Jakoś gdy tylko zdarzyło mi się ponarzekać na to, że kiedyś kupiłam tylko jedną tabliczkę Hoja Verde (Ecuador 72%), nadarzyła się okazja, by to zmienić. Znów jednak była to tylko jedna tabliczka (na setkę jakoś nie miałam ochoty - kupiłam wiele innych ciekawych tabliczek), co po części przełożyło się na to, że była jedną z pierwszych, za które się zabrałam ze złożonego zamówienia. A po części po prostu miałam ochotę na popis tej marki z zawartością większą niż 72 % . Używane tu kakao uprawiane jest z zachowaniem ekologicznych metod przez 396 farmerskich, lokalnych (bo ekwadorskich) rodzin.
Hoja Verde Ecuador 80 % to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao Arriba z Ekwadoru.
Podczas otwierania sreberka poczułam się, jakbym otwierała jakieś owocowo-wodne, niemal czarne lody dla dzieci (ciemne Kolorki mi się przypomniały). Uderzył mnie bowiem ogrom kwaskowatej, trochę wręcz cukierkowej, zacnie orzeźwiającej soczystości ciemnych owoców leśnych i wiśni z cytrusowymi zapędami. Było to jednak wciąż słodziutkie. Obok tego, nie wiem nawet czy nie silniej, odezwała się baza kojarząca się z mulistą, błotnistą ziemią. Gdy powąchałam już samą tabliczkę z cytrusów wyróżniłabym grejpfruta. W czasie degustacji dowąchałam się jeszcze maślanej bułeczki z rodzynkami albo raczej rodzynek w niej (bo to one przeważały). Zapach połączył i orzeźwienie, lekkość i wyrazistość, dosadność.
Przy łamaniu czerwonawa tabliczka trochę trzaskała, nie była tak bardzo twarda, jak można by się spodziewać. Jej przekrój wydał mi się ziarnisty, ale w ustach rozpływała się gładko i bardzo powoli. Była mulista, mazista i bardzo maślana - jak na mój gust nieco za tłusta. Przez większość czasu wydawała się kremowo gładka, ale lekka pylistość cały czas gdzieś wisiała. Na koniec czekolada trochę ściągała.
Od pierwszego kęsa poczułam ziemistość oraz nie za mocną, ale wyraźną gorzkawość kawy z kwaskowatymi nutami. Czarnej kawy, ale nie siekiery oraz świeżopalonych (raczej delikatnie) ziaren. Oprócz tego pojawiła się przy tym goryczkowato-kwaskowata nuta ciemnych owoców.
Gorzkość od początku była spleciona ze znaczącą słodyczą, która miała dwa źródła. Ku mojemu zaskoczeniu, przeważyła słodycz nieowocowa. To moje wyobrażenia o wszelkich maślanych wypiekach, koglach moglach (nigdy nie jadłam), toffi (?)... Jednak nie były czystym zasłodzeniem, bo szybko wyłoniło się spośród nich parę przełamujących smaczków. To jakieś maślane bułeczki z mnóstwem rodzynek z zapachu.
Z rodzynkami tymi łączyła się owocowa słodycz, zbierająca się na tyłach jako soczyste orzeźwienie. To przy nim rozwinęły się taninowe ciemne owoce, stając się ewidentnie czarnymi porzeczkami. Rześkość wzrastała, że pomyślałam wręcz o lodach czy sorbetach. Oprócz tego mignęła mi pewna żywa "badylkowość" i kwiatowość. Raz przeważała ogólna roślinność, raz właśnie kwiaty.
Rośliny z czasem zaczęły przyciągać na pierwszy plan ziemistość, a czarne porzeczki wypuściły kwasek, który bezproblemowo łączył się z kawą. Bliżej końca ze związku tego wyszło więcej cierpkości i kwasku. Poczułam ziemistość nasączoną cytrusowym sokiem.
W posmaku pozostała ziemistość właśnie, całkiem sporo ziaren kawy i kwaskowato-goryczkowaty grejpfrut. Było rześko, ale czułam też lekkie ściągnięcie, wysuszenie w ustach.
Całość wbrew pozorom nie wyszła aż tak bardzo owocowo, ale bardzo soczyście-rześko, niczym orzeźwiające lody i żywe rośliny. Ciemne owoce (czarne porzeczki, wiśnie?, rodzynki) nakręciły owocowy kwasek, ale ogólna słodycz była zaskakująco silna. Gorzkawość z kolei okazała się subtelna (kawowo-ziemista) i też wpisana w powyższe za sprawą grejpfruta. Podobało mi się sporo taninowo-cierpkich zapędów.
Do tego smaku nie pasowała mi jednak zbyt tłusta konsystencja, podobnie jak niektóre maślane nuty mogłyby zostać pominięte. Zamiast nich wolałabym silniejszą gorzkość.
ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 14,99 zł (za 50g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy
Chyba dawno ją kupiłaś, bo ostatnio Hoja Verde z Sekretach nie widziałem.
OdpowiedzUsuńA jednak :) Mamy teraz 4 różne tabliczki i zestaw 50/58/66/72/80/100 :)
UsuńTo prawda. I jest to odpowiedź na oba komentarze. ;)
UsuńKupiłam dawno, ale ostatnio do Sekretów zawitało mnóstwo czekolad.
Wiem, kupiłem kilka nowości. Czyli Hoja Verde przy kolejnej okazji.
UsuńNa czekoladę w ogóle nie mam ochoty. Owocowo-cukierkowe zapachy perfum były moimi ukochanymi w okresie gimnazjalno-licealnym. Dziś nadal wybieram bardzo słodkie, ale już nie landryny. Kogel-mogel to smak moich weekendów u babci. Ręka jej odpadała, ale tarła Oleńce, bo ta kochała. 2-3 jajka, kopa cukru i jedzieeemy. Co zabawne, w tatarze surowe jajko już mnie obrzydza - nigdy nie próbowałam (kiedyś to zrobię).
OdpowiedzUsuńJa z perfumami to mam różnie Kiedyś lubiłam te wręcz cukierkowe, potem męskie, teraz ciężkie... Po prostu ładne.
UsuńMama kiedyś dzień w dzień kogel-mogel jadła. Nie mogłam na to patrzeć.
A co do tatara... Mnie nie obrzydza, ale do takiego tradycyjnego, wołowego z jajkiem na wierzchu jakoś mnie nie ciągnie.