wyrobów również w tej serii.


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 12,90 zł (za 50g)
kaloryczność: 594 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: miazga kakaowa, cukier

6 komentarzy:

  1. Moja miała czarno-białe opakowanie z napisem IM|POSSIBLE. Prostsza, ale fajna i tańsza niż single origin, z bardzo dobrym składem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prostsza? Ale że smak? Dostałam info, że czekolada w każdym opakowaniu jest taka sama.

      Usuń
    2. Miałem na myśli to, że jest prostsza od ich single origin (przynajmniej tych ciekawszych). Też słyszałem, że wszystkie są takie same i różnią się tylko opakowaniem.

      Usuń
    3. A, jeśli tak, to prawda.

      Usuń
  2. Wybieram zwykłe croissanty z różanymi powidłami (konfitura jest za rzadka, a mnie się marzy gęssstość).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powidła, konfitury... niech no to tylko będzie do potęgi różane, to dla mnie może być. <3 Ale jako nuta, bo croissanta tak jako croissanta to Tobie zostawię.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.